Aniara - 9 września

 

reżyseria: Pella Kagerman / Hugo Lilja
scenariusz: Pella Kagerman / Hugo Lilja
gatunek: Dramat / Sci-Fi
produkcja: Szwecja / Dania
premiera: 11 grudnia 2020 (Polska)
Film dostał 4 nagrody i 2 nominacje.

 

Science fiction w Dyskusyjnym Klubie Filmowym Wiesława Kota. Zapraszamy na seans szwedzkiego filmu "Aniara" na podstawie powieści Harry'ego Martinsona. Przed projekcją prelekcja krytyka, którą możecie przeczytać już teraz, poniżej.

 

 

Film produkcji szwedzkiej pod tytułem „Aniara” to jest jeden z tych obrazów typu science fiction w kinie współczesnym, który obywa się bez pustej pompatyczności. Bez tego baletu planet i statków kosmicznych, bez bajecznych historii w typie „Gwiezdnych wojen”. Próbuje zamiast tego pokazać w kameralnych okolicznościach te problemy, z którymi przyjdzie się zmierzyć ludzkości w momencie, gdyby próbowała ona wychynąć poza opłotki własnej planety. 

W naszym obrazie tytułowa „Aniara”, czyli statek kosmiczny, ewakuuje z planety Ziemia ludzi do nowego, bardziej przyjaznego domu, jakim ma się okazać Mars – kolejna niezdewastowana jeszcze przez ludzkość planeta w naszym układzie słonecznym. Niestety, statek kosmiczny zmuszony jest do korekty kursu po nieprzewidzianej kolizji z kosmicznymi śmieciami. Podróż się niewątpliwie przedłuży, i to znacznie, i w tej sytuacji szczególnym popytem cieszy się korzystanie na statku kosmicznym z tak zwanej sali wspomnień, która rekonstruuje życie na Ziemi. A że rekonstrukcja życia nigdy nie może się odbyć w skali jeden do jeden, ta rekonstrukcja jest raczej wariantowa, poszukiwawcza, kombinatoryjna. Ludzie zagłębiają się nie tyle w życie na Ziemi, co we własną przeszłość i w ten sposób próbują raz jeszcze rozegrać dawne wydarzenia. Często ze sporym kosztem własnym.

Ta historia została przeniesiona do filmu z powieści Harry’ego Martinsona z roku 1956, powieści o tym samym tytule. Tu dwa słowa o samym Harrym Martinsonie, pomysłodawcy całej sytuacji. To sierota, który uciekł od przybranych rodziców, zaciągnął się na statek i żeglował po świecie, odwiedzając co bardziej egzotyczne miejsca, od Brazylii po Indie. Kiedy wrócił do Szwecji, tułał się bez celu, często bywał aresztowany za włóczęgostwo.

 


 

 

Na szczęście od 1929 roku zajął się literaturą; najpierw poezją, potem prozą, w której opisywał surowe warunki bytowania na szwedzkiej prowincji. Okazało się, że w szwedzkim włóczędze drzemie spory talent literacki i zmysł obserwacyjny; jego powieści tłumaczono na dziesiątki języków, a on sam został pierwszym pisarzem o rodowodzie proletariackim wybranym na członka Szwedzkiej Akademii Literatury. Ale i w tym poważniejszym życiu pisarza było ciekawie, bo zahaczył o tę chorobliwą fascynację XX-wieczną, która przytrafiała się licznym jego kolegom po piórze. I dlatego warta jest przypomnienia jako fragment historii minionego stulecia.

W 1934 roku pisarz wraz z żoną wyjechał do Moskwy na kongres pisarski, w którym uczestniczyli również sympatyzujący z komunizmem pisarze zachodni m.in. Louis Aragon. Oczywiście pisarzowi z Zachodu, jak wielu literatom, którzy odwiedzali Związek Radziecki wcześniej i później, nie pokazywano prawdziwego życia w Kraju Rad a przeciwnie. Niektórzy ludzie pióra tego nie dostrzegali albo udawali, że nie dostrzegają, jeżeli tak im było wygodnie. Ale Martinson do nich nie należał - przejrzał na oczy. Jak przypomina cioteczka Wikipedia: "zdobyta tam wiedza na temat komunistycznego państwa radzieckiego wpłynęła na poglądy i postawę Martinsona. W związku z tym później, w latach wojny radziecko-fińskiej 1939-1940 najpierw aktywnie nawoływał do wyruszenia na front, a następnie jako ochotnik zaciągnął się do szwedzkiego korpusu i brał czynny udział w kampanii wojennej, pracując na tyłach. Udział w wojnie doprowadził do nawrotu choroby płuc, przez co pisarz został zdemobilizowany".

Jeżeli chodzi o największe osiągnięcie Harry’ego Martinsona, to jest nim właśnie poemat epicki „Aniara” z 1956 roku. Przedstawił w nim pesymistyczną wizję przyszłości, jaka czeka ludzkość. Ta „Aniara” z tytułu poematu to statek kosmiczny, który na swoim pokładzie niesie tysiące uciekinierów z Ziemi, którzy ratują się przed katastrofą atomową. Poemat przerobiono na operę, wystawioną przez Szwedzką Operę Narodową w roku 1959, potem wystawiano ją na licznych scenach operowych całej Europy, od Hamburga po Brukselę. A sam pisarz, już jako laureat Nagrody Nobla z roku 1974, pod koniec życia poświęcił się osobliwemu hobby, mianowicie pasji kolekcjonerskiej. Zbierał etykiety, ozdobne pudełka, puszki, butelki z całego świata, z czego utworzył osobną kolekcję, która do dzisiaj jest eksponowana w budynku szkoły, do której młody Harry Martinson uczęszczał.

 

Ta „Aniara” z tytułu poematu to
statek kosmiczny,
który na swoim pokładzie niesie tysiące
uciekinierów z Ziemi, którzy ratują się
przed katastrofą atomową.

 

Skoro mówimy dziś o takiej symulacji w kontaktach z kosmosem,  to  wspomnijmy, że przecież  niemal cała twórczość Stanisława Lema była właśnie próbą skonfrontowania się, we w miarę przewidywalnych i w miarę realnych jak na dzień dzisiejszy warunkach, ludzkości z obcymi z innych miejsc naszego wszechświata. A ta konfrontacja mogłaby być zupełnie odmienna od tej, jaką proponuje to niekomercyjne kino spod znaku science fiction. Trudno nie przywołać tutaj bodaj najwybitniejszej, najbardziej dogłębnej wizji takiego kontaktu, jaka znalazła się przede wszystkim w literaturze, bo film nie bardzo jej podołał; mianowicie tej wizji, którą zawarł Stanisław Lem w powieści „Solaris”.

„Solaris”, filmowana zresztą trzykrotnie, za każdym razem w sposób niezbyt udany, to powieść Stanisława Lema, która jest już własnością całego świata, zaliczaną do klasyki, nie tyle literatury science fiction, co klasyki literatury w ogóle. Tu przypominamy, gdyby kogoś to dzieło ominęło, że bohater historii, psycholog Chris Kelvin, przybywa z Ziemi na odległą stację badawczą, która góruje nad plazmatycznym oceanem na planecie Solaris. Ocean jest dla badaczy zagadką, ale jeszcze większą zagadką jest zachowanie ludzi, którzy pracują na stacji badawczej. Zachowują się w sposób zupełnie nieracjonalny; jej szef popełnia samobójstwo na kilka godzin przed przybyciem psychologa wysłanego z Ziemi. Okazuje się, i tu streszczamy fabułę, że ocean, bezosobowy i bezrozumny, ma tę właściwość, iż przywraca do istnienia osoby, które figurują tylko w przybyłych tu członków ekspedycji, a są to często osoby, o których istnieniu chcieliby zapomnieć. Ocean wytwarza te osoby w postaci neutrinowych, czyli niezniszczalnych, tworów; nie można ich zabić, nie można się ich pozbyć, są tak natrętne, że prowokują bohaterów do czynów drastycznych. Tak, to jest dość prawdopodobny, choć makabryczny kontakt ze światem Obcych z kosmosu. Dzięki temu „Solaris”, która to powieść zawiera najbardziej oryginalną wizję nieznanego i obcego w historii literatury, wyostrzył problem niezrozumienia wszechświata i bezradności człowieka, który wobec kosmosu nie jest jednak w stanie uwolnić się od balastu ziemskich wspomnień.

 

 

O tym właśnie traktuje film, który dziś oglądamy, dzieło pod tytułem „Aniara”. Aniara to nazwa pochodzenia greckiego, w wolnym tłumaczeniu znaczy tyle co rozpacz. Okazuje się, że ludzkość w kosmosie nie będzie w stanie dokonywać rzeczy przełomowych czy całkowicie oryginalnych, raczej będzie się poruszać siłą bezwładu, jak owa kosmiczna „Aniara”. Ludzkość będzie reprodukować te formy istnienia osobistego i społecznego, jakie wyniosła z Ziemi, a formą najłatwiejszą są ustroje totalitarne, w których odpowiedzialność osobista zanika na rzecz przystosowania się i uległości wobec władzy. I tak ludzkość na pokładzie „Aniary” powtarza tylko stare błędy, obnaża beznadziejną powtarzalność własnego bytu, pokazuje, że po prostu utknęła i nie jest w stanie ruszyć z miejsca, nawet jeżeli luksusowy statek kosmiczny, przypominający ekskluzywny wycieczkowiec, wiezie ją z macierzystej planety. Inna sprawa, że to ziemskie życie, kruche i ułomne, okazuje się bezcenne w sytuacji, kiedy międzygwiezdni podróżnicy zdają sobie sprawę, iż kosmos to przede wszystkim niezmierzona pustka, otchłań, jedno wielkie nic, w którym nasze życie, naszą osobowość trudno porównać z czymkolwiek, tak bardzo do tego kosmosu nie przystajemy. Wszystko więc, co ważne, co istotne, rozegrało się gdzieś tam,  na tej nieskończenie małej plamce, na planecie zwanej Ziemią. Z punktu widzenia kosmosu tak nikłej i nieważnej.

Jest więc film „Aniara” poetycką odą do entropii, pustki i zapomnienia. Pytanie tylko, czy, aby przekonać się, że nasze życie jest moralną entropią, musimy wyruszać w daleki kosmos. Być może odpowiedź na to pytanie znajduje się na miejscu, a pasażerowie „Aniary”, cóż, zachowują się początkowo siłą przyzwyczajenia, jakby byli na Ziemi. Przez kilka pierwszych sekwencji spacerują po niekończącym się centrum handlowym, które oferuje bukiet rozrywek. Nawiązują związki, wychowują dzieci, jak na Ziemi. Pojawiają się drobne kulty, sekty, mnożą się samobójstwa, niektórzy popadają w alkoholizm. Po prostu „Aniara” to mikrokosmos ludzkości. Niby czas płynie, odległość się rozciąga, ale tak naprawdę ludzkość w tym luksusowym wehikule zdaje się stać w miejscu.

Jeżeli ludzkość może zrobić coś istotnego we własnej sprawie, coś poprawić, zmienić na lepsze, to tylko tu i teraz. Żadne fantazje ani wycieczki poza własny galaktyczny ogródek niczego tu tak naprawdę nie zmienią i pora przyjąć tę wiadomość wsobnie, w głąb własnej świadomości. To też jest niezły kosmos. Prawda?

 

 

 

piątek, 9.09, godz. 18:00
sala kinowa KOK

WSTĘP WOLNY

 

Rezerwacja miejsc pod numerem tel.: (65) 512 05 75

 

 

 

 

Patronat medialny: