Obsesja - 28 czerwca
reżyseria: Todd Haynes
scenariusz: Samy Burch
gatunek: Dramat, Thriller
produkcja: USA
premiera: 20 maja 2023 (światowa)
Film zdobył 13 nagród i 47 nominacji.
czas trwania: 113 min / napisy PL
W czerwcu spotkamy się raz jeszcze, a spotkamy się z produkcją szeroko nagradzaną i docenioną przez krytyków na całym świecie. Dyskusyjny Klub Filmowy Wiesława Kota zaprasza na seans amerykańskiej produkcji "Obsesja" z Natalie Portman i Julianne Moore w rolach głównych. Nie zabraknie dyskusji po projekcji, a poniżej dostępny tekst prelekcji, którą dr Wiesław Kot wygłosi przed filmem.
Przed nami dziś, drodzy Państwo, lektura filmu amerykańskiego pod tytułem „Obsesja” w reżyserii Todda Haynesa. Obraz z zeszłego roku, u nas w kinach pokazywany był w lutym tego roku. No i zdobył Oscara za scenariusz oryginalny, nie licząc wielu nagród pomniejszych. Powiemy o nim tytułem wstępu tylko tyle, by zachęcić do obejrzenia, ale też by nie zdradzić zawartości. Powiedzmy może tak: dawne krzywdy można odziedziczyć równie łatwo, jak dziedziczy się choroby drogą genetyczną. Kolejny dowód przedkłada właśnie reżyser Todd Haynes, który jest fachowcem w kwestii żywych, dobrze zagranych i wciągających historii o kobietach. Tym razem do aktorskiego duetu zaprosił Natalie Portman i weterankę swoich filmów - Julianne Moore.
Przypomnijmy te panie w krótkich słowach. Natalie Portman urodzona w roku 1981 w Izraelu dorastała na Long Island w Nowym Jorku. Kiedy była małym dzieckiem, rodzice wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych. Podczas pobytu w lokalnej pizzerii Natalie została odkryta przez przedstawiciela firmy kosmetycznej Revlon, który zachęcił 11-latkę do kariery modelki. Jednak Portman uznała modeling za nudny i postanowiła skierować swoje wysiłki w stronę aktorstwa. Niedługo potem zaczęła pracować w Usdan Theatre Arts Camp, gdzie wystąpiła w kilku lokalnych produkcjach. Jej debiutem filmowym był obraz „Leon zawodowiec” z 1994 roku, a w prequelach „Gwiezdnych Wojen” zagrała Królową Amidalę. Kontynuując karierę, Natalie Portman uzyskała dyplom z psychologii na Uniwersytecie Harvarda. W 2010 roku zdobyła Oscara dla najlepszej aktorki za rolę kłopotliwej baletnicy w „Czarnym łabędziu”, a rok później zadebiutowała w serii „Thor” Marvela. W 2012 roku wyszła za mąż za tancerza Benjamina Millepieda, z którym ma dwójkę dzieci.
I Julianne Moore. Urodziła się w 1960 roku w Fayetteville w Karolinie Północnej. Miała nieuporządkowane dzieciństwo, przeprowadzała się z miejsca na miejsce z powodu służby wojskowej swojego ojca. Ciągle zmieniając szkoły, Julianne stała się celem prześladowców, którzy czepiali się jej z powodu jej teraz już sławnych cech. „Kiedy miałam 7 lat, dzieciaki z alejki za naszym domem w Omaha nazywały mnie „Piegowatą Truskawką”. Nienawidziłam swoich piegów i tego imienia” – tłumaczyła po latach. Po ukończeniu szkoły średniej w Niemczech Julianne wróciła do Stanów Zjednoczonych, aby studiować na Uniwersytecie Bostońskim. Ukończyła School of Performing Arts na tym uniwersytecie w 1983 roku i wkrótce przeprowadziła się do Nowego Jorku, aby zaistnieć w świecie teatru. W 1985 roku Moore dostała swoją pierwszą główną rolę telewizyjną: przez kilka lat grała Frannie Hughes w operze mydlanej „As the World Turns” / Jak toczy się światek/, wcielając się w podwójną rolę bliźniaczych sióstr. Z ważniejszych filmów, w których można było ją zobaczyć wymieńmy „Park Jurajski”, „Big Lebowski”, „Still Alice” - filmie o chorobie Alzheimera - czy w obrazie „Boogie Nights”.
A dzisiaj z udziałem obu tych dam historia, którą w 1996 roku żyły amerykańskie tabloidy, co zaowocowało sporym wstrząsem społecznym. Rozpisywano się bez końca o romansie 34-letniej nauczycielki Mary Kay Letourneau i jej 13-letniego zaledwie wybranka, Vili’ego Fualaau’a. Kobieta molestowała kolegę własnego syna z szóstej klasy, zaszła z nim ciążę i w tym stanie poszła odsiadywać wyrok. Kiedy ją zwolniono, a ojciec dziecka osiągnął pełnoletniość, pobrali się i Mary urodziła bliźniaki. Filmowa Gracie zdobiła przed laty okładki tandetnych tabloidów, a jej twarz można było zobaczyć na stojakach w każdym markecie, kiosku i na stacji benzynowej.
Kamera zastaje rodzinę w momencie, kiedy dzieci kończą szkołę średnią, a do domu puka wydelegowana tu z wytwórni filmowej młoda aktorka. Ma zagrać tę inkryminowaną żonę i matkę w przygotowywanym właśnie filmie. Rodzina wita ją przyjaźnie – może film stanie się okazją do rehabilitacji małżonków w oczach opinii publicznej? Zwłaszcza, że romans zadzierzgnięty w tak karygodnych okolicznościach zakończył się trwałym i zgodnym pożyciem. Do tego nawiązuje zresztą oryginalny tytuł filmu „May December” – chodzi o przelotny flirt „od maja do grudnia”. A tutaj akurat nie. Co jest do obejrzenia – proszę bardzo!
Hollywoodzka aktoreczka pozostaje jednak rutyniarą wąską, warsztatową. Chodzi za swoją postacią, uczy się jej gestów, naśladuje brzmienie głosu. Takie pilne imitatorstwo jej zdaniem wystarczy, by „obsłużyć” rolę. Początkowo nie jest w stanie dostrzec dramatu, który z jej pojawieniem się nabrał ostrości.
Ale z czasem dwie tytaniczne damy aktorstwa manipulują sobą nawzajem, zdecydowane jedna od drugiej wyegzekwować to, na czym każdej zależy. Wszystko pod przykrywką ugrzecznienia i zasad przyzwoitości. Ta transakcja ma być korzystna dla obu pań: Elizabeth może studiować sposób bycia i maniery Gracie, aby stworzyć autentyczną i – w domyśle – wybitną kreację aktorską, a z kolei Gracie i jej mąż Joe próbują zyskać względy aktorki trochę na wyrost. Mają nadzieję, że dzięki jej przychylności wypadną na ekranie nieco korzystniej. Wszystko poszłoby gładko, gdyby nie fakt, iż taka aktorska analiza, właściwie wiwisekcja, postaci autentycznej rzadko bywa obojętna moralnie. Kto nie wierzy, niech przypomni, ile kontrowersji towarzyszyło powstawaniu filmu o Kalinie Jędrusik. Niech także zważy na fakt, iż ciągle nie może urodzić się scenariusz do filmu o Violetcie Villas, który byłby do przyjęcia dla jej rodziny. Powód jest prosty – zarówno autorzy takich scenariuszy, reżyserzy i aktorzy nie odtwarzają postaci historycznej, jak by się mogło wydawać naiwnym. Oni tę postać, mimo najlepszych chęci, zawsze interpretują. Tak więc, kiedy twórca analizuje cudze życie, staje się – choćby nawet bardzo nie chciał - wścibski, arogancki, niezdarny jak słoń w wiadomym sklepie.
No i ile krzyku było, gdy Meryl Streep zinterpretowała w filmie brytyjską premier Margaret Tatcher. A tu przykładów jest legion, że na dowód wspomnijmy oscarowy film „Patton” o słynnym alianckim dowódcy z czasów II wojny światowej. Ten już w realu był chodzącą kontrowersją, a na ekranie został podniesiony do kwadratu. Z kolei o tym, że postać wybitną można sprowadzić do wymiarów niezrównoważonego, choć uzdolnionego fircyka, przekonywał nas film „Amadeusz” Milosa Formana. Nasz film zresztą w pewnych momentach także można by oglądać jak telenowelę. Ostatecznie podobnych perypetii miłosnych naoglądaliśmy się choćby w „Szansie na sukces”, a i w naszych różnych „Klanach” też by się sporo pokrewnych smaczków znalazło. Gdy głębiej wejrzeć, znajdą się tu i odniesienia do Alfreda Hitchcocka, który także lubił kontrastować w jednej intrydze brunetkę i blondynkę (że przypomnę Państwu film „Zawrót głowy”). Trochę tu z powagi spraw ostatecznych, właściwej kinu Ingmara Bergmana, tu zwrócę uwagę na jego arcydzieło pt. „Persona”. A i wizualne odjazdy Davida Lyncha z „Mulholland Drive” można w naszym dziele wypatrzeć.
W ostrożnym, czasami wyraźnie nieszczerym, pozornie życzliwym obcowaniu obu pań słychać niebezpieczny zgrzyt ocierających się o siebie płyt tektonicznych. Lada chwila spodziewamy się wielkiego wstrząsu. Trudno nie wypatrzeć w tym dziełku wpływu „twórczości” internetowej, gdzie swoje miejsce znajdują romanse uchodzące nawet w naszym rozdokazywanym społeczeństwie za mocno ryzykowne. A gdyby ktoś chciał reżysera Haynesa posądzać o przekupywanie publiczności treściami podejrzanymi, złowrogimi i uwodzicielskimi, może usłyszeć, że przecież to nic innego jak fabularyzowana prawda i reżyser będzie miał rację, ponieważ film, nawet amerykański, jest z reguły bardziej konserwatywny niż powszechne obyczaje.
Pozostaje jeszcze jeden problem z branży filmowej. Dlaczego trwa ona uparcie przy eksploatowaniu czarnych charakterów wziętych wprost z życia? Ileż to mieliśmy na ekranie seryjnych morderców o życiorysach przejętych wprost z policyjnych akt. Ile mieliśmy opowieści o baronach narkotykowych – z Pablo Escobarem na czele – którzy mają na sumieniu niepoliczalną ilość ofiar i ludzkich tragedii. Zasada pozostaje taka sama od początku kina: nic tak nie ożywia fabuły, jak przekonująco dobrany czarny charakter. To sprężyna, która nakręca akcję. A w naszych czasach, w których Internet mnoży historie wyjęte wprost z życia, najbardziej pożądanym czarnym charakterem jest ktoś, kto może na to przedstawić autentyczne papiery. Tak czy owak, kino jest wyjątkowo sugestywnym manipulatorem: z jednej strony rzekomo pokazuje nam „kawałek życia”, a z drugiej strony uzdatnia go tak, żeby to życie albo się spodobało, albo wzbudzało strach czy odrazę. Nieważne – byleśmy mogli obejrzeć jazdę po bandzie w bezpiecznej odległości od ekranu.
Widz także z jednej strony powinien uśmiechnąć się po seansie z wyższością: przecież to tylko film! Ale z drugiej strony powinno mu w głowie zakiełkować: przecież coś takiego mogło spotkać i mnie. Na szczęście się wywinąłem, ale parę razy było już pewnie całkiem blisko. A poza tym popatrzeć nie zaszkodzi.
piątek, 28.06, godz. 18:00
sala kinowa KOK
wstęp wolny
DKF 28.06. „Obsesja”
Podsumowanie dyskusji
Na ekranie mieliśmy jeden wielki dubel – sztuka próbowała zdublować życie. Cóż, między sztuką a życiem odbywa się nieustanne przeciąganie liny i zmienia się pozycja zwycięzcy. W ramach naszej historii pytaliśmy, jaki wpływ będzie miał powstający film na życie rodziny, której unormowaną wegetację (słowo nieprzypadkowe) naruszyło przybycie aktorki. Mąż-chłopiec do tej pory wegetował w niszy ni to pantoflarza, ni to młodszego brata i było mu z tym względnie dobrze. Kto wie, czy nie zapragnie teraz, by było mu jeszcze lepiej – w nowej formule. A wówczas zacznie się dla całej rodziny zupełnie nowy film.
Patronat medialny: