Aktualności Dodano: 21 lipca 2022

"Księgarnia w Paryżu" DKF Wiesława Kota

Data rozpoczęcia: 2022-07-29 18:00
Data zakonczenia: 2022-07-29

reżyseria: Sergio Castellitto
scenariusz: Sergio Castellitto / Margaret Mazzantini
gatunek: Komedia
produkcja: Włochy / Francja
premiera: 24 czerwca 2022 (Polska premiera kinowa)

 

Przed nami nowa produkcja, nadal obejrzeć ją można w kinach - "Księgarnia w Paryżu" w reżyserii Sergio Castellitto. Zapraszamy na seans podczas spotkania Dyskusyjnego Klubu Filmowego Wiesława Kota, przed filmem, jak zawsze, prelekcja krytyka, a po seansie dyskusja. Tekst prelekcji dostępny poniżej.

 

 

Mamy dziś przed sobą, drodzy Państwo, tak zwany melodramat pogłębiony, film pod tytułem „Księgarnia w Paryżu”, więc lokalizacja jest wiadoma, ale z ucha i z autorstwa jest to dzieło włoskie. A także, co jest nie bez znaczenia, dzieło letnie w sensie pory roku, a więc świetliste, promienne i pogodne. W sumie – pogodne.

Rozejrzyjmy się najpierw wśród personelu. Napisał ją przed wieloma laty mistrz włoskiego kina Ettore Scola, który zmarł w pięknym wieku 84 lat w roku 2016, ale wcześniej zdążył studiować prawo, poświęcić się dziennikarstwu i pisaniu historii na filmowy ekran. Swój pierwszy utwór filmowy wyreżyserował w roku 1964; rzecz nazywała się „Porozmawiajmy o kobietach”. Tytuł nie jest nam obcy, a to dlatego, że kilka lat później ten scenariusz, czy raczej pomysł, przejął amerykański reżyser Mike Nichols i w głównych rolach obsadził Jacka Nicholsona i Arta Garfunkela, tego piosenkarza z duetu Simon i Garfunkel. Już wtedy Ettore Scola łączył w swoich tak zwanych "komediach serio" ton melancholijny z ciepłą i wybaczającą ironią, a poza tym miał czas, oko i czułość dla zwykłych ludzi, często marginalizowanych. Może starsi z nas pamiętają jego film „Odrażający, brudni, źli” z 1976 roku, za który otrzymał nagrodę dla najlepszego reżysera w Cannes. Może pamiętają także jego film pod tytułem „Bal”, w którym przy pomocy zmieniających się formuł tańca pokazał całą historię XX wieku.

Jednak główną jednoosobową siłą sprawczą, bo to i reżyser, i współautor scenariusza, i odtwórca głównej roli, jest Sergio Castellitto, znany we Włoszech aktor i reżyser. Rocznik 1953, więc nie najmłodszy, ale bardzo żywotny, w dodatku żywotny od początku kariery, który przypadł na rok 1978, kiedy to po ukończeniu rzymskiej uczelni aktorskiej Sergio od razu znalazł się na scenie w poważnym repertuarze, bo grał i Szekspira, i Brechta, i Czechowa, i Strindberga. Już jako uznany fachowiec przeniósł się do filmu i w 1983 roku zagrał w dość głośnym obrazie „Generał Armii Umarłych” u boku ówczesnych supergwiazd filmu włoskiego – Marcello Mastroianniego i Michela Piccoliego. Sznureczkiem pobiegły następne tytuły filmowe i seriale telewizyjne, z rzeczy ważniejszych, a i u nas znanych, można by przypomnieć rolę Ojca Pio w filmie „Cud człowieka”, który to film, jako jeden z kilku, próbował zbliżyć się do tajemnicy tego stygmatyka i mistyka kapucyńskiego z południa Włoch. Sergio grywał także po drugiej stronie Alp, we Francji, ale ten rodowity rzymianin najlepiej czuje się we Włoszech i tutaj grywa najchętniej, także wtedy, kiedy towarzyszą mu gwiazdy importowane, jak Penelope Cruz, aktorka z Hiszpanii. A jego stosunkowo nowy film „Księgarnia w Paryżu”, nakręcony nad Sekwaną, dowodzi, że włoski patriotyzm Sergia nie jest definitywny, i że na tym terenie wiele może się jeszcze wydarzyć.

I jeszcze jedna siła sprawcza, którą już trochę znamy, konkretnie z pokazywanego niedawno na tym ekranie filmu „Małe szczęścia”. To Bérénice Bejo, która w tamtym filmie grała tę zahukaną gospodynię domową, która została uznaną pisarką. Przypomnę więc, co wtedy o pani Bejo zostało powiedziane – dla odświeżenia pamięci. To aktorka francuska pochodzenia argentyńskiego, z tym że jej rodzice uciekli z Argentyny z Berenice jako zaledwie trzyletnią dziewczynką, w obawie przed tamtejszą dyktaturą wojskową. Jej tato był argentyńskim reżyserem i dość wcześnie zapisał dziewczynkę do szkoły teatralnej, a także wprowadził cotygodniowy obrzęd rodzinnego oglądania filmów z kaset video i komentowania ich z dzieckiem. Bardzo to było dla dziewczynki pouczające i wciągające; zaraziła się ojcowską fascynacją filmem i teatrem. Z czasem trafiła na ekran, najpierw telewizyjny, w reklamach i filmach krótkometrażowych, potem na drugi plan do filmów kinowych i tutaj też wygrzała sobie stałe miejsce. Na planie filmowym poznała Michela Hazanaviciusa, który niebawem wyreżyseruje znany na całym świecie film „Artysta”, który miał się okazać hołdem dla starego kina i żywiołu sztuki filmowej. Ona sama wystąpiła w tym filmie i za swoją rolę dostała nawet nominację do Oscara w kategorii aktorka drugoplanowa. Sam film „Artysta” zdobył, przypominam, w roku 2012 aż pięć Oscarów. Ta produkcja stała się dla niej trampoliną do dalszych sukcesów - wystąpiła na przykład w filmie „Przeszłość”, ogromnie szanowanego i nagradzanego reżysera z Iranu Asghara Farhadiego. I ciągle udowadnia, że jest aktorką zdolną, a także pełną lekkości i wdzięku.

 


Bérénice Bejo

I już wstępujemy do paryskiej księgarenki. A ta jest wysoce osobliwa, osadzona w uroczej, reliktowej lokalizacji. Cała w stylu retro; to nie przypadkiem film zacznie się od muzycznego nawiązania do „Błękitnej rapsodii” Gershwina, żeby podkreślić taką atmosferkę. Tego rodzaju księgarnie są instytucjami-emblematami Paryża, jak słynne stragany bukinistów, które ciągną się nad Sekwaną i gdzie sprzedają autentyczne bądź podrabiane grafiki i mniej szacowne starodruki. Oczywiście na użytek turystów, rzadziej hobbystów. Paryska księgarnia, jak ta, gromadzi odchyleńców, dziwaków, hobbystów, ludzi żyjących we własnym świecie, na pewno za daleko od świata, do którego lgną przeciętni Paryżanie. Księgarz i jego niepełnosprawna córka wydają się przykurzeni, tak jak książki w antykwariacie. Zapadają się w życiu, osuwają poniżej własnych nadziei, oczekiwań, ambicji i możliwości. Wpadają w fazę przetrwalnikowa, dodają kolejny dzień do następnego, wypełniają puste rytuały z czystego przyzwyczajenia. Bez satysfakcji, bez emocji, byle tylko nie popaść w całkowitą anhedonię, czyli stan uniemożliwiający odczuwanie przyjemności ze zwykłych rzeczy, że wstał nowy dzień, że jest ładna pogoda, bo to jest pierwszy krok do depresji i samounicestwienia. I w to ustabilizowane życie, które przypomina wodę stojącą w stawie bez odpływu, wdziera się nagle i tańczy damskie czupiradło, któremu deszcz zmył makijaż, i które niespodziewanie szasta się po księgarence i burzy codzienny rytuał. No i pada diagnoza – „Dziwny z pana facet” – jakby to on, kustosz tych staroci, był niezwykły, a ci wszyscy w pędzie, którzy wirują wokół niego, to byli normalsi. Z kolei ta kobieta, która jak huragan wpadła do paryskiej księgarni, to też niezły wariatuńcio, terminujący w jakimś podejrzanym teatrzyku awangardowym, który wiąże artystów, każe im się spalać w doraźnych akcjach, w których więcej jest szarpaniny i nieporozumień niż prawdziwej sztuki. Tak więc, jakoś tam w życiu szamoczą się i drepczą w kółko oboje. Na razie obok siebie, na dwóch równoległych spacerniakach.

 

 

Ów księgarz wyzna, że te stosy papieru zamknięte w okładkach trzymają go przy życiu. Jest więc nie tyle miłośnikiem literatury, co miłośnikiem książki jako przedmiotu, jako wehikułu, przez który treść literacka do nas dociera. To trochę jak hobbysta, który gromadzi okazy starej broni. Nigdy ich oczywiście nie użyje, ale sama świadomość, że je ma, że może je polerować, pokazywać innym, jest mu potrzebna do życia; to takie zastępcze przekonanie, że robi coś istotnego, że ma w ręku coś, co powinno być konserwowane, przechowywane i przekazywane następnym pokoleniom. Ale też nie mamy złudzeń, że to kolekcjonerstwo jest niejako zastępcze, że wprawdzie załatwia w życiu coś ważnego, ale to tylko substytut. Kiedy księgarz mówi, że aktualność, to co bieżące, zabija, ma na myśli to, że obcowanie z zawartością książek, tą, która przy pomocy słowa została umieszczona między okładkami, to jest próba przekroczenia własnych ograniczeń czasu i miejsca.

Tutaj drepczą w kółko właściwie trzy osoby, ojciec, córka i ta postrzelona aktorka; każdy we własnym kółeczku. Każde z nich boi się życia, boi się zaryzykować, boi się udziału w pełni. Woli swój zaułek, wąski margines, wydeptaną ścieżkę. No i ta stara prawda, że przeciwne bieguny najsilniej się przyciągają. On jest wprawdzie wycofany, ale poukładany, uporządkowany, odpowiedzialny, słowny, jak mówi młodzież, ogarnięty. A ona wręcz przeciwnie – to chodzący żywioł, niekonsekwencja, kłębowisko sprzecznych impulsów, nieprzewidywalność. To się tak łatwo mówi, że spotkają się wpół drogi, ale to nieprawda. I w życiu nigdy się tak nie dzieje, i na ekranie też się nie powinno tak odbywać. Spotkają się na jakimś pasie pośrednim, na ziemi niczyjej; ta linia afrontu pozostanie ruchoma.

 

 

Ale wróćmy jeszcze do tego księgarza i książek, które są mu ogromnie potrzebne. Nie dziwimy mu się specjalnie. Ostatecznie zostaliśmy wrzuceni w ten świat w ramach dwóch dat, narodzin i śmierci, w czas odrażająco krótki, jeżeli spojrzeć, jak długo istnieje wszystko wokół nas. Więc próbą przełamania tych ograniczeń jest właśnie obcowanie z czymś, co nas przekracza, co ma znacznie dłuższą metrykę i część z tego zwiera się właśnie w książkach, ale także w filmach. Film też pozwala nam wniknąć w światy, które poszerzają naszą egzystencję. Dlatego znaleźliśmy się tutaj dzisiaj, dlatego za chwilę na ekran padną pierwsze obrazy. My je obejrzymy i dzięki nim będziemy żyli o jeden raz więcej.

A na dobranoc możemy sobie zadedykować opowiastkę o jeżozwierzach. Zaręczam, że się przyda. A jak Państwo będą wracali do domu, proszę uważać na spadające dachówki.

 

 

 

piątek, 29.07, godz. 18:00

sala kinowa KOK

WSTĘP WOLNY

 

Rezerwacja miejsc pod numerem tel.: (65) 512 05 75

 

DKF 29.07. „Księgarnia w Paryżu”
Podsumowanie dyskusji

Historia opowiedziana w filmie została uznana za smutną, ale w stopniu dopuszczalnym. Oby tylko takie trafiały się nam w realu… Szalona aktoreczka, która namieszała w życiu statecznego księgarza, w sumie okazała się katalizatorem pozytywnych zmian – przynajmniej w życiu jego ułomnej córki.

Wszystko po to, aby przebić kokon, w którym znalazła się ona sama, ale też taki, w którym – jak podkreślano – żyjemy często my sami. Niekiedy z lenistwa, bo kiedy oglądamy lub czytamy coś w sieci, zainstalowany tam algorytm proponuje nam podobne treści. Jeżeli skorzystamy, możemy się na długo uwięzić w tej medialnej bańce. A ten mechanizm dotyczy nie tylko mediów...

No i pogadaliśmy sobie o książce jako papierowym nośniku literatury. Okazało się, że książka ma cały legion obrońców. Bo fanatykiem kawałka plastiku z ekranem okazał się tylko prowadzący dyskusję. Książka może być cudownym przedmiotem, który ma tę na przykład zaletę, że pięknie pachnie – a plastik wcale. Taki przedmiot – sam w sobie: dzieło sztuki – miło wziąć do ręki, miło postawić na półkę, miło wiedzieć, że takie cudo ma się w domu...

 

 

 

Patronat medialny: