Winni - 15 lipca

 

reżyseria: Gustav Möller
scenariusz: Gustav Möller / Emil Nygaard Albertsen
gatunek: Thriller
produkcja: Dania
premiera: 9 listopada 2018
Film dostał 13 nagród i 12 nominacj.

 

Kolejne spotkanie Dyskusyjnego Klubu Filmowego Wiesława Kota z filmem "Winni" w roli głównej. 85 minut czystej adrenaliny - głosi zwiastun. Zapraszamy na seans i dyskusję, a tekst prelekcji, którą krytyk wygłosi przed projekcją, dostępny poniżej.

 

 

Przed nami dzisiaj okaz kina duńskiego, choć jednocześnie ogromnie uniwersalnego – film pod tytułem „Winni”, jeszcze z roku 2018, ale skutkiem pandemii, jak wiele tytułów na świecie, ogromnie się spóźnił, choć nie traci na aktualności. W filmie mamy koncert na człowieka i telefon, która to sytuacja sama w sobie nie jest w kinie bynajmniej nowa.

Starsi z nas być może jeszcze pamiętają telewizyjną „Kobrę” z Aleksandrą Śląską pod tytułem „Pomyłka, proszę się wyłączyć” z roku 1964 w reżyserii Jerzego Gruzy. Spektakl był potem wielokrotnie powtarzany. W tym przedstawieniu pewna milionerka, przykuta do łóżka po wypadku, bezskutecznie próbuje się połączyć z biurem swego męża, ponieważ czuje się samotna. Kiedy w końcu uzyskuje połączenie – są to czasy, kiedy takie rzeczy odbywały się przy pomocy panienki w centrali telefonicznej – zorientowała się, że nieuważna dziewczyna połączyła ją z niewłaściwym numerem i ona teraz słucha niechcący rozmowy dwóch mężczyzn, którzy planują morderstwo na kobiecie, które to morderstwo ma się odbyć za kilka godzin. Przerażona milionerka próbuje interweniować, zainteresować sprawą policję, ale wszyscy ją zbywają. Ona jednak nie ustaje w wysiłkach i w trakcie kolejnych rozmów telefonicznych orientuje się, że ta ofiarą morderstwa z podsłuchanej rozmowy ma być właśnie ona sama. Ale wtedy jest już za późno, morderca zjawia się w jej pokoju i dokonuje egzekucji.

Z tym że nasza „Kobra” była tylko powtórzeniem tej samej fabuły, którą w Stanach Zjednoczonych, jeszcze w roku 1948, sfilmowano na kanwie słuchowiska radiowego.

 

 

Amerykański dreszczowiec pod tytułem „Pomyłka, proszę się wyłączyć”, po angielsku „Sorry, Wrong Number”, opowiadał właśnie o takiej chorej żonie potentata farmaceutycznego, który, żeby rozszerzyć swoje przedsiębiorstwo, wdał się w komeraże z handlarzami narkotyków, a teraz zapłaci za to jego chora, przykuta do łóżka i telefonująca nieustannie żona. Dlaczego zabijają tę nieszczęsną kobietę? Ano dlatego, że w przypadku, kiedy ona zginie, mąż odziedziczy po niej fortunę i będzie mógł uregulować rachunki z dilerami narkotyków i jeszcze rozwinie własną firmę. Tak więc biedna kobieta przykuta do łóżka niczemu nie zawiniła, ale już jest skazana.

Zatrzymaliśmy się tutaj na jednym filmie czy na jednej fabule, w której człowiek i telefon we wzajemnym powiązaniu wygrywają główną rolę, ale takich filmów bywało znacznie więcej. Zwłaszcza w kinie komercyjnym, sensacyjnym.

 

Dlaczego zabijają tę nieszczęsną kobietę?
Ano dlatego, że w przypadku, kiedy ona zginie, mąż
odziedziczy po niej fortunę i będzie mógł uregulować
rachunki z dilerami narkotyków
i jeszcze rozwinie własną firmę. Tak więc biedna kobieta
przykuta do łóżka niczemu nie zawiniła,
ale już jest skazana.

 

Oto dramat na jednego aktora i budkę telefoniczną – film amerykański pod tytułem, a jakże – „Telefon” sprzed 20. lat. Oto nowojorczyk imieniem Stu, drobny kombinator i cwaniaczek, który nieustannie manipuluje ludźmi w swoim otoczeniu i wydaje mu się, że jest w tym najlepszy. Pewnego dnia po raz kolejny dzwoni do swej kochanki z ulicznej budki telefonicznej, żeby żona się nie zorientowała i tym razem wpada. Kiedy odruchowo odbiera telefon, który właśnie zadzwonił, dowiaduje się, że jest na muszce snajpera. I teraz to snajper będzie manipulował nim. W dodatku Stu zostaje wzięty za przestępcę, sprawcę zabójstwa. I szasta się między szantażującym go a niewidocznym snajperem, policją i gapiami, którzy śledzą każdy jego ruch. Jest więc ciasna budka telefoniczna, kawałek ulicy i jeden aktor – plus telefon – ale napięcie trzyma widza w uścisku do ostatniej sceny.

A najnowszy okaz produkcji duńskiej mamy właśnie przed sobą. Tak nawiasem, nasza fabuła filmowa bywała kilkakrotnie przez samego duńskiego reżysera, a także adoptowana została na bardziej współczesny i, co tu dużo mówić,  wygładzony i popularny film. Możemy go w tej wersji obejrzeć na platformie Netflix, co by oznaczało, że ta sytuacja dramaturgiczna jest obiecująca, nośna i budzi zainteresowanie u tak zwanej najszerszej widowni.

 

 

Tymczasem my tutaj mamy do czynienia nie z prostym filmem gatunkowym, który opowiada ku naszej przyjemności i wygodzie po raz kolejny tę samą historię w ramach tego samego formatu gatunkowego. To nie jest film dla biernych konsumentów, lecz wyzwanie dla aktywnych uczestników akcji ekranowej. Tu wszystko rozwija się w umyśle widza, wszystko według zasady: mniej znaczy więcej. I to dzieje się w czasach, kiedy ludzkość masowo, całymi miliardami rzuca się na wysokobudżetowe produkcje z efektami specjalnymi, gdzie te wszystkie kataklizmy, trzęsienia ziemi. Wojny i walki potworów pokazane są na ogromnych ekranach z przerażającą realistyczną dokładnością, gdzie wszystkie detale widz ma podsunięte pod oczy. A przecież najciekawsze rzeczy na ekranie dzieją się wtedy, kiedy film narzuca widzowi ograniczenia, kiedy film uruchamia widza.

Mamy bowiem na ekranie dyżurnego telefonistę Asgera Holma, w tej roli Jakob Cedergren, który na odległość pod telefonem alarmowym 112 prostuje ludzkie ścieżki podczas nocnego weekendowego dyżuru. Oczywiście ma do czynienia głównie z pijakami, awanturnikami, osobami odchylonymi czy z ludźmi, którzy chcą po prostu pogadać, nie bacząc na to, że blokują innym numer, który mógłby być wykorzystany w sytuacji zagrożeni ludzkiego życia lub zdrowia. Czyli normalka.

Ale te zaburzone typy znajdują się nie tylko po drugiej stronie linii telefonicznej. Po tej również, Asger bowiem też wygląda na niezbyt wyraźnie sformatowanego. A to oglądamy obandażowany palec, nie wiadomo, z jakiej przyczyny, a to tłumaczy się napastliwej dziennikarce, nie bardzo wiadomo, z czego, a to odszczekuje się koledze z pracy i też nie rozumiemy, czym dokładnie tamten mu zawinił. W każdym razie Asger jest to typ niewyraźny i zaczynamy się orientować, że on też mógłby stać się, tak, jak siedzi przed nami, klientem pomocniczej linii telefonicznej. Zresztą sporo jest tutaj do wyobrażenia sobie, ponieważ odgłosy, które dochodzą nas z drugiej strony linii telefonicznej, a i to, co widzimy na ekranie, to tylko poszlaki, tylko symptomy, to tylko wyzwalacze dla naszej wyobraźni. A że musimy pracować na bardzo niekompletnym materiale, jesteśmy jako widzowie zaciekawieni i sfrustrowani jednocześnie. Nie nadążamy za sytuacją, nie nadążamy często za filmem.

 

 

I z tym wszystkim, co musimy sobie wyobrazić na podstawie rozmów telefonicznych, film nasuwa wnioski o, nazwijmy to uczenie, granicach percepcji, czyli o tym, co naprawdę dociera do nas z ludzkich losów, które nas otaczają. A poznajemy je ułamkowo, powierzchownie, incydentalnie. Nie tylko słuchając rozmów telefonicznych, ale także widząc, że przed sąsiednią kamienicą zatrzymała się karetka pogotowia, że ktoś wywiesił klepsydrę na tablicy koło kościoła, że inny nasz sąsiad się pakuje i wyprowadza, przypuszczalnie jest w trakcie separacji lub rozwodu. Musimy sobie dośpiewać interpretacje tych zdarzeń, które dzieją się tuż obok, a których praktycznie nie rozumiemy. Nasz film to więc także opowieść o zasięgu i możliwościach śledzenia zwykłego człowieka, nawet jeżeli ma się do dyspozycji tylko telefon. Bo na przykład, kiedy dzwoni mężczyzna ze skargą, że jakaś kobieta ukradła mu portfel, szybko zostaje zlokalizowany w dzielnicy czerwonych latarni w Kopenhadze. No i wszystko jasne. Po co się tam pchał? Niby nasz dzielny, choć pokiereszowany rycerz z centralki telefonicznej stara się wywiązać z powierzonego sobie zadania najlepiej, jak umie. Niby ściąga kawalerię, oferuje pomoc kobiecie, która znalazła się w niebezpieczeństwie, ale przecież sam niedokładnie rozczytuje sytuację, choć przecież działa w najlepszej wierze. Musi jednak ciągle dokonywać oceny sytuacji na odległość, na podstawie tego, co słyszy, a słyszy niewyraźnie i niewiele. Może człowieka uratować, może go też pogrążyć, i to sam nawet nie będzie wiedział, kiedy to się stało i którą to interwencją zadziałał tak drastycznie w ludzkim życiu.

No i puenta. Ten policjant jest arogancki, ponieważ z tą swoją słuchawką przyklejoną do uszu i mikrofonem na wysokości ust może się bawić w Pana Boga, wpływać na ludzkie losy, komenderować, wydawać dyspozycje, decydować o ludzkim życiu. A to w niektórych ludziach wyzwala arogancję i  chamstwo. A co najmniej – jak zobaczymy w naszym filmie – nadmierną pewność siebie. Policjant patrzy z góry na tych, którzy zostali dotknięci nagłą niemocą, mieli wypadek, zagubili się w życiu i w konkretnej sytuacji. A są to sytuacje ostateczne, sytuacje znad krawędzi. Takie, w których myśli się częściej w kategoriach wieczności, takie, które są lub wydają się pozostawać w gestii jakiejś instancji ostatecznej, Boga właśnie. Z tym, że nasz Pan Bóg z centralki działa ospale. Tu się zawiesi, tam zacznie wydzwaniać w prywatnych sprawach, pójdzie do automatu z wodą, nie zważając, że ktoś się do niego dobija. Mości się na krześle, przeciąga, zastanawia się nie wiadomo nad czym. Reaguje jak na ciężkim kacu. Aż by się chciało go szturchnąć – człowieku, pospiesz się, tu idzie o życie.

 

 

A my sami – w nieustająco trudnej sytuacji życiowej – też przecież raz po raz telefonujemy po pomoc. Do bliskich, na pogotowie, do telewizyjnego wróżbity, Najwyższej Istoty w trakcie wieczornej modlitwy – zależy gdzie komu bliżej. Dzwonili już Państwo dzisiaj na centralę?

 

 

 

piątek, 15.07, godz. 18:00

sala kameralna KOK

WSTĘP WOLNY

 

Rezerwacja miejsc pod numerem tel.: (65) 512 05 75

 

DKF 15.07. Winni
Podsumowanie dyskusji

Na ekranie tak niewiele środków wyrazu, a historia tak mocno skupia uwagę do ostatniej sceny – konkludowaliśmy. Cóż, teatr jednego aktora, monodram na mężczyznę i słuchawkę telefoniczną.

No i wnioski – nic nie jest takim, jakim się wydaje: w sytuacji wyjściowej, w oglądzie naskórkowym, na podstawie pierwszego wrażenia.

- Nic nie jest proste – usłyszeliśmy. Ano nie jest. Bo życie odsłania się przed nami jak kolejne, nanoszone z czasem warstwy fresku, które konserwator po kolei zdejmuje, aby dotrzeć do najstarszego malunku.

No i nasuwa się pytanie, co by z tego tematu wycisnął Alfred Hitchcock… Pytanie czysto hipotetyczne, ale od czego wyobraźnia.

A film na jednego mężczyznę i jedną słuchawkę telefoniczną rozwija tę wyobraźnię, jak rzadko który...

 

 

 

Patronat medialny: