"Będzie lepiej" DKF Wiesława Kota
Data rozpoczęcia: 2024-06-21 18:00
Data zakonczenia: 2024-06-21
reżyseria: Olivier Nakache, Éric Toledano
scenariusz: Olivier Nakache, Éric Toledano
gatunek: komedia
produkcja: Francja
premiera: 7 września 2023 (świat)
czas trwania: 120 min / lektor PL
Ciepło, słońce i wakacje, więc na naszym ekranie również trochę więcej radości, żeby odetchnąć głęboko. W ramach spotkania Dyskusyjnego Klubu Filmowego Wiesława Kota zapraszamy na seans filmu "Będzie lepiej" - francuską komedię autorstwa uwielbianych przez widzów "Nietykalnych". Kilka słów o filmie i dookoła produkcji opowie dr Wiesław Kot, jak zawsze przed seansem. Tekst prelekcji dostępny przedpremierowo poniżej.
Zgromadziła nas dziś, Drodzy Państwo, komedia francuska, która utrzymuje się w tonacji lekkiej i fruwa jak ważka, do czego komedia znad Sekwany przyzwyczajała nas od czasów René Claira i Maurice’a Chevaliera. Do tych właśnie korzeni nawiązuje film pt. „Będzie lepiej”, który premierę na świecie miał 7 września zeszłego roku, a w Polsce w styczniu tego roku.
Tak nawiasem – tytuł „Będzie lepiej” jest mocno osadzony w polskim kinie, ponieważ tak nazywała się komedia z 1936 roku wyreżyserowana przez mistrza Michała Waszyńskiego z udziałem przedwojennych gwiazd radia i ekranu Kazimierza Wajdy i Henryka Vogelfängera, znanych publiczności jako Szczepko i Tońko. A z tymi postaciami wiąże się kawał historii polskiego radia i kina. Zróbmy tu dygresyjkę, korzyść z niej taka, że nie zagadamy naszej komedii.
Szczepko i Tońko jako duet komiczny nie mieli sobie równych w całym dwudziestoleciu. Kazimierz Wajda (1905-1955) to lwowski rodak, na studiach próbował swoich sił w studenckich kabaretach. Tam poznał przyszłego prawnika, Henryka Vogelfaengera (1904-1990). Wajda związał się z teatrem na stałe, zdał eksternistyczny egzamin aktorski. Po wojnie wrócił do radia, a w nim znalazł swoja niszę: sprawozdania z występów cyrkowych.
Tońko to również rodowity lwowianin z Łyczakowa. Studiował prawo na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, gdzie otrzymał tytuł doktora. Właściwie studiował tylko po to, aby zrobić przyjemność własnemu ojcu, drobnemu urzędnikowi, który miał wobec syna wysokie oczekiwania. I nie zmienił ich nawet wówczas, gdy syn był już znanym radiowcem i aktorem. Tak więc Tońko bywał na przemian na sali rozpraw, gdzie toczył poważne batalie procesowe i w radiu, gdzie odtwarzał postać mało rozgarniętego dziecka lwowskiej ulicy. Nie przeszkadzało mu to jednak wcale.
Wkrótce we Lwowie zjawił się reżyser Michał Waszyński i zaproponował Szczepkowi i Tońkowi udział w filmie „Będzie lepiej”. Chciał wykorzystać w kinie ogólnopolską popularność dwójki „batiarów”. Film skazany był na sukces. Niebawem powstał scenariusz kolejnego – „Włóczęgów”. Po udanej premierze szefowie wytwórni „Feniks” podpisali ze Szczepkiem i Tońkiem umowę na cztery następne filmy. Nawet zaczęli kręcić pierwszy z nich, „Serce batiara”, ale zdjęcia przerwał wybuch wojny. Tońko został oddelegowany przez władze wojskowe i do dyspozycji rozgłośni lwowskiej Polskiego Radia.
Razem z innymi pracownikami Szczepko i Tońko ewakuowali się przez Rumunię do Francji dając po drodze występy dla najrozmaitszych polskich formacji wojskowych. Kontynuowali je we Francji jeżdżąc od obozu do obozu. A podczas późniejszych działań wojennych, kiedy „Wesoła lwowska fala” była częścią sił zbrojnych dowodzonych przez generała Stanisława Maczka, Szczepko i Tońko chodzili śpiewać od bunkra do bunkra. Tak dorobili się stopnia podporucznika. Po wojnie Tońko zdecydował się pozostać na emigracji w Anglii. Szczepko wrócił do Polski. Tońko zaczepił się w biurze wytwórni plastrów i cierpliwie uczył się języka angielskiego. Z czasem został nauczycielem łaciny, której znajomość wyniósł z Uniwersytetu Lwowskiego. Kiedy telewizja pokazała film „Włóczęgi” po raz pierwszy po wojnie w połowie lat 80. (istniała ciągle drażliwa kwestia polskości Lwowa), Tońko ucieszył się ogromnie i chciał londyńskim znajomym opowiedzieć o tym, że znowu pokazują go w Polsce, że wraca lwowska piosenka, lwowski folklor. Ale w Londynie nikomu nic to nie mówiło…
W roli gwiazd wystąpili w tej naszej komedii również Aleksander Żabczyński, Loda Niemirzanka czy Stanisław Sielański. Jak na tamte czasy, obsada doborowa. Film zresztą został niedawno poddany rekonstrukcji cyfrowej i dzięki temu z ekranu czysto brzmią teksty, jak np. „Chwała Bogu, że ja żyję, bo jakbym ja umarł, to ja bym tego nie przeżył”.
Wspominam o tym polskim filmie także dlatego, iż chwyt komediowy typu qui pro quo, czyli sytuacja, kiedy ktoś inny bierze nas albo my inną osobę bierzemy za kogoś, kim ona nie jest, łączy tamten obraz z dzisiejszym „Będzie lepiej”. Tutaj także będziemy mieli dwójkę życiowych wykolejeńców, którzy zupełnym przypadkiem trafią w środowisko, którego w zwykłych warunkach unikaliby jak ognia. Tam się bowiem kariery nie robi i nie ma kogo nabrać na kolejną pożyczkę.
Film pokazuje także kwestię organizowania publicznych manifestacji i protestów, co w dzisiejszych czasach staje się osobną sztuką. Mobilizowanie ludzi wokół jakiejś, choćby najbardziej szczytnej, idei w sposób bezpośredni na ulicy musi brać pod uwagę wszystkie okoliczności oraz możliwe reperkusje, także te niekorzystne, przygotowywanej manifestacji. Inaczej obraca się ona w swoje przeciwieństwo; efekt staje się odwrotny do zamierzonego, co często możemy prześledzić w naszym ulicznym życiu politycznym.
I tutaj kładziemy tamę w relacjonowaniu fabuły, zgodnie z obietnicą, że będziemy się radykalnie ograniczać w spoilowaniu filmu. Film obraca się także wokół romansu, żeby jego tonacja była jeszcze lżejsza i bardziej przyjemna. Ścieżka dźwiękowa filmu jest pogodna i utrzymana w konwencji muzyki, jaką skłonni bylibyśmy opatrywać przymiotnikiem hipisowskiej, czyli takiej, która jest pokłosiem festiwalu Woodstock z 1969 roku, a więc kawałki typu „Hey Joe” Jimiego Hendrixa czy „This Is The End” zespołu The Doors.
Przejdźmy do sprawców. Film „Będzie lepiej” jest efektem współpracy dwóch realizatorów, Erica Toledano i Oliviera Nakache. Obaj wspólnie napisali scenariusz i wspólnie wyreżyserowali ten film. Zatrzymajmy się na chwilę przy tych panach. Eric Toledano, rocznik 1971, ma już w tej chwili 52 lata, to paryżanin z pochodzenia, a z zawodu reżyser i scenarzysta. Dorastał w Wersalu, gdzie, jak mówi, spędził szczęśliwą, ciepłą i przyjazną młodość. Wersal, z jego pałacem i ogrodami, przed wiekami także był kolebką licznych artystów, do których Eric teraz dołączył. Po szkole biegał do kina, zwłaszcza na filmy Woody’ego Allena, a dialog z obrazu pt. „Annie Hall” znał na pamięć. Jak mówi, Woody Allen jest dla niego niedościgłym wzorcem do naśladowania. Siłą Allena jest powtarzalność, porusza temat tych samych nerwic, ale za każdym razem robi to w sposób odmienny i tak samo genialny.
Po zdaniu matury w liceum w Wersalu, tak nawiasem – liceum nosiło imię Marii Curie, na kilku uczelniach naprzemiennie studiował literaturę i nauki polityczne, z których zrobił magisterium na Sorbonie. Ogromnie w życiu ruchliwy Eric Toledano zetknął się z filmem pracując jako asystent reżysera, a w 1995 już we współpracy z Olivierem Nakache nakręcił pierwszy film krótkometrażowy. Dziełko pochłonęło wszystkie ich oszczędności. Niewiele to pomogło, bo przeszło niezauważone.
Z drugim filmem, który opierał się na technice stand-upu, czyli monologu wygłaszanego przez komika w stronę zgromadzonej publiczności, poszło już lepiej. Ciągle nie mogli sobie pozwolić na zatrudnienie aktorów z renomą, opierali się na współpracy z debiutantami. Jednym z nich – jak się okazało, twórcą przełomu w ich karierze – był Omar Sy. Filmy z udziałem tego aktora, napisane i wyreżyserowane przez duet Toledano-Nakache, były coraz lepsze, aż doszło do prawdziwego przełomu. W 2011 roku ich czwarty wspólny film pt. „Nietykalni” odniósł fenomenalny sukces we Francji; obejrzało go prawie 20 milionów widzów. Również na arenie międzynarodowej radził sobie brawurowo, ponieważ zgromadził w kinach ponad 30 milionów widzów. Został także zaadaptowany na potrzeby teatru we Francji i za granicą.
Samego Erica Toledano i jego współpracownika przesłoniła zupełnie sława aktora Omara Sy, kiedy stał się międzynarodową gwiazdą i zepchnął swoich mentorów w cień. O Olivierze Nakache pisze się zdecydowanie najmniej z tej trójki. Dodajmy więc tylko, że urodził się w roku 1973 w rodzinie Żydów wywodzących się z Algierii.
Nasz film szczególnie chętnie oglądany był w ojczystej Francji, ale także we frankofońskiej części Kanady. Tam krytyka pisała, że owszem, film jest błyskotliwy i lekki, że upakowano w nim sporo interesujących gagów, ale pisano także, że film jest niedociążony psychologicznie i ideologicznie. Że na temat zadłużenia, którego nie sposób pokonać, na temat ochrony przyrody i akcji podejmowanych w tym celu, należałoby mówić nieco poważniej. No tak, ale wtedy uleciałaby z dziełka ta eteryczna francuska atmosferka. Zwracano także uwagę na nieobecność katharsis, czyli oczyszczenia duchowego, przemiany wewnętrznej głównych bohaterów Alberta i Bruno. Że niby dwaj kombinatorzy powinni zmądrzeć. Cóż, z doświadczenia wiemy, że raz mądrzeją, raz nie. Z punktu widzenia tzw. sztuki dobrze napisanej, czyli komedii gatunkowej, jeżeli oszust styka się w ramach przebiegu fabuły z jakąś czystą ideą lub z promienną osobą, porzuca swoje wcześniejsze przyzwyczajenia, rozumie popełnione wcześniej błędy i występki, i wraca na właściwą ścieżkę. Widz też ma wtedy z takiego powodu nieco satysfakcji moralnej.
Ale to w filmie gatunkowym, w którym taki luksus moralny wliczony jest do ceny biletu kinowego. W życiu mądrzejemy znacznie wolniej, o ile w ogóle. A są wśród nas tacy, którzy nie mądrzeją nigdy i taki właśnie okaz macie Państwo przed sobą. Okaz zaprasza Państwa na pokaz.
piątek, 21.06, godz. 18:00
sala kinowa KOK
wstęp wolny
DKF 21.06 „Będzie lepiej”
Podsumowanie dyskusji
Francuską komedię „Będzie lepiej” oglądaliśmy w czasie, kiedy nasi chłopcy grali mecz z reprezentacją Austrii. Kiedy mecz i film dobiegły końca, wiedzieliśmy jedno: lepiej już było. Zwłaszcza w odniesieniu do naszej piłkarskiej reprezentacji. Francuska komedia romansowo-ekologiczna – odwrotnie. Rozbudziła apetyty na filmy rozweselające podobnie, tylko bardziej. Kto wie – może i pójdziemy tą drogą. Bacząc jednak, byśmy się nie zabawili na śmierć.
Patronat medialny: