Moja zbrodnia - 15 marca

reżyseria: François Ozon
scenariusz: François Ozon
gatunek: komedia kryminalna
produkcja: Francja
premiera: 8 marca 2023 (świat)
Film dostał jedną nominację do nagrody.

 

Zapraszamy na spotkanie Dyskusyjnego Klubu Filmowego Wiesława Kota i seans francuskiej komedii kryminalnej "Moja zbrodnia" w reżyserii François Ozona - którego filmy już w przeszłości na naszych DKF-ach oglądaliśmy. Zeszłoroczna premiera warta Państwa uwagi! Poniżej przedstawiamy tekst prelekcji, którą dr Wiesław Kot wygłosi przed seansem, a po filmie, jak zawsze, zapraszamy na wspólną dyskusję.

 

 

Dzisiaj przed nami, drodzy Państwo, francuska komedia kryminalna w stylu retro, ale też z tych bardziej przewrotnych. W dodatku utrzymana w konwencji przedstawienia w letnim teatrze bulwarowym. Ostatecznie reżyserem jest François Ozon, znany z ironicznego traktowania tematów zwłaszcza damskich, że przypomnimy filmy „Osiem kobiet” czy „Młoda i piękna”. Otóż u nas kamera podąża za Madeleine, młodą aktorką (coraz modniejsza w kinie francuskim Nadia Tereszkiewicz), na którą padło podejrzenie o zastrzelenie producenta filmowego, który podczas castingu miał jej czynić obleśne awanse. Aluzje do Harveya Weinsteina i ruchu #MeToo są aż nadto przejrzyste. Scenariusz układa się sam: Madeleine jest młodą aktorką bez angażu i grosza przy duszy. Zamordowała producenta filmowego, gdy ten próbował jej sprzedać rolę za seks. W sensacyjnym procesie Madeleine broni jej współlokatorka, adwokatka chwilowo bez pracy, która inteligencją bije na głowę prokuraturę i skład sędziowski. O co zresztą nietrudno. Ale jeszcze bardziej bystra okazuje się sama oskarżona. Ma straceńczy pomysł na wygranie procesu i radykalne posunięcie swojej kariery naprzód. Sposób tak radykalny i skuteczny, że i inne aktorki zechcą z niego skorzystać. I to bez względu na cenę.  Zaraz przekonamy się, jak to wygląda w detalu. Tymczasem przedstawiamy osoby znaczące dla tego przedsięwzięcia filmowego.

Reżyserem filmu jest François Ozon. Obejrzeliśmy dwa jego filmy, mianowicie: „Wszystko poszło dobrze” o eutanazji oraz „Peter von Kant” o tym nieszczęśliwy reżyserze filmowym i jego uczuciowych perypetiach.  Przypomnijmy pokrótce, co już o nim zostało powiedziane. François Ozon to rocznik 1967, ma więc teraz 56 lat. Ciągle przystojny, zresztą w  młodości zarabiał jako model. Ozon jest uważany za jednego z najważniejszych współczesnych francuskich twórców filmowych.  Jego filmy charakteryzują się estetycznym pięknem, ostrym satyrycznym humorem i swobodnym spojrzeniem na ludzką seksualność. Przez to jest związany z tak zwanym  kinem du corps („kinem ciała”). Uważany jest za jednego z najważniejszych reżyserów nowej „Nowej Fali” - ta pierwsza Nowa Fala to były lata 60.  minionego wieku.

 

 

 

 

Oczywiście mamy także do odnotowania aktorkę o swojsko brzmiącym nazwisku Nadia Tereszkiewicz, w filmie gra główną rolę. Dziewczyna jak najsłuszniej nosi polskie nazwisko, ponieważ jej tata był Polakiem, a mama Finką. Sama Nadia dorastała w Cannes, gdzie jako nastolatka pilnie uczęszczała do szkoły tańca. Czasem przeniosła się do Paryża i wykonywała usługi taneczne na potrzeby rozmaitych klipów reklamowych. Powoli żeglowała w kierunku filmu i dawało się jej dostać coraz bardziej zauważalne role. Tak więc seriale, kino i muzyka oraz balet, który Nadia uskutecznia w coraz to nowych teledyskach, a zwłaszcza udział w filmie „Tylko zwierzęta nie błądzą” powoduje, że Nadia przebija się do samej czołówki aktorów filmu francuskiego.

I jeszcze jedna dama, z innego aktorskiego pokolenia – Isabelle Huppert. Urodziła się w 1955 roku w Paryżu i do dziś jest to francuska aktorka, którą cenią za wszechstronność, subtelne gesty i powściągliwe emocje w kreacjach filmowych. Choć tej akurat farsie wręcz przesadza w swojej nadekspresji, ale ostatecznie gra egzaltowaną damę starego ekranu. Huppert zainteresowała się aktorstwem już jako nastolatka i w 1968 roku rozpoczęła naukę w Konserwatorium w Wersalu. Trzy lata później, w wieku 16 lat, zadebiutowała w filmie. Choć obsadzono ją w niewielkiej roli, przyciągnęła uwagę i do połowy lat 70. wystąpiła w 15 filmach. Międzynarodowe uznanie zyskała jednak dopiero w 1977 roku. W „Koronczarce” kreacja młodej kobiety, która przechodzi załamanie nerwowe po porzuceniu przez kochanka, przyniosła Huppert nagrodę Brytyjskiej Akademii Sztuki Filmowej i Telewizyjnej dla najbardziej obiecującej debiutantki. W następnym roku została uznana za najlepszą aktorkę na festiwalu filmowym w Cannes za rolę w filmie „Violette Nozière”, w którym jako nastolatka mordowała swojego ojca. Był to pierwszy z siedmiu filmów, które nakręciła z reżyserem Claudem Chabrolem.

Choć była aktorką wszechstronną, świetnie radzącą sobie zarówno w rolach komediowych, jak i poważnych, mocną stroną Huppert było odgrywanie antybohaterek o wątpliwej moralności. W filmowej adaptacji „Madame Bovary” Gustave’a Flauberta (1991) Chabrola zagrała tragiczną Emmę Bovary, nieszczęśliwą żonę z klasy średniej, której romanse ostatecznie doprowadziły do  samobójstwa. W 1994 roku w filmie „Amatorka” zagrała zakonnicę, która została gwiazdą filmów porno. I jeszcze dodajmy rolę nauczycielki muzyki w filmie „Pianistka” (2001). Ten poruszający dramat w reżyserii Michaela Haneke przyniósł Huppert nagrodę dla najlepszej aktorki w Cannes. Z licznych późniejszych filmów wymieńmy może tylko ten, który był oglądany najszerzej, także u nas, mianowicie komedię „Osiem kobiet” (2002), opowiadającą o grupie kobiet (w tej roli między innymi Catherine Deneuve, Emmanuelle Béart i Fanny Ardant) prowadzących śledztwo w sprawie morderstwa dokonanego na mężczyźnie, który na różne sposoby był powiązany z każdą z nich.

 

 

 

W każdym razie w naszym filmie kamera prawie przyklęka w chwili, gdy ta weteranka dokonuje władczego wejścia na ekran. Zwieńczona piórami i kędzierzawą miedzianą fryzurą, głośno potwierdza żądanie ciągłej uwagi ze strony otoczenia. Pojawia się w połowie filmu ubrana w szmaragdową pelerynę w stylu Sary Bernhardt i kapelusz, który wygląda jakby jej głowa niespodziewanie eksplodowała. I trzymała resztę filmu w dłoniach w idealnie dobranych rękawiczkach. 

Początkowo mamy wrażenie, iż będziemy oglądać zagadkę kryminalną w stylu Agaty Christie, gdzie wszelkie poszlaki początkowo wskazują na jednego i pewnego mordercę. Tymczasem sytuacja powoli się odsłania, dochodzi do kolejnych zaskoczeń aż po niespodziankę w finale. „Moja zbrodnia” nie jest także – choć mogłoby się wydawać - dramatem sądowym. Tu w trakcie meczu pomiędzy oskarżycielem i obroną - po licznych zaskakujących zwrotach - prawda zostaje wyświetlona i zapada sprawiedliwy wyrok. To są tylko konwencje przejściowe, które oglądamy, ale też porzucamy bez żalu. Ostatecznie w filmach kryminalnych sprawca zazwyczaj ukrywa swoją winę, a tu mamy taką oto sytuację, iż sprawczyni ukrywa swoją niewinność.

Z atrakcji - poza zgrabnie podaną historyjką o przewrotnym wydźwięku - mamy tu wspaniale wystylizowany Paryż lat 30. XX wieku. Atmosferę teatrzyku ogródkowego, który w pewnym momencie ociera się nawet o musical. Do kompletu z epoki dołączymy także stylistykę art deco oraz atmosferę przedwojennego kina francuskiego spod znaku bulwarowych komedii autorstwa René Claira, że wymienimy filmy „Milczenie jest złotem” czy „Pod dachami Paryża”.

A przecież reżyserowi udaje się delikatnie przeciągnąć przez opowiastkę feministyczny przekaz. Nazwijmy go - post#MeToo. Zresztą to, czy  bombowa blond bohaterka jest winna przestępstwa, czy nie, okazuje się ostatecznie nieistotne dla sprawy. Twarz Madeleine jest otwarta, szczera, wzbudzająca zaufanie, argumentem na jej korzyść są także włosy blond czyniące z niej niewinne, naiwne dziewczątko. Cóż, jak powiadał tytuł klasycznego amerykańskiego filmu z Marylin Monroe „Mężczyźni wolą blondynki”.

 

 

 

Film zmierza do żarliwej obrony prawa kobiety do obrony przed niechcianymi zalotami patriarchalnie nastawionych mężczyzn i to przy pomocy wszelkich niezbędnych środków. Tak mniema też ława przysięgłych, opinia publiczna, a już zwłaszcza prasa tabloidowa. Łzawa historia Madeleine, sprytnie podszkolonej przez koleżankę-prawniczkę, porywa powszechną wyobraźnię i czyni z niej z dnia na dzień gwiazdę. Stopniowo przekonujemy się, jak sprawa Madeleine inspiruje inne kobiety do zerwania z mężczyznami, aby poprawić swoje samopoczucie i uzyskać spokój ducha. A u nas rzecz przeciągnie się aż do napisów końcowych.

Poza tym z ekranu słyszymy: „Niektóre kobiety rodzą się, by kochać, inne, żeby słuchać”. Madeleine zdecydowanie należy do tego pierwszego obozu. Zresztą zobaczymy, że jej potajemny romans z pozbawionym kręgosłupa spadkobiercą fabryki opon jest dla niej mniej ważny niż własna rozwijająca się kariera aktorska. Zapytana przez André, dlaczego jemu oszczędzono kuli, Madeleine wzrusza ramionami: „Nie mogę zabić wszystkich”.

Mamy tu jeszcze jeden przekładaniec - jak w każdej sytuacji, w której gra toczy się o łaskę i poklask publiczności. Otóż dola celebryty jest taka, iż wczorajsze zero może zostać zupełnie nagle obsadzone w roli bożyszcza. Ale biada mu, gdy się do tego wywyższenia przyzwyczai. Bo naturą idola jest to, że szybko się nim być przestaje. Bycie idolem to nie udział w maratonie. A przeciwnie to krótki sprint w biegu sztafetowym. W jednej chwili obserwują nas tysiące oczu, a za chwilę oddajemy pałeczkę i nikt już o nas nie pamięta. Pytanie tylko - czy to naprawdę takie wielkie zmartwienie?

 

 

piątek, 15.03, godz. 18:00

sala kinowa KOK

wstęp wolny

 

DKF 15.03. "Moja zbrodnia"
Podsumowanie dyskusji

Francuska płocha komedyjka z morałem, który miał przecież swój ciężar, została przyjęta z entuzjazmem i skwitowana brawami. Był to aplauz pod adresem tej sprytnej blondynki, ale nie tylko.

Był to wyraz uznania dla taktyki życiowej, jaką proponują mistrzowie stoicyzmu z Markiem Aureliuszem na czele. Więc: „Trzeba pamiętać, że świat jest w ruchu, że okoliczności się zmieniają i że tylko o tyle powinniśmy trwać przy raz podjętej decyzji, o ile jest ona decyzją rozsądną. Naszą ocenę sytuacji i analizę możliwych wariantów jej rozwoju należy na bieżąco aktualizować. Pamiętajmy, że warunki oraz sytuacja na polu bitwy się zmieniają, i nie bądźmy jak generałowie, którzy zawsze planują poprzednią wojnę”.

Nasza Magdalena narzuciła światu swoją własną wojnę. I wygrała.

 

  

 

Patronat medialny: