Aktualności Dodano: 11 lipca 2025

"Kiler" Dobre Kino z Kotem

Data rozpoczęcia: 2025-07-18 18:00
Data zakonczenia: 2025-07-18

 

reżyseria: Juliusz Machulski
scenariusz: Piotr Wereśniak
produkcja: Polska
czas trwania: 104 min 

 

W wakacje stawiamy na filmy polskie! "Kiler" to kultowa polska komedia w reżyserii Juliusza Machulskiego - każdy zna, ale każdy chętnie obejrzy jeszcze raz - tym bardziej w sali kinowej. Ale skoro Dobre Kino z Kotem to nie zabraknie także autorskiej prelekcji dra Wiesława Kota, którą wygłosi przed seansem - a po projekcji zapraszamy do wspólnej dyskusji. 

 

   

Mili Państwo,

zapraszam dziś na seans wybitnie wakacyjny, który opatrzyłem mottem: znacie, to obejrzyjcie. Wysoka Dyrekcja była zdania, że latem należy się nam wszystkim oddech od problematyki ciężkiej i przeczołgującej, jaką uprawiamy przez cały rok. I to jest powód, dla którego proponuję dziś Państwu film wprawdzie doskonale znany, który jednakowoż należy w pewnym sensie do innej epoki, do lat 90. minionego wieku, kiedy to wielka polityka, świat gangsterski, media i podziemie gospodarcze sąsiadowały o włos. Dziś – przyznają Państwo – nie do pomyślenia.

Obejrzymy więc komedię, której niedługo stuknie trzydziestka, pod tytułem „Kiler” z roku 1997. Reżyseria: Juliusz Machulski, scenariusz: Piotr Wereśniak, w obsadzie: Cezary Pazura, Janusz Rewiński, Jerzy Stuhr, Maciej Kozłowski (ci trzej panowie niestety nie żyją) i koleżeństwo. Sam reżyser Juliusz Machulski w roku1999 na łamach miesięcznika „Kino” tłumaczył swój zamiar twórczy mówiąc: „Być może w miejscu, w którym trudno się żyje, ludzie chcą zobaczyć w kinie przyjemną, łatwą historię, szukają przede wszystkim rozrywki. Ludzie strasznie chcą się śmiać.” Coś podobnego wisiało wówczas w powietrzu. Pamiętam, jak rozmawiałem wówczas z Olgą Lipińską, twórczynią licznych programów telewizyjnych typu „Właśnie leci kabarecik” na temat ówczesnego fenomenu muzyki spod znaku disco polo. Niby wszyscy – zwłaszcza w naszym inteligenckim środowisku - byli nią zniesmaczeni, ale też wszyscy jej słuchali. I pani Olga mówi: „Niech się pan nie dziwi. W tej powszechnej szarpaninie ludzie bardzo chcą, żeby choć przez chwilę w ich otoczeniu było pogodnie, żeby raz na jakiś czas było święto”. W naszej komedii było może mniej święta, ale było pogodnie. Główną postacią jest tu  bohater ludowy pierwszej dekady wolności. Niczego nie umie, a wszystko mu się udaje. Poza tym ma wszystko w tyle. Everyman z taksówki, numer boczny 7775.

 

 

Przypomnijmy. Taksówkarz Jurek Kiler ciągle nie może otrząsnąć się z koszmaru. Ktoś go paskudnie wrobił i teraz policja, a zwłaszcza komisarz Ryba, jest święcie przekonana, że to on jest słynnym międzynarodowym zabójcą. Wierzy w to prokuratura, najwyższe policyjne dowództwo, a z nim właściwie wszyscy: współwięźniowie z celi, gangster Siara, który go uwolnił z aresztanckiego konwoju, jego „żona-lafirynda”, panienki z agencji towarzyskiej, straganiarka, emeryt spotkany na ulicy. I wszyscy mają dla niego zlecenia: sprzątnij tego, sprzątnij tamtego. Zapłacimy. Jurek rozumie, że na nic wszelkie zaprzeczenia, tłumaczenia, wyjaśnienia. Musi wejść w te gangsterskie buty. No, przynajmniej na razie, dopóki sytuacja nie przyschnie. Tylko: jak się nosi gangster, co mówi, z czego strzela? Pojęcia nie ma! Ale od czego wypożyczalnie wideo? Z jednej takiej przynosi do mieszkania, gdzie się zamelinował, stos kaset. Ogląda i - już wie. Teraz tylko poćwiczyć trochę przed lustrem.

Najpierw prezentuje się w wersji: facet w podkoszulku, u boku broń na profesjonalnych szelkach. Na szyi odznaka policyjna. Włosy przylizane do głowy, spore zakola. Kołysze się lekko w biodrach, leniwie przypala papierosa. Cedzi głosem Bruce’a Willysa: „Yippee-ki-yay, motherfucker!”. Wyszarpuje z kabury pistolet i naciska spust, iglica trafia w pustą komorę, słychać suchy trzask.

 

 

Odsłona druga: „- You’ talking to me?” pyta facet z przesadną gestykulacją dając do zrozumienia, iż nie wierzy, że ktoś odważył się zagadać do takiego twardziela jak on. Już z daleka wygląda groźnie. Zielona kurtka w stylu „military” (były komandos?), głowa ogolona do gołej skóry, środkiem biegnie pokaźny „irokez”. Czarne okulary zasłaniają oczy. Tak wyglądał Robert DeNiro, gdy w filmie „Taksówkarz” chciał zrobić wrażenie na mięczakach. I – obowiązkowy strzał do lustra.

Przymiarka trzecia. Facet wzgardliwie odchylony do tyłu. Nosi skórzaną kurtkę, jak piloci, zdejmuje okulary, żeby twardo spojrzeć przeciwnikowi w oczy. „- Co ty wiesz o zabijaniu” - przeciąga samogłoski jak Bogusław Linda. „- Ty stara dupa jesteś.” I pociąga z gwinta łyk polskiej wódki. Strzał.

I wreszcie – z odrzwi głową w dół zwisa ubrany na czarno facet w ciasnej czarnej czapce. Strzela raz za razem, po czym nieefektownie wali się na podłogę. Nie umiał utrzymać się na framudze. Odwrotnie niż Leon Zawodowiec.

Teraz Kiler styl gangsterski ma w małym palcu. Kiedy wychodzi na ulicę, nie jest już złachmanionym taksówkarzem. Sunie trawersem przez jezdnię w nienagannym, dopasowanym, czarnym garniturze. Czarny krawat, czarne okulary. W dłoni futerał na skrzypce. Ale każdy kto spojrzy, wie od razu: ten gość na pewno nie nosi tam skrzypiec.

Jurek Kiler to był najbardziej upragniony bohater filmowy po dziesięciu latach epatowania widza ludźmi zdeprawowanymi, wykolejonymi, odrażającymi. Teraz – dla odmiany – bardzo chciało się kogoś polubić.

 

 

A lubi się z reguły przeciętniaka, ani za bystrego, ani za pięknego, za to takiego, który w wymagającej sytuacji jest w stanie stanąć na głowie. Co to znaczy? Ano, że zacwaniaczy, zakombinuje, bo to najlepiej potrafi. Kiedy trzeba, zagra podrywacza z prowincji, za chwilę będzie partyzantem, krewnym w prostej linii chłopców z AK, to znów twardzielem od brudnej roboty. Czego kto sobie w danym momencie zażyczy. Ale to, że tańczy, jak mu zagrają i jak sytuacja pozwala, nie znaczy, że daje się rozstawiać po kątach. On się tylko przyczaja. W takiej taktyce ma swój chytreńki plan: każdemu się przymili, każdemu przyklaśnie, ale też każdego zrobi w bambuko. Taka postać to był rewers bohaterów, którymi kino szafowało przez całe lata 90. Jak bandyci, to okrutni do granic. Typy prymitywne i ordynarne. Jak złodzieje, to tacy, co by umierającej matce poduszkę spod głowy wysunęli. Jak straceńcy w typie „młodych wilków” to bezmyślni i kończący w rynsztoku. Poza tym kino lansowało tezę: w tym kraju nic nikomu nie może się udać, tu każdy jest skazany na nieuchronną klęskę. To tylko kwestia czasu. Na tym tle drobny kombinator, któremu udaje się mimo wszystko, był jak haust świeżego powietrza. Jak – powiew nadziei.

Film opierał się na talencie komicznym Cezarego Pazury. Juliusz Machulski tłumaczył: „O Czarku Pazurze w głównej roli myślałem od samego początku, ale z niezrozumiałych dla mnie powodów odrzucałem tę myśl. Wiedziałem, ze Czarek ma wielkie możliwości komediowe, mimo to szukałem innego rozwiązania. I zaproponowałem rolę Kilera… Szymonowi Majewskiemu. Zrobiliśmy zdjęcia próbne i dopiero po nich zrozumiałem, że zagranie głównej postaci to jednak za duże wyzwanie dla kogoś bez przygotowania aktorskiego. Wtedy ponownie przyszło mi do głowy: >>Dlaczego nie Czarek?<<”

Pozwolę sobie zacytować kolegę, nieżyjącego już Zdzisława Pietrasika. Tygodnik „Polityka”, rok 1999: „Juliusz Machulski jest pierwszym polskim reżyserem, rozpoczynającym działalność artystyczną w czasach PRL, który w ogóle nie chciał uwierzyć w leninowską maksymę, iż kino jest ze wszystkich sztuk najważniejsze. Nic podobnego, film ma być dobrą rozrywką, bez dodatkowych zobowiązań. Trudno się więc dziwić, że ówcześni szefowie kinematografii bez entuzjazmu przyjęli jego pierwszy projekt „Vabank”, który był komedią kryminalną w stylu retro. Czasy następowały bardzo poważne, a Machulskiemu chciało się śmiać. I tak już zostało, reżyser nie przyłączył się do żadnej szkoły ani grupy, robił swoje kino ku uciesze widza, odnosząc po drodze liczne sukcesy, przyjmowane z reguły z większym lub mniejszym zachwytem.”

Tempo wydarzeń  w tej komedii podkręcają rytmiczne piosenki Elektrycznych Gitar, zespołu dziś już raczej zapomnianego. Tekst tej przewodniej idealnie oddaje światopogląd Jurka Kilera. Słowa i muzyka: Kuba Sienkiewicz

To co się dzieje naprawdę nie istnieje
Więc nie warto mieć niczego, tylko karmić zmysły
Będzie co ma być, już wiem, że stąd nie zwieję
Poczekam i popatrzę, nie cofnę kijem Wisły

Już tylko Kiler, o sobie tylko tyle
Wiem co za ile, nie muszę dbać o bilet
Mam wszystko w tyle, są czasem takie chwile
Że się nie mylę, choć wcale nie wiem ile


Językiem „Kilera” mówiła wówczas ulica:

Przełożony: - Masz być jak bulterier!

Komisarz Ryba: - Będę.

- Jak wściekły byk!

- Będę!

- Jak Tommy Lee Jones w „Ściganym”!

- Będę!

- No, to spieprzaj!

 

Kiler: - Panowie, ale to jest jakaś pomyłka!

Komisarz Ryba: - Pomyłka... moja żona miała na drugie Pomyłka.

 

Komisarz Ryba: - Pytanie pierwsze: zawsze sikasz przez zapięty rozporek?

Wąski: - Zawsze.

 

Zanosiło się na to, że w Stanach Zjednoczonych nakręcą remake’a  naszej flagowej komedii. Amerykanie zainteresowali się fabułą, która krótko po premierze ściągnęła do kin kilkanaście milionów widzów. Machulski otrzymał najpierw Brylantowy Bilet honorujący najwyższą frekwencję na filmie, a krótko potem Podwójny Brylantowy Bilet. W Stanach pomysł kupiła wytwórnia Disneya. Reżyserować miał Barry Sonnenfeld (w dorobku: „Faceci w czerni”, „Dorwać małego”), a rolę Kilera miał odtwarzać Jim Carrey. Amerykanie wycofali się jednak z projektu. Wówczas Machulski nakręcił „Kilerów 2-óch”. Pazura grał tam wzbogaconego biznesmena. Oglądano go z przyjemnością, ale jakoś nikt się z nim nie identyfikował.

Bo prawdziwy Kiler musi doskonale trafiać. W swój czas. Zapraszam na film.

 

 

piątek, 18.07, godz. 18:00

sala kinowa KOK

wstęp wolny