Superbohaterowie - 19 sierpnia

reżyseria: Paolo Genovese
scenariusz: Paolo Genovese / Rolando Ravello
gatunek: Komedia
produkcja: Włochy
premiera: 22 lipca 2022 (Polska premiera kinowa)

 

Zapraszamy wszystkich na kolejne spotkanie Dyskusyjnego Klubu Filmowego Wiesława Kota. Przed seansem prelekcja krytyka, a po filmie dyskusja. Tekst, który wygłosi dr Wiesław Kot dostępny już teraz, poniżej.

 

Mamy dziś przed sobą, drodzy Państwo, rozwiniętą historię miłosną. Rozwiniętą, bo zazwyczaj oglądamy przewód miłosny, który zostaje zwieńczony jakimś umownym obrazem, który znaczy tyle co: a potem żyli długo i szczęśliwie. Ale jak to długie wspólne życie wyglądało w detalu - o tym większość filmów milczy. Bo to często rewiry tak zwanej prozy życia. Z jej nudą, przewidywalnością, notorycznością, nieustępliwością. A tu akurat wręcz przeciwnie - oglądamy to "potem", czy raczej to, co pomiędzy szczęśliwym początkiem i tym nieubłaganym ciągiem dalszym. W każdym razie obraz włoski pod tytułem „Superbohaterowie”, wyreżyserowany przez  Paola Genovesego. Film został pokazany we Włoszech 23 grudnia 2021 roku, więc na samą Wigilię, i miał być prezentem świątecznym dla wszystkich zakochanych w Italii. U nas w kinach wchodzi dopiero w tej chwili.

Paolo Genovese

 

Tak czy owak przedstawiamy autora, reżysera i współscenarzystę Paola Genovesego, w tej chwili lat 55. Choć w tym gronie aż tak pilnie przedstawiać go nie trzeba, bo naświetlaliśmy sylwetkę przed niedawnym pokazem filmu „The Place”. Ale – żeby formalnościom stało się zadość, powtarzam. Z urodzenia rzymianin, z wykształcenia ekonomista i biznesmen, który zaczynał od reżyserowania reklamówek telewizyjnych; nakręcił ich przeszło sto, w tym kilka wysoko nagrodzonych. Po czym gładko przeniósł się do filmu, w rejony pogodnych komedii, które bardzo podobały się we Włoszech, ale na Zachodzie były mniej uczęszczane, z tej racji że bazowały na specyficznie włoskim obyczaju i poczuciu humoru, który był nieprzekładalny na użytek szerszej widowni. Z jego prac, które znamy, raczej na pewno, jeżeli nie w oryginale, to w jednej z licznych przeróbek filmowych i teatralnych – te przedstawienia także u nas krążą po teatrach wodewilowych całej Polski – trzeba wymienić film „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” z roku 2016. A w tym roku w naszych kinach błąkał się film „Niedługo i szczęśliwie”, który traktował o czterech parach, które dowiadują się, że ich ślub jest z mocy prawa nieważny, ponieważ został udzielony przez oszusta podszywającego się pod księdza.

W naszym filmie historia miłosna bierze się z jednego z tych przypadkowych spotkań, które z perspektywy późniejszego życia wydają się nieuchronne. I stanowią oś czasu, wedle której pozycjonowane są wszystkie inne wydarzenia na planie całego życia obojga. I od tego momentu wiele rzeczy zaczyna się dziać naraz i równolegle. Spróbujmy więc rozłożyć na czynniki pierwsze zjawisko, które ze swej natury jest trudno rozkładalne, ale przecież nie będziemy się na nie gapić bezrozumnie.

Więc - w jednym związku mamy tutaj dwa żywioły. Anna to jest ambitna rysowniczka, dynamiczna i impulsywna, a Marco to profesor fizyki, który w podobne impulsy nie bardzo chce wierzyć. Jest przekonany, że całym naszym zachowaniem kierują motywy typu zdroworozsądkowego, i że – zasadniczo – ludzkie decyzje da się racjonalnie wytłumaczyć. Zaczyna się to słynne miłosne przyciąganie i odpychanie. Powiedzmy: falowanie, bo oboje chwilowo nie mają czystego konta w sprawach sercowych, zaangażowani są w inne związki, ale przecież przeznaczeniem obojga jest być razem. No i te niebyłe, niedokonane związki wloką się i za nim i za nią. W pewnym sensie kiedy wchodzimy w związek, musimy się w nim jakoś tam zmieścić nie tylko z naszą ukochana i ukochanym, ale z tymi wszystkim wcześniejszymi ich partnerami, których oni przecież ot tak, wraz z nastaniem naszej miłości, nie wyrzucili z pamięci. Tak więc - czy tego chcemy, czy nie - żyjemy sobie wprawdzie we dwoje, ale jednocześnie w sporej gromadce.

No i jeszcze - ten związek, w którym tkwią Anna i Marco, ale także zaprzyjaźnione pary to - o czym zdają się pamiętać przynajmniej od czasu do czasu - tylko pewna życiowa alternatywa. Bo przecież jeżeli związują się z tą wybranką, to nie związują się z tą drugą, trzecią, czwartą. A one przecież też kiedyś były brane poważnie pod uwagę. I nasuwa się męczące podejrzenie, że może ten drugi, ten niezrealizowany związek, ten, który ciągle pozostaje w trybie przypuszczającym, byłby o wiele bardziej interesujący. Że to właśnie w tym niebyłym związku można by się było zrealizować pełniej i owocniej.

I dalej - bycie razem ma swoją cyrkulację, zwłaszcza kiedy rozciąga się w czasie, co przecież jest naturalne dla każdego związku. Siłą rzeczy pojawiają się nieporozumienia, ucieczki, starcia, niewypowiedziane pretensje. Ale także chwile bardzo intensywnego szczęścia. No i czas, czas, czas, który mija i który powoduje, że oni sami i ich związek także się zmienia. I to czas jest prawdziwym bohaterem tych „Superbohaterów”. 20 lat wspólnego istnienia w tym miłosnym kołowrotku. Zmienia się wygląd obojga, ich usposobienie, sposób reakcji, metoda odbierania świata, zmienia się samo uczucie. A przecież są tytułowymi superbohaterami, a być superbohaterem to nie znaczy wychynąć jak diabeł z pudełka i dokonywać rzeczy niezwykłych. Takie rzeczy można i należy zaakceptować w komiksie, który rysuje Anna. W realu bycie superbohaterem znaczy wytrzymać z sobą w czasie, w dłuższym czasie, umieć trwać ze sobą, wreszcie umieć wytrwać.

A czas, jak wykłada Marco, z zawodu fizyk - czas nie istnieje. Jest tylko hipotezą umysłu. Cóż, w świecie liczb pewnie nie istnieje, ale w sensie przyrastania wydarzeń, przeżyć, odczuwamy istnienie świata aż nadto dojmująco. Czas unieważnia wszystko. Historia dwojga ludzi, którzy są ze sobą to także historia przemijających miejsc, mieszkań, przedmiotów, którymi obrasta ich życie, które dla nich wiele znaczą - jak lampa przywieziona z Marakeszu - które tworzą klimat, swoistą środowiskową, psychiczną otulinę ich związku. Czas bywa bezlitosny - powoduje, że uczucia, że namiętności blakną, że wspaniały, chciałoby się powiedzieć: założycielskie momenty dla związku stają się odległe i coraz mniej ważne. Że to, co było miłością, staje się historią. Dlatego ludzie zachłanni na życie często tak bardzo czasu nienawidzą.

          Bo czas zmienia wszystko w proces, czyli w upływ, w zmianę, w zanik.  Początkowa ekstatyczna namiętność, która podsycała związek, wygasa, ustępuje miejsca rutynie, licznym zwątpieniom i długim cichym dniom. A przecież film zachęca do tego, by rozróżniać przyzwyczajenie od nudy. Pierwsze jest fundamentem trwałego związku, a to drugie, nuda, jest destrukcyjna i rujnująca. Dalej – obserwacja związku rozciągniętego w czasie sugeruje, aby nie wpadać w pułapkę zazdrości i utraty zaufania do drugiej osoby. Sam Marco tłumaczy to swoim uczniom na przykładzie wziętym z fizyki. Powiada – w fizyce im większa odległość między dwoma ciałami, tym większa atrakcyjność, a ta prowadzi je do ponownego zjednoczenia. Tak więc, moi drodzy, jeżeli się tak bardzo kochacie, nie odchodźcie od siebie zbyt daleko.

Na kwestię czasu nakłada się też problem przypadku, który decyduje o tym, że los zwiąże na dłużej tych, a nie innych ludzi. Przypadek to to bardzo pomocny, ale też i bezwzględny anarchista. To pijany szuler, który tasuje karty ludzkiego losu, jak mu wypadnie. I nie bierze żadnej odpowiedzialności za to, co w naszym życiu nawywijał.

Żeby jakoś ten upływ czasu przezwyciężyć reżyser oparł akcję na przeskokach temporalnych, na lawirowaniu w czasie. Czasami nawet chronologia zaczyna się zacierać, ale może to i lepiej, bo przecież dzieje związku rzadko bywają linearne. To, co ważne i pamiętne wydarzyło się przed wielu laty, ma większe znaczenie niż to, co zaszło wczoraj. A to tak zwane "całe życie" pokazane zostaje w sposób integralny, czyli tak, jak się je zazwyczaj pamięta. A więc nie jako proces następczy - że najpierw było to, potem tamto, a na koniec jeszcze co innego. Życie pamięta się jako kotłowaninę, jako układankę, jako patchwork. Całe sezony ulatują z pamięci bez śladu, a zostają te, które kaprysem pamięci wryły się w świadomość, choć nie od nich zaczynały się kolejne rozdziały. Tak też bywa i w tym mozaikowym związku. Zwłaszcza, że jest to związek przez Anne i Marco przeżywany w realu i równolegle rysowany - w postaci komiksu. A ten komiks ma skłonność, by się rozprzestrzeniać, by żyć swoim własnym życiem - jako historyjka obrazkowa drukowana na opakowaniu płatków owsianych, które mnóstwo par ma przed oczami każdego poranka.

No i puenta, którą słyszymy z ekranu  - spędzasz cały dzień w chaosie świata, ale wiesz, że kiedy wracasz do domu, on tam po prostu jest. Tylko sobie życzyć tego, tylko sobie życzyć.

 

 

 

 

piątek, 19.08, godz. 18:00
sala kinowa KOK

WSTĘP WOLNY

 

Rezerwacja miejsc pod numerem tel.: (65) 512 05 75

 

DKF 19.08. Superbohaterowie
Podsumowanie dyskusji

Obejrzeliśmy „kawał życia” układanej jak „patch work”, niemal jak kalejdoskop. Ale tak ono wygląda z pewnej perspektywy – całe jego połacie giną w przepastnej pamięci. A błahe – wydawałoby się – sprawy wypływają na plan pierwszy i trwają.

Poza tym miewamy skłonność, by to życie sobie samemu komplikować, by trudnić się rozwiązywaniem problemów, które sami namotaliśmy. W sumie jednak zwyciężył pogląd, że obejrzeliśmy uroczą, liryczną opowieść o tym, jak budować związek. Film powinni oglądać zwłaszcza młodzi ludzie – z nadzieją, że dziełko wyposaży ich w bagaż pożytecznych przemyśleń na przyszłość. A i starszym przydałoby się właśnie z takiej jak na filmie perspektywy spojrzeć na swoje życie. Wiele to nauczyłoby ich choćby w trudnej sztuce kompromisu.

Film został oceniony jako „pouczający”, zawierający „materiał do przemyślenia”. Daje czas i przestrzeń do nauki, tworzy arenę do myślenia – przynajmniej do kolejnej premiery w DKF-ie, już za tydzień...

 

 

 

 

Patronat medialny: