Moje ulubione ciasto - 11 kwietnia
reżyseria: Maryam Moghadam, Behtash Sanaeeha
scenariusz: Maryam Moghadam, Behtash Sanaeeha
produkcja: Iran, Francja, Szwecja, Niemcy
czas trwania: 97 min
Film otrzymał 7 nagród i 6 nominacji.
Pełna uroku i humoru opowieść o tym, że na miłość nigdy nie jest za późno. W najbliższy piątek zapraszamy na seans produkcji irańskiej z roku ubiegłego - film "Moje ulubione ciasto" na pewno znajdzie swoich fanów wśród naszych widzów. W ramach spotkania Dobrego Kina z Kotem, jak zawsze, prelekcja autorstwa Wiesława Kota oraz wspólna dyskusja po filmie.
Mili Państwo,
Amerykanie uwielbiają dzielić zjawiska filmowe na kategorie i podkategorie i każdą z nich etykietkować odpowiednią nazwą. I tak – w ramach komedii romantycznej wyróżnili podgatunek zwany „manhunting”, czyli polowanie na mężczyznę, polowanie na faceta. Najszerzej znanymi filmami z tego podgatunku są kolejne przygody Bridget Jones. Przypominam, że najnowszy okaz z tej serii nosi tytuł „Bridget Jones: Szalejąc za facetem”.
Formuła „manhunting” jest nośna, ale kto by przypuszczał, że nośna jest na tyle, by ujawnić się w kinie irańskim, w kraju, w którym panuje surowe prawo wzorowane na szariacie. Normuje ono życie każdego obywatela i wdraża podział czynów na pięć kategorii: konieczne, chwalebne, dozwolone, naganne oraz zakazane. Islam nie uznaje rozdziału życia świeckiego od religijnego. W związku z tym drobiazgowo reguluje także codzienne życie obywateli państwa, czego pilnuje na przykład policja obyczajowa.
A jednak – sztuka nawet w takim kraju daje sobie radę. I dzięki temu z prawdziwą przyjemnością przedstawiam dziś Państwu film irański pod tytułem „Moje ulubione ciasto” autorstwa pary małżeńskiej, którą tworzą Maryam Moghadam i Behtash Sanaeeha. Film miał premierę światową w 2024 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie, gdzie zdobył Nagrodę Jury Ekumenicznego i Nagrodę Międzynarodowej Federacji Krytyki Filmowej (FIPRESCI). Państwa scenariuszostwa i reżyserostwa nie tylko nie wypuszczono z Iranu na premierę filmu na Berlinale. Oboje artyści od września zeszłego roku przebywają w areszcie domowym oskarżani o łamanie zasad islamu i tworzenie propagandy antyrządowej. Oczywiście zakazano im kręcenia dalszych filmów. Do dziś nie mogą wyjechać na granicę i nieustannie ciągani są po sądach. Władze Iranu nie mogły strawić faktu, iż w ich kraju powstał film, w którym kobieta pije alkohol i to w dodatku z mężczyzną. I jeszcze ta scena, w której wyrywa z rąk policji obyczajowej nastolatkę z niedbale nałożonym hidżabem. Tak, tego było stanowczo za wiele.
Na początku dwa słowa o sprawcach dzieła. Pani scenarzystka i reżyserka Maryam Moghadam to rocznik 1969. Urodziła się w Teheranie, ale szkołę sztuk performatywnych ukończyła już w Göteborgu w Szwecji. Wielokrotnie występowała na scenie, w tym w tamtejszym Teatrze Narodowym.
Reżyser i scenarzysta „Mojego ulubionego ciasta”, Behtash Sanaeeha, ukończył studia licencjackie z inżynierii lądowej i rozpoczął studia magisterskie z architektury, ale żadnego z tych kierunków nie ukończył. Spodobał mu się film, zaczął więc pisać scenariusze i reżyserować krótki metraż, a także dokumenty i reklamy. Przyszedł w końcu czas na film fabularny i reżyser ma na swoim koncie debiutancki film „Obawa przed kwaśnym deszczem”, który pokazywano na całym świecie, a jego scenarzystę i reżysera okrzyknięto mianem „olśniewającego talentu”. Dowodem pozycji jaką reżyser zdobył na całym świecie, był fakt, iż w roku 2018 został wybrany na członka jury nagrody imienia Ingmara Bergmana w Szwecji. Film kolejny z 2021 roku, zatytułowany „Ballada o białej krowie” przed jakimś czasem mogliśmy oglądać także w ramach naszego cyklu.
No i nasz dzisiejszy film „Moje ulubione ciasto”. Sformułowanie „irańska komedia romantyczna” brzmi jak oksymoron, bo w tym kraju zbyt wesoło się raczej nie żyje. Ostatecznie ten kraj jest od 45 lat rządzony przez ajatollahów. Okazuje się jednak, że nawet w tak niesprzyjających warunkach można nakręcić film dowcipny, ciepły, wręcz romantyczny. No i ta radość, otwartość, humor i czułość przebijają wszystko, czym mógłby je zatamować reżim irański. Choć w kątach kadrów czai się irańska groza. Przypominam, że nie tak dawno policja zamordowała tam młodą Kurdyjkę za to, że - zdaniem funkcjonariuszy – niedbale nosiła hidżab, czyli osłonę skrywającą włosy, które mają ściągać najbardziej pożądliwe spojrzenia mężczyzn. Pociągnęło to za sobą demonstracje, w trakcie których Iranki paradowały z odsłoniętymi głowami. Państwo musiało się ugiąć. W naszym filmie kobiety w domu pozbywają się hidżabu który jednak nakładają wychodząc na ulicę. Bo tu grasuje policja obyczajowa.
Do tego posuwają się do o wiele bardziej drastycznych przestępstw. Siadają mianowicie na przednim siedzeniu taksówki, co do niedawna było nie do pomyślenia. Bywają w jednym pomieszczeniu z mężczyznami, którzy nie należą do ich rodzin. Pijają pędzony w podziemiu alkohol. Nawet - o zgrozo - tańczą. Przekroczeń obyczajowego tabu jest tu tak wiele, że obeznany widz może się zastanawiać, czy rzeczywiście mamy do czynienia z kinem irańskim. Fabuła tego filmu jest myląco prosta, jak w wypadku wielu filmów irańskich. Mogłaby to być zwykła komedia romantyczna, gdyby nie mnóstwo politycznych i obyczajowych podtekstów, jakie tutaj się czają. Dla nas prawie nieuchwytnych. Dziennikarze, którzy odwiedzają Iran, podkreślają, że jego mieszkańcy żyją niejako w dwóch wersjach. Za zamkniętymi drzwiami kobiety chętnie zdejmują hidżab, podkręcają głośność muzyki i wyjmują alkohol zakonspirowany w szafach. Jak w każdym totalitarnym kraju, pewna doza wolności jest dozwolona, byle tylko nie czynić z niej ostentacji i nie wychodzić z nią na ulicę. Żyliśmy w PRL-u, więc znamy to doskonale. Policja moralności ma swoich ochotników. W Polsce powiedzielibyśmy swoich ormowców, jak ta wścibska sąsiadka kobiety, która wpadła zobaczyć, co się dzieje, ponieważ wydawało jej się, że słyszy głos mężczyzny.
W naszym filmie wszystko to na przykładzie wdowy imieniem Mahin, której córka wyjechała do Europy na studia zostawiając ją zupełnie samą. Jej samotne życie powoli zmienia się w koszmar, który Mahin próbuje przespać, ale nie bardzo jej się to udaje. Bowiem nawet o 12. w południe, ale jednak trzeba się obudzić. Do życia Mahin budzi się, gdy wpada jej w oko weteran wojny z Irakiem, a obecnie taksówkarz, także wdowiec. Kiedy taksówkarz po drodze do jej domu zatrzymuje auto i udaje się do apteki, powoli zaczynamy się domyślać, w jakim kierunku zmierza cała sytuacja. I że atrakcją wieczoru będzie nie tylko wzmiankowane w tytule ciasto. Ów taksówkarz, Faramarz, też ma w życiorysie wątek kombatancki w walce z reżimem irańskim. Przesiedział miesiąc w więzieniu za to, iż grał w zespole na przyjęciu weselnym.
Mahin z kolei z rozrzewnieniem wspomina czasy sprzed rewolucji islamskiej z roku 1979, kiedy z obniżonym dekoltem chodziła na tańce w szpilkach. A tu – o ironio - hotel znanej światowej marki Hayat, zamieniono na lokal, który nazywano Freedom Hotel. Teraz musi nosić trampki i hidżab. Zresztą jej kraj i cywilizacja dawno jej odjechały, co objawia się choćby w scenie w kawiarni, kiedy to kelner poleca jej zeskanować kod QR, aby uzyskać dostęp do menu. Nawet te piękne cedry, które okalają jej dom i ogród, pochodzą z sadzonek, które ukradła przed 30-tu laty.
Poza wszystkim film opowiada o ludziach starszych, samotnych, żyjących na przedmieściach wielkich miast, a więc raczej nieatrakcyjnych dla obiektywu kamery. I to niezależnie od kraju, w jakim historia opowiedziana w naszym filmie mogłaby się rozgrywać. Kino to jest zasadniczo zabawka młodych, adresowana do młodych. Takie starsze kobiety jak ona są po prostu wymazywane z życia. Starych ludzi często dopada przypadłość zwana niewidzialnością. Poza Zakładem Ubezpieczeń Społecznych nie dostrzega ich dosłownie nikt. Wydaje się, że nie istnieją, a jeżeli już, to skromnie i na dalekim marginesie. A w swojej determinacji Mahin staje się wreszcie widoczna, choćby tylko dla jednego człowieka. Tytułowe ciasto to nie tylko pyszny deser, to także symbol wielu, wielu przyjemności, których oboje uczestnicy kolacji byli zmuszeni odmawiać sobie przez całe dziesięciolecia.
W Iranie jest więcej podobnych ciast, które piecze się w tajemnicy i nigdy nie częstuje się nimi publicznie, niestety. A starość, jak każdy okres życia, ma swoje zalety. Pamiętajmy, że w podeszłym wieku łatwiej się buntować. Śmierć nie taka znowu odległa, więc nie ma się czego aż tak bardzo obawiać. Zyskać na tym ostatnim odcinku można bardzo wiele. W naszym filmie to jest ta fantastyczna, halucynogenna noc. Warto się odważyć, bo Mahin ma za sobą setki i tysiące nocy wypełnionych smutkiem, biedą, izolacją, jałowością życia. Teraz może tylko zyskać.
I jeszcze drobiazg. Króciutka scena pod prysznicem. Kino przyzwyczaiło nas do scen pod prysznicem, kiedy to woda oblewa ciała zakochanych. Oczywiście były i inne sceny, jak ta z „Psychozy” Alfreda Hitchcocka, kiedy to pod prysznicem zostaje okrutnie zasztyletowana młoda kobieta przez gospodarza motelu, schizofrenika. W każdym razie w naszym filmie scena pod prysznicem jest jedną z ciekawszych, jakich dorobiło się światowe kino.
Zapraszam na pyszny deser. Film irański „Moje ulubione ciasto”. Smacznego!
piątek, 11.04, godz. 18:00
sala kinowa KOK
wstęp wolny
„Moje ulubione ciasto” 11. 04.
Podsumowanie dyskusji
Irańska love story zrobiła wrażenie, bo też taki cel sobie zakładała. Współczuliśmy biednej Mahin, którą kamera w ostatniej scenie pokazywała od tyłu, by oszczędzić widzowi widoku twarzy kobiety poszarzałej od cierpienia. Bo jej wybrany oddał ducha w najlepszym momencie – szczęśliwy, na przyjemnej alkoholowej zwyżce i w oczekiwaniu na jeszcze większe szczęście, które spotka go już za chwilę. Poza tym dały się słyszeć głosy, by film pokazywać młodym ludziom, dla których osoby starsze stają się z wiekiem coraz bardziej „przezroczyste”. No i apel do panów, by od pewnego wieku nie eksperymentowali już z viagrą…