Aktualności Dodano: 25 lipca 2022

"The Place" DKF Wiesława Kota

Data rozpoczęcia: 2022-08-05 18:00
Data zakonczenia: 2022-08-05

reżyseria: Paolo Genovese
scenariusz: Isabella Aguilar / Paolo Genovese
gatunek: Dramat
produkcja: Włochy
premiera: 23 lutego 2018 (Polska)
Film dostał 8 nominacji.

 

Zapraszamy wszystkich na kolejne spotkanie Dyskusyjnego Klubu Filmowego Wiesława Kota. Dramat rodem z Włoch - film "The Place" o trudnych, niemożliwych do spełnienia marzeniach. Przed seansem prelekcja krytyka, a po filmie dyskusja. Tekst, który wygłosi dr Wiesław Kot dostępny już teraz, poniżej.

 

 

Przed nami dzisiaj, drodzy Państwo, okaz kina metafizycznego, ale nie z tych przeczołgujących, a przeciwnie. Włoski film pod tytułem „The Place”. Film z roku jeszcze 2017 – sam go pamiętam sprzed pięciu lat – ale to wcale nie szkodzi, metafizyka się tak łatwo nie starzeje.

Sprawcą filmu jest włoski raczej scenarzysta niż reżyser Paolo Genovese, w tej chwili lat 55. Z urodzenia rzymianin, z wykształcenia ekonomista i biznesmen, który zaczynał od reżyserowania reklamówek telewizyjnych; nakręcił ich przeszło sto, w tym kilka wysoko nagrodzonych. Po czym gładko przeniósł się do filmu, w rejony pogodnych komedii, które bardzo podobały się we Włoszech, ale na Zachodzie były mniej uczęszczane, z tej racji że bazowały na specyficznie włoskim obyczaju i poczuciu humoru, który był nieprzekładalny na użytek szerszej widowni. Z jego prac, które znamy, raczej na pewno, jeżeli nie w oryginale, to w jednej z licznych przeróbek filmowych i teatralnych – te przedstawienia także u nas krążą po teatrach wodewilowych całej Polski – trzeba wymienić film „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” z roku 2016. A w tym roku w naszych kinach błąkał się film „Niedługo i szczęśliwie”, który traktował o czterech parach, które dowiadują się, że ich ślub jest z mocy prawa nieważny, ponieważ został udzielony przez oszusta podszywającego się pod księdza. Niby to nic nie znaczy, ale skoro pojawia się w życiu taka nowa furtka, to trzeba by się zastanowić, czy z niej nie skorzystać, co też stanowi treść całej opowieści.

 


Paolo Genovese

 

W filmie „The Place”, a jego tytuł to jest jednocześnie nazwa baru, w którym toczy się akcja, podobnie jak w utworze „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie”, mamy do czynienia raczej, powiedzmy, z teatrem telewizji niż z opowieścią filmową, ponieważ rzecz jest zacieśniona do jednego wnętrza. Tutaj za stolikiem siedzi tajemniczy mężczyzna, o którym się rozniosło, że ma moc spełniania marzeń, choć oczywiście nie za darmo, a jakby wręcz przeciwnie. Z tym że nie pobiera on opłaty w tradycyjnej walucie, działa raczej na zasadzie przysługa za przysługę, co zresztą znamy z filmów włoskich albo włoskopochodnych, najczęściej z tych o włoskiej mafii, z „Ojcem Chrzestnym” Francisa Forda Coppoli na czele.

Ten dysponent sam wywiązuje się ze wszystkich zobowiązań, ale działa tak, jakby wiedział znacznie więcej, jakby ogarniał sytuację z wysoka, rozumiał ją bardziej wnikliwie, znał jej przyczynę, konsekwencje, przeszłość i przyszłość. Więc któż to jest? Może to jest Bóg, skoro kelnerka obsługująca go w barze nosi imię Angela, a więc anioł rodzaju żeńskiego? A może to jest anioł z grona tych strąconych? Możemy tylko przypuszczać. Ślepy los? Diabeł? Taki Mefistofeles, jak z dramatu „Faust” Goethego, który podsuwa cyrograf, obiecując spełnienie marzeń za oddanie własnej duszy na wieczność? No bo bohaterowie nic innego nie robią, tylko płacą własnymi zasadami, zasobami moralnymi, których się dopracowali, zasługami, które notują na swoim koncie, za osiągnięcie tego, na czym im najbardziej zależy. Płacą za tę chwilę, o której mogliby powiedzieć: trwaj chwilo, chwilo, jesteś piękna.

 


Ojciec Chrzestny, 1972 r.

 

I jeszcze jedno – ten mężczyzna jest, a jakoby go nie było. Jest raczej postacią symbolem, jest tylko katalizatorem tego, co się dzieje w duszach jego rozmówców. Gdyby zniknął, a zastąpił go jakiś impuls, sprawy potoczyłyby się podobnie, ludzie mieliby podobne dylematy. Ostatecznie to oni przychodzą do niego, a nie on do nich. To oni szukają poprawy losu i oni godzą się na pewną cenę, którą muszą za to zapłacić. A on, cóż? On jedynie sporządza bilans, ogłasza wyroki, jakby odczytywał rzeczy zapisane w księdze życia i śmierci, ma ją zresztą ciągle przy sobie. W tej księdze są zapisane sploty wydarzeń, nakładanie się losów jego kontrahentów, o czym oni sami nie mają pojęcia. Pojawia się pytanie, czy ten mężczyzna w kawiarni jest pośrednikiem jakiejś innej siły, która jest po drugiej stronie. Jest tylko wysłannikiem. Przypomina to trochę rozmowę Rycerza ze Śmiercią w filmie Bergmana „Siódma pieczęć”. Rycerz pyta Śmierci, co jest po drugiej stronie, a Śmierć odpowiada na to, że ona nie wie, ona tylko dostarcza ludzi na wskazane miejsce, po drugiej stronie nigdy nie była.

 


Siódma pieczęć, 1957 r.

 

Wątpliwości się mnożą. Bohater za stolikiem kawiarnianym to trochę „nocny Marek”, trochę ćma barowa, trochę księgowy pochylony nad zapiskami, trochę ksiądz, który pali kartki, jakby unieważniał zapisane na nich winy wraz z końcem spowiedzi. Zresztą te zbliżenia twarzy pochylonych w wyznaniach, w dyskretnych naradach, przypominają nieco sytuacje z konfesjonału. Trochę też przypomina coucha albo terapeutę, albo psychoanalityka, który zapisuje wyznania pacjenta. Może trochę jednoosobowa komisja kwalifikacyjna testująca nowego potencjalnego pracownika? Ludzie, którzy tu przychodzą, stawiają się przed tą instancją, żyją jak obsesjonaci; koniecznie muszą mieć to, co wydaje im się absolutnie do tego życia niezbędne; są ciasno ukierunkowani na osiągnięcie tego jednego jedynego celu, nawet jeżeli jest to rzecz tak niezbędna, jak życie własnego męża czy dziecka. Psycholog powiedziałby, że są zafiksowani na jednej idei.

I jeszcze - ten księgowy nie patrzy swoim klientom w oczy, ślizga się wzrokiem po ich twarzach. Jest nieważny, ciągle coś podjada, zapisuje; nie chwyta kontaktu, jakby był osobą nieznaczącą, zaledwie przyspieszaczem tego, co się dzieje w głowach jego klientów. Nieuważny, nieskoncentrowany, rozproszony. Jak urzędnik znudzony swoją pracą i kolejnymi petentami z ich nudnymi sprawami.

 

 

Tak jak w filmie „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie”, gdzie grono rzekomo doskonale znających się przyjaciół dowiaduje się o sobie nawzajem i o sobie samych głębszych prawd skutkiem tego, że czytają wysyłane do nich SMSy, tak i tutaj – ludzie, którzy przychodzą ze swoimi nadziejami i poznają stawkę, jaka wiąże się z ich spełnieniem, także o sobie samych dowiadują się rzeczy, o których wcześniej nie wiedzieli. A że jest ciasno w tej kawiarni, że jest czasami klaustrofobicznie, nie szkodzi. Reżyser stawia na wyobraźnię widza. Ten może się tylko domyślać, co bohaterowie zrobili, a przynajmniej, o czym mówią, że dokonali. Trochę jak w słuchowisku. Bohaterowie tych historii zbliżają się do granic ostatecznych, dotykają granicy życia i śmierci, szczęścia i wtrącenia w rozpacz.

Wszystko toczy się w normalnym, pokojowym, unormowanym świecie, a przypomina sytuacje z czasów wojny, kiedy trzeba w ułamku sekundy decydować o przyszłości własnej i najbliższych, chociaż ma się mało danych, stanowczo zbyt mało. No i dobrze, widzowie puszczają się na te wątpliwe transakcje. I co? Część z nich zyskuje, część traci, część zostaje z bilansem zerowym. Czyli jak w życiu – hazard i niewiadoma. Niezależnie od tego, kim lub czym jest ten przesiadujący w kawiarni dyspozytor ludzkich losów, opowieść kieruje widza ku pytaniu o granice ludzkiej moralności, o wyporność zasad, jakimi ludzie się kierują; o cenę, jaką są gotowi zapłacić za marzenia, zwłaszcza postawieni w sytuacji trudnej, ekstremalnej, zapędzeni do narożnika. Poza tym ci często się wahają; najpierw przystępują do negocjacji, potem przyklepują deal, wreszcie się wycofują, ciągle niezdecydowani, ciągle rozdarci, niepewni bilansu zysków i strat.

 

 

Poza tym - ludzkie życie jest warunkowe, działa jak algorytm. Jeżeli tak, to tak, a jeżeli tak, to tak. Zrobimy krok w prawo i sprawy potoczą się zupełnie inaczej, zrobimy krok w lewo i całe życie ruszy w zupełnie inną stronę. Trzeba tylko w odpowiednim momencie poruszyć ten jeden jedyny kamyczek, a lawina wypadków sama zejdzie z góry. A przecież zdarza się, że w ramach tego algorytmu niektórzy ludzie dojrzewają, zwłaszcza ci, którzy analizują własne pragnienia, ambicje i potrzeby; są skłonni je przewartościować, zmienić zdanie, inaczej ustawić życiowe wektory, gdzie indziej widzieć swoje cele. A ten algorytm jest coraz bardziej skomplikowany. Czasami robi się tak gęsty, tyle zmiennych w nim występuje, że sytuacja wymyka się spod kontroli wszystkim, nawet temu wielkiemu Księgowemu. Wszystko wydaje się iść na żywioł.

No i pozostaje odwieczne pytanie – czy wiemy, o co się modlimy, czy zdajemy sobie dokładnie sprawę z tego, czego chcemy od życia, od losu, od Najwyższej Instancji? Pismo pod piórem Ewangelisty Mateusza powiada: „wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, zanim jeszcze Go poprosicie”. Ojciec Niebieski wie, ale czy my wiemy?

 

 

 

piątek, 5.08, godz. 18:00
Kino KOK - wejście C

WSTĘP WOLNY

 

Rezerwacja miejsc pod numerem tel.: (65) 512 05 75

 

DKF 5.08. „The Place”
Podsumowanie dyskusji

Ta „Ostateczna Instancja” z baru o nazwie „The Place” w finale musiała ustąpić pod wpływem ingerencji kobiety, co kazało dyskutantom uznać właśnie ową żeńską postać za kluczową w całej tej historii. Przywołany nawet został anonimowy baca, mędrzec z Podhala, który powtarzał: „Z babom źle, ali bez baby jesce gorzy”.

Ale zanim ten damski czynnik wpłynął na spienione wody ludzkich namiętności z przerażeniem przekonaliśmy się, ile – także rzeczy podłych – ludzie są w stanie dokonać dla spełnienia obsesyjnych pragnień. Mało tego – kiedy już znają cenę wyznaczoną za realizację swoich pragnień (a zawiera ona popełnienie czynów nieprawnych i podłych), często sami z siebie, na ochotnika, przekraczają normę zła, zadanego do wykonania. Ludzkie cierpienie przestaje się liczyć. Oni chcą mieć pewność, iż nie ominie ich spodziewana nagroda.

Taki bar jak w filmie o skrajnie bezbarwnej nazwie „The Place” mógłby prosperować w każdym miejscu na globie. Padła sugestia, że można by go otworzyć i w Kościanie. A potem nakręcić film o nieodpartych pragnieniach mieszkańców miasta. Tylko pytanie, jaki film by powstał? Pogodna komedia, ciężki dramat psychologiczny, wesoła farsa? A może horror...?

 

 

 

 

Patronat medialny: