Anatomia - 2 grudnia

 

reżyseria: Aleksandra Jankowska
scenariusz: Aleksandra Jankowska
gatunek: Dramat
produkcja: Polska / Francja
premiera: 21 października 2022 (Polska)
Film dostał 2 nominacje.

 

Przed nami seans filmu polskiego - reżyserką i autorką scenariusza jest Ola Jankowska - na ekranie "Anatomia". Nakręcona na kamerze cyfrowej, 35mm, VHS i w podczerwieni, kolażowa opowieść o tożsamości, czasie i pamięci. Przed projekcją autorska prelekcja krytyka; do przeczytania poniżej. Po filmie, jak zawsze, zapraszamy na dyskusję.

 

 

 

W naszym cyklu filmowym pojawia się nowy bohater – zanik pamięci, w dzisiejszym filmie wyraźnie nazwany jako dysfunkcja pamięci krótkotrwałej. To wynik urazu po dawnym wypadku. I wolno przypuszczać, że jest to rodzimy odpowiednik innego bohatera – choroby Alzheimera. A ta, oczywiście w sposób umowny i zbiorczy, uosabia na ekranie te wszystkie rodzaje dysfunkcji mózgu, które wiążą się z utratą pamięci i zanikaniem osobowości. Dlatego – dla uproszczenia – mówić tu będziemy o Alzheimerze. W kinie lat ostatnich nie jest to osobistość nowa, a przeciwnie – kręci się na ten temat tym więcej filmów, im częstsze jest w życiu najszerzej rozumianego widza osobiste doświadczenie osobistego obcowania z kimś, kogo dotknęła ta przypadłość. Jak wiadomo w kwestii pokazywania na ekranie chorób, światowe kino od zawsze kierowało się modą, a dziś można powiedzieć bez najmniejszej przesady, że właśnie modny stał się Alzheimer. Dziś samą chorobę i jej odbicie w życiu osób bliskich choremu mamy okazję przestudiować na przykładzie świeżego obrazu polskiego, filmu w reżyserii Aleksandry Jankowskiej pod tytułem „Anatomia”.

 

 

Wśród filmów o utracie pamięci i chorobie Alzheimera głośniejsze stają się te, które są firmowane przez znane twarze. Do takich obrazów należy film pod tytułem „Motyl. Still Alice” z roku 2014. W tytułową Alice wcieliła się Julianne Moore i za tę rolę dostała Oscara dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej w roku następnym. Zgrała panią profesor lingwistyki, wykładowczynię na prestiżowym Uniwersytecie Columbia, kobietę i naukowca w szczytowej formie życiowej i zawodowej. szczęśliwą żonę i matkę trójki dzieci. Pierwsze niepokojące objawy stwierdziła u siebie, gdy podczas wykładu zaczynało jej brakować słów, a do tej pory ze swojej pamięci była szczególnie dumna. Do tego doszły potem kłopoty z orientacją w mieście, wśród ulic, na których uprawiała jogging od lat. Z czasem traci wszystko, na co pracowała przez całe życie – wspomnienia, umiejętność czytania i pisania. Rozumie, że jej umysłu już praktycznie nie ma, że zostało tylko ciało. Żałuję, że nie mam raka, nie byłoby mi tak wstyd – mówi do męża. Od popełnienia samobójstwa ratuje ją tylko to, że kiedy decyzję podjęła na parterze i zdecydowała się wejść na piętro domu po rewolwer, już na schodach zapomniała, po co idzie na górę.

Innym znaczącym tytułem z tej serii jest obraz Nicka Cassavetesa po tytułem „Pamiętnik” z 2004 roku z udziałem wschodzącej wówczas gwiazdy Rayna Goslinga. Ów pamiętnik czyta w domu starców swojej ukochanej jej mąż. Pobrali się po bardzo licznych perypetiach i nie mieli wątpliwości, że są dla siebie nawzajem stworzeni. Aż do momentu, gdy między nich wszedł Alzheimer. Żona na niego zapadła i z czasem wymagało to przeniesienia jej do domu starców, by miała całodobową opiekę. Odwiedza ją tam mąż, którego ona nie poznaje, i czyta jej jej własny pamiętnik z czasów młodości. W nim opisała swoją miłość do obecnego męża, a teraz słucha z zainteresowaniem, ponieważ uważa, że jest to jeszcze jedna sentymentalna powieść, bardzo zresztą udana. Nasyciwszy się tym romansem, oboje pogodnie umierają, w przeczuciu, że mimo wszystko odzyskali jednak własne życie.

 

 

A teraz przedstawmy bliżej naszego głównego bohatera - Alzheimera. Na tę nieuleczalną chorobę będziemy się w naszym otoczeniu natykać coraz częściej, ponieważ dotyka ona głównie osoby długowieczne. A przecież wszyscy żyjemy coraz dłużej. Kino problem chorych na Alzheimera wałkuje od wielu lat. Dzięki temu możemy obejrzeć w detalu, jak wygląda życie kogoś, kto wprawdzie trwa jako ciało, ale jako osoba – zanika.

Przypomnijmy najpierw, o czym mówimy. Chorobę po raz pierwszy opisał niemiecki neuropatolog Alois Alzheimer w 1906 roku. Najczęściej spotyka się ją u osób po 65. roku życia, lecz pojawia się również wcześniej. W tej chwili na świecie cierpi na nią około 30 milionów ludzi, a wraz ze statystycznym wydłużaniem się ludzkiego życia będzie ich coraz więcej. Wprawdzie medycyna nie podaje jednoznacznej przyczyny Alzheimera, ale wskazuje na czynniki ryzyka, które mogą prowadzić do rozwoju choroby. Zazwyczaj jest to wiek powyżej 65 lat, cukrzyca, nadciśnienie tętnicze, predyspozycje genetyczne, oraz niski stopień edukacji. Ale to tylko wskazania orientacyjne. W każdym razie Alzheimer to wynik degeneracji mózgu. I to on wysyła pierwsze sygnały.

Zaczyna się zwykle od zaburzeń pamięci. Potem - mowy, słuchu i wzroku, pojawia się niezdolność do czytania i pisania, ubierania się, gotowania i innych czynności, które wykonujemy na co dzień. Pojawiają się trudności z rzeczami wyuczonymi od lat jak jazda samochodem, przygotowywanie posiłków, prowadzenie domu, uprawianie hobby itp. Potem przychodzą zaburzenia orientacji co do miejsca i czasu – chorzy mogą mieć kłopot z rozróżnieniem pory dnia, roku i świadomością upływu czasu, mogą zapominać, gdzie są i jak się tam znaleźli. Kolejnym etapem choroby są trudności z wypowiadaniem pojedynczych słów, zapominanie kim się jest, agresja lub wyczerpanie. Chorzy stają się nadmiernie łatwowierni albo maniakalnie podejrzliwi. U chorego mogą występować drgawki i drżenie rąk. W zaawansowanym stadium choroby obserwujemy ogromne wyniszczenie całego organizmu. Podsumowując: choroba zaczyna się zanikiem pamięci, a kończy przykuciem chorego do łóżka i utratą wszelkiego z nim kontaktu. 

Kolejny problem z Alzheimerem jest taki, że choroba zmusza do mobilizacji całą rodzinę. A to się wiąże ze zmianą trybu życia wszystkich. Osoba chora nie może pozostawać sama, ponieważ staje się coraz bardziej niebezpieczna: dla siebie i dla otoczenia. Może na przykład zapomnieć wyłączyć gaz, może nieświadomie zalać mieszkanie itd. Nie każdy może sobie pozwolić na opiekę 24 godziny na dobę, dlatego warto w takim przypadku zatrudnić opiekunkę dla osób starszych. O ile rodzinę na to stać. Albo wystarać się o miejsce w domu opieki społecznej. A gdyby nawet takie miejsce się znalazło, to rozstanie i tak jest bardzo bolesną decyzją.

 

 

 

To Alzheimer, czas na ciekawsze postacie z ekranu. W roli ojca wystąpił tutaj poeta, satyryk stand-upper, autor piosenek, recitali, przedstawień teatralnych oraz niekończących się monologów kabaretowych, z którymi objeżdża Polskę, Andrzej Poniedzielski, rocznik 1954. Ponieważ jest osobistością znaną, choć od innej strony, pozwolę sobie zacytować kilka zdań z jego autobiografii. „Urodziłem się na głębokiej Kielecczyźnie. Jako szkołę średnią wybrałem technikum elektroniczne w Kielcach. Musze dodać, że jestem skończonym magistrem inżynierem automatykiem przemysłowym Politechniki Świętokrzyskiej. Na studiach śpiewałem w klubach studenckich, a na trzecim roku zadebiutowałem na studenckim festiwalu w Krakowie. Po ukończeniu politechniki musiałem odpracować rok stażu w IFAM-ie w Łodzi. Ponieważ przeszkadzało mi to w pracy estradowej, będąc już żonaty i posiadając dwojaczki, wystąpiłem o urlop macierzyński. Kiedy w kadrach załatwiłem formalności, pod zakładem już czekał autokar łódzkiej Estrady”. Ciąg dalszy znamy. A z tych smuteczków, które w swoich występach estradowych Andrzej Poniedzielski obwozi po Polsce, przywołajmy dialog pesymisty z optymistą. Pesymista narzeka, że deszcz pada i pada. A optymista go pociesza: owszem, pada, ale tylko z góry.

W roli babci w filmie „Anatomia” pokazała się aktorka Ewa Dałkowska, artystka o bardzo długim stażu filmowym. Pani Ewa, rocznik 1947, po warszawskiej polonistyce i Warszawskiej Wyższej Szkole Teatralnej od razu stanęła przed kamerą i od tamtych czasów każdy może panią Ewę pamiętać, w czym tylko chce. To mogą być „Noce i dnie”. Może być „Sprawa Gorgonowej”, w której zagrała tytułową bohaterkę. Może być dama lekkiego prowadzenia z jednego z odcinków serialu „07 zgłoś się”, mogą być kolejne znaczące tytuły z dziejów naszego nowszego kina, „Kobieta z prowincji”, „Korczak” czy rola żony prezydenta Lecha Kaczyńskiego w filmie  „Smoleńsk”, której to roli pani Ewa podjęła się, ponieważ od 2001 roku systematycznie, wyraźnie i pod nazwiskiem popiera w różnych kampaniach Prawo i Sprawiedliwość.

A w naszym filmie ta dysfunkcja mózgu i osobowości mocno nas widzów przeczołga, bo tutaj ta powiększająca się nieobecność chorego ojca wyraża się w ciszy i bezruchu, którego jest tak wiele, że chciałoby się popchnąć kadry filmu, popchnąć sytuację do przodu. A przecież każdy, kto miał do czynienia z osobą przewlekle chorą, rozumie doskonale, że właśnie to jest niemożliwe. Że choroba, zwłaszcza taka choroba to monotonia, powtarzalność, nuda i uporczywość. Uparte "nicniedzianie się". Biologiczna, roślinna wegetacja. I czekanie aż natura, aż lis albo litościwa Siła Wyższa sama rozwiąże problem zdejmując z naszych ramion coraz bardziej uwierający ciężar.

Do czasu aż sami staniemy się dla innych ciężarem. A to przychodzi zazwyczaj szybciej niż nam się wydawało.

 

 

 

 

 

piątek, 02.12, godz. 18:00
sala kinowa KOK

WSTĘP WOLNY

 

Rezerwacja miejsc pod numerem tel.: (65) 512 05 75

DKF 02.12 Anatomia
Podsumowanie dyskusji

Uff! - z tym spontanicznym westchnieniem ulgi powitaliśmy końcowe napisy filmu długiego (1 godz. 50 min.) w każdym sensie. Krótko mówiąc – obraz nas przeczołgał, ale tak właśnie miało być. Bo to był film o nieobecności, o zanikaniu osoby, o postępującej utracie ojca tkniętego zanikiem pamięci. Statyczne – choć, przyznaliśmy, interesująco zakomponowane – kadry, nieskończenie długie ujęcia. Kamera, która raczej podgląda niż pokazuje osoby dramatu. A skoro gasną i mieszają się wspomnienia, może tej córki wcale nie ma? Może to tylko projekcja chorego mózgu, która wymknęła się spod kontroli?

Pojawiły się sugestie, że w takiej sytuacji trzeba by się jakoś ratować, wspomagać działanie gasnącego mózgu. Może wynaleźli nowy specyfik, trzeba poczytać, popytać. Może dłuższe spacery, żeby ten mózg dotleniać, może więcej krzyżówek i szarad?

No i nastąpiła wskazówka, że to takie „slow cinema”, kino na zwolnionym biegu, kontemplacyjne. Jeżeli tak, to mieliśmy do czynienia z wersją „hard slow”. Oby tylko w kinie...

 

 

 

Patronat medialny: