Aktualności Dodano: 19 kwietnia 2019

Spotkanie z Krzysztofem Żylińskim

Data rozpoczęcia: 2019-05-15 18:00
Data zakonczenia: 2019-05-15

 

 

WYWODZENIE Z OBIETNICY

Teatr - Plastyka - Literatura

 

 

Krzysztof Żyliński

Magister sztuki w zakresie wiedzy o teatrze, instruktor teatralny, pedagog. Pisze teksty sceniczne, filozoficzne oraz lirykę. Rysuje i tworzy scenografię. Inspiruje i pobudza swoich współpracowników do twórczej aktywności.

Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie -obecnie Akademia Teatralna.

Tak zwana kariera artystyczna: w latach 1974 – 1979, mieszkając w Gdańsku zajmował się recytacją, monodramem i zaczynał śpiewać, już wówczas pisał. Uczęszczał do Liceum Budowy Okrętów w Gdańsku. W trakcie nauki w Liceum należał do grupy baletowotanecznej i zespołu teatralnego w Klubie Stoczni Północnej Lastadia (1975-1977).

W 1977 roku w Gdańsku, założył młodzieżową grupę teatralną KRA. Zrealizował na zasadzie kreacji zbiorowej kilka spektakli także swoje autorskie monodramy: Sekator, Jestem (1978 r.).

W 1978r. przywiózł do Trzcianki swój zespół na Ogólnopolskie Warsztaty Teatralne organizowane przez Trzcianecki Dom Kultury i Nadnoteckie Towarzystwo Społeczno- Kulturalne. W 1979 roku wrócił do Trzcianki, z pierwszym monodramem zaprezentowanym przed trzcianecką publicznością - Rajski Ptak.

W 1979 roku, z Andrzejem Sobolewskim i Kazimierzem Jastrzębskim założyli niezależną Grupę Twórczą „Ananke”, działającą w Trzciance-Pile oraz na terenie całego kraju. Wystawili: Robotników wg St. I. Witkiewicza i Bolero na motywach utworu M. Ravela, w którym wystąpił także gościnnie Andrzej Głowacki i Sławomir Czyż. Realizowali małe formy teatralne, happeningi, instalacje plastyczne.

W 1982 r. zrealizował monodram: Robot (wg debiutanckiej powieści Adama Wiśniewskiego Snerga) z udziałem Andrzeja Sobolewskiego i Kazimierza Jastrzębskiego, tworzących oprawę dźwiękową na instrumentach własnej konstrukcji) który nagrodzony został na XI Ogólnopolskich Spotkaniach Amatorskich Teatrów Jednego Aktora w Zgorzelcu. Jako pracownik inicjował zdarzenia i akcje kulturalne, happeningi, koncerty recytatorskie, między innymi cykl Wieczorów Poetyckich (z A. Głowackim, M. Kalupą, W. Tomaszewskim-Wiśką, swoją siostrą Celiną) oraz kilka happeningów m.in. Rubikon, Ikar, Droga krzyżowa, które realizował z Andrzejem M. Sobolewskim.

W 1980 r. zdobył nagrody w dwu finałowych turniejach XXV Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego, w 1983 r. w XXVIII edycji OKR Nagrodę Główną – Lirę Orfeusza i Nagrodę Publiczności - Kwiaty w finale Spotkań Zamkowych w Olsztynie; śpiewał wiersze uznanych poetów oraz własne, był współautorem własnych recitali: Dokąd byśmy nie poszli (1982), Ja książę Pepi (1988) (autor muzyki Mariusz Matuszewski, wraz z oboistką Aliną Solak towarzyszył mu na fortepianie).

Współpracował z pilskimi zespołami Henryka Dąbrowskiego, Luby Zarembińskiej i Zbigniewa Cholewickiego, wystąpił w Amfiteatralnym Spektaklu Irracjonalnym MY na FAMIE’87 i zagrał w jego studenckich filmach: Wariatce (1986) i Szczęściarzu (1988) zrealizowanych w PWSFTViT; zastępował Zarembińską, prowadząc jej zespół, przygotował dwa spektakle, jeden z nich pt. Słuchaj zaprezentował w Pilskim Domu Kultury.

W roku 1984 współpracował z Poznańskim Teatrem „Maya” Kazimierza M. Grochmalskiego - w sezonie 1984/1985 pracował jako aktor i organizator międzynarodowej
imprezy „Expanded Theater”.

Z Zenonem Laskowikiem zagrał w Czekając na Godota S.Becketta, realizacji Zbigniewa Cholewickiego na wydziale reżyserii w PWSFTviT w Łodzi.

W roku 1991 został zaproszony przez Elizę Wyszomirską - Kurdej do pracy w Miejskim Ośrodku Kultury (MDK) w Opolu.

W 1991r. założył Teatr Jednego Wiersza (TJW). Od początku swojej działalności TJW pokazał swoje spektakle w 110 - ciu spotkaniach i festiwalach teatralnych w kraju i na świecie.

Jako reżyser w TJW zrealizował spektakle (w kolejności powstawania): Słuchaj - autorski, Abecadło wolnych dzieci - śpiewogra wg Artura Opmana, Azyl - wg Slavko Gruma, Świadkowie - wg Tadeusza Różewicza, Lambro - wg Juliusza Słowackiego, O Janku... – wg Juliusza Słowackiego, Autobus czyli wady i zalety autostopu - autorski, Non omnis moriar - autorski, Jutrznia - autorski, ...psa - autorski, Pustka - autorski, Faust - wg Leszka Kołakowskiego; spektakle autorskie: Ostatni świadek jedynego i prawdziwego końca świata - część I Zwiastowanie - /spektakl uliczny/,część II Raj, część III Głos Pana, Pełny serwis, Zadzwoń do mnie, Klaps, Z pamięci, jeszcze jednego psa - /spektakl uliczny/, Czerwony Kapturek - wg Jana Brzechwy/spektakl uliczny/, Wielka Siostra -/uliczny/, Piękni i mądrzy,
Odblask - /spektakl uliczny/, Jeszcze trochę, Zadzwoń do mnie - /spektakl uliczny/, Zyszczy nam, UŻYTKOWNIA czyli miejsce gdzie się spędza żądany czas, Królestwo, Szczęścia, szczęścia dla wszystkich, Placebo, czyli technologia gestu, Bilet na księżyc, Reticulum, XXX.

W latach 1991 – 1995 organizował przy MDK w Opolu warsztaty teatralne letnie i zimowe (w kraju i za granicą) dla młodzieży szkół średnich, które kończyły się pokazami spektakli wypracowanych wspólnie z uczestnikami - był reżyserem tych realizacji.

We współpracy z Zespołem Szkół Towarzystwa Alternatywnego Kształcenia, od 2001 do 2009 roku współorganizował Międzynarodowe Forum Teatrów Młodych „Czas Teatru”. Za każdym razem czynnie tworzył imprezę, opracowywał scenariusze oraz był reżyserem kończących pracę warsztatową spektakli.

Był organizatorem opolskiego Teatru Rysowania Franciszka Starowieyskiego. W latach 1991-1996 organizował Ogólnopolski Turniej Sztuki Recytatorskiej Klubu „Zapalonej Świecy”. Już w ramach działalności w MDK, w 2005 roku wznowił legendarną „Świecę” którą realizuje do dzisiaj. Prowadzi od 2009 roku Eliminacje Wojewódzkie Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego. Był współpomysłodawcą oraz organizatorem trzech edycji (1992- 1994) Ogólnopolskiego Festiwalu Teatrów Najlepszych w Opolu. Juror na ogólnopolskich konkursach recytatorskich i teatralnych. Twórca autorskiego programu zajęć i szkoleń teatralnych dla nauczycieli i instruktorów teatralnych.

Od wielu lat współpracuje z Grupą KOMPANIA z Węgier. Jako reżyser zrealizował z KOMPANIĄ spektakle podczas wspólnych warsztatów teatralnych z Teatrem Jednego Wiersza, na Węgrzech i w Polsce.

 

Fabularnie:
Opowieść o dwojgu ludzi, wydawałoby się normalnym mężczyźnie i wyjątkowej kobiecie. Historia umiejscowiona w postapokaliptycznej rzeczywistości i w oprawie s-f. Z jednej strony o tym jak ludzie sobie radzą w skrajnych sytuacjach i jak bardzo są w nich zagubieni, z drugiej o przemianie i źródle wyjątkowości kobiety. Jest również o odpowiedzialności, bezgranicznym zaufaniu i jego zatraceniu. O bólu i sensie cierpienia. Pięknych i szczerych emocjach. O budującej i destrukcyjnej sile uczuć, ale i o egoizmie każdego z nas.

Metaforycznie:
Bycie radosnym, dobrym i współczującym, to sprawa empatii i ludzkiego charakteru, nie cech przypisywanych boskości.

Istota nacechowana niezwykłością, musi być egoistyczna, samolubna, pyszna i dumna, gdyż jest nieskończenie wolna. W kontakcie i relacjach z nami, nie może być zatem kochająca i odczuwająca, bo nie będzie sobą. Zawsze więc gra i wykorzystuje jakieś zabiegi
do osiągnięcia sobie tylko wiadomych celów.

Po ludzku:

Samotność jest cudowna i piękna swoją prostotą. Jest czernią albo bielą, jest zimnem albo ciepłem, jest życiem albo śmiercią. Pociąga i kusi bezmiarem przestrzeni i swobodą. Śpiewa w poduszkę albo milczy skruszona, w mrocznym lesie. Ocieka deszczem – bo tak ! – albo wzrusza się łezką w oku nad losem kota.

W samotności trudno (albo wcale) dokonywać wyborów, zatem wspieramy się gestami. Jak skrót myślowy, jak przysłowie ludowe albo po prostu z wygody, lenistwa i przyzwyczajenia. O tak, samotność jest jednym wielkim u z a l e ż n i e n i e m od tak lub od nie.

Kiedy stoisz sam na skrzyżowaniu a dróg jest wiele, zakładając, że widzisz te drogi, co robisz? Działasz logicznie i świadomie, dokonując głębokiej analizy kwantowo-spektralnej, czy może zdajesz się na entliczek pentliczek albo pojedynczą chmurkę nad drogą, coś tamprzypominającą? Technologia gestu mówi:

– Owszem, to Ty robisz krok ale wyborem który dokonujesz, jest jedynie siła i energia jaką musisz przyłożyć, żeby się potoczyło, żeby ruszyć z miejsca. To jednocześnie przypadek. Myl się, cierp, za nic nie odpowiadaj, wzruszaj się, kop leżącego, pomagaj, nicuj uczucia, zmieniaj postanowienia, kochaj albo nienawidź, gdyż są to tylko możliwości.

W samotności nie ma zatem złych czy dobrych czynów, bo przecież są to tylko gesty nijakie i miałkie, a czasami wzniosłe wielkością urojoną. Czyny można zmierzyć tylko wobec czegoś, kogoś i w kontekście. Zawsze możesz powiedzieć, albo nawet zaprzeczyć, jak chcesz:

– Mogłem postąpić inaczej, ale trudno, zrobiłem albo zrobiło się właśnie to i już.

Samotność uczy na pierwszej lekcji, od zaraz, jednego i podstawowego gestu – wzruszania ramionami. Uczy też zaciskania i zamykania ust i serc.

Samotność jest kamieniem, o którego, to prawda, można się potknąć i narazić na kontuzję. Którym można rzucać, ale dużo cholera wytrzyma i nabija bolesne guzy. Najchętniej skrywa się pomiędzy otoczakami albo kamieniami polnymi. Tak, dla idei kontaktu z przyrodą.

Jeżeli komuś uda się go odnaleźć wśród wielu innych podobnych twardzieli – a ręce mocarza drżą – i udobruchać czułością albo utulić w ciepłej kieszonce na sercu, to i tak swoim topornym ciężarem, prostackim kształtem zaciśniętej pięści, wypełniony pychą do dna, jedyny i dumny trwa sam. Nie słyszy pukania niemych już uczuć, ciszy nadziei i milczenia miłości. Czasami tylko toczy się, rozgniatając po drodze robaczki. Upss.
(Krzysztof Żyliński©)

 

Zazwyczaj z dużą radością prezentuję książki opolskich twórców, o ile oczywiście są one tego warte, bo przecież adres zamieszkania pisarza nie może być głównym kryterium wyboru... Ale w przypadku książki Krzysztofa Żylińskiego mamy na szczęście do czynienia z pozycją nad wyraz udaną i zaskakującą. Znany bowiem dotąd opolanom z działalności teatralnej w Teatrze Jednego Wiersza autor napisał powieść, która wydaje się znacznie różnić od tego, do czego przyzwyczaił swoich widzów. Mianowicie w popularnej ostatnio konwencji postapo pokazuje nam w Obietnicy świat po bliżej nieokreślonej inwazji jakichś obcych – czy są to jednak przedstawiciele innej cywilizacji, czy też sami zgotowaliśmy sobie ten los w ramach technologicznej pogoni za nieśmiertelnością, pozostaje kwestią otwartą i nie jest główną osią książki. Można nawet śmiało powiedzieć, że ta wizja przyszłości pełni rolę służebną wobec problematyki moralno-egzystencjalnej, jaką chce pokazać Żyliński na kartach swojej powieści. Bo świat po kataklizmie wydaje się do tego idealny, uprawomocnione są pewne przerysowania czy sprawy stawiane wprost, na ostrzu (sam pisarz jednak od uproszczeń ucieka, stopniowo i bardzo powoli odsłaniając kawałki tajemniczych wydarzeń), w sposób nawet przejaskrawiony, ale bynajmniej nie czarno-biały. Możliwe, że najważniejszym motywem, bardziej istotnym niż ustalenie, co w istocie stało się po kataklizmie ze światem, jest to, kim stali się sami ludzie. Czego pragną, o czym myślą, dokąd i w jaki sposób dążą. Czy tylko o przetrwanie rzecz idzie, czy o coś więcej – o jakieś ideały, wartości, o przyszłość na dłużej, niż tu i teraz. Te właśnie pytania są tutaj kluczowe. A najważniejsze z nich: czy do ocalenia tego, co w ludzkości dobre, wystarczy zwykły człowiek, czy też potrzebny jest mesjasz? Główna bohaterka powieści łączy w sobie obie te cechy – z jednej strony jest zwykłą dziewczyną, posiada jednak niezwykłą umiejętność. Nauczyć się ją wykorzystywać w dobrej sprawie – to największe wyzwanie. Nie chcąc zdradzać zbyt wiele, powiem, że wiele tu zaskoczeń i zwrotów akcji, dużo jest czułości i empatii, a jednak nie obywa się bez brutalności i spraw strasznych (bez epatowania jednak żadnymi z nich i bez łatwego oceniania). A wszystkie te wydarzenia, w czym wielka moc książki, mogłyby i wydaje się, że w istocie się wydarzają tu i teraz – wystarczy włączyć telewizję, rozłożyć gazetę, wejść w internet. Dobrze w tym świecie (z kart powieści i naszym prawdziwym) nie być ze wszystkim samemu. Nasza bohaterka ma Ćwirka – towarzysza, miłość, wsparcie. Wydaje się, że bez tego zwykłego, bo nieobdarzonego żadnym specjalnym darem czy umiejętnością człowieka nic by się jej nie udało i nie było tak warte starania. A może właśnie w tej zwykłości tkwi największy dar ludzkości? Zdolność do wzniesienia się ponad własny egoizm, ku czemuś większemu, kiedy przyjdzie stoczyć ostateczną walkę?Witold Sułek (Indeks, Pismo Uniwersytetu Opolskiego,# 3–4 (195–196) /Kwiecień 2019;ISSN 1427–7506; str.120, Relacje, recenzje, noty.

 

WSTĘP WOLNY