Plan 75 - 21 lipca

reżyseria: Chie Hayakawa
scenariusz: Chie Hayakawa
gatunek: Dramat
produkcja: Japonia, Filipiny, Francja, Katar
premiera: 20 maja 2022 (świat)
Film dostał 6 nagród oraz 3 nominacje.

 

"Plan 75", czyli japoński film o dystopijnej wizji przyszłości, gdzie każdy po ukończeniu 75 roku życia zostaje poddawany eutanazji. Dyskusyjny Klub Filmowy Wiesława Kota zaprasza na seans, na wysłuchanie prelekcji przez filmem i dyskusję po seansie. Tekst prelekcji dostępny poniżej.

 

 

Drodzy Państwo,

przed nami dziś dystopia, czyli utopia negatywna, czyli ponura i katastroficzna wizja przyszłości. Dokładniej - dystopia demograficzna rzutowana w nieodległą przyszłość. Powiedzmy od razu, o co chodzi: w tej filmowej symulacji rząd Japonii uruchamia tytułowy „Plan 75”, czyli kampanię zachęcającą osoby starsze do dobrowolnego odebrania sobie życia. Z pobudek jak najbardziej altruistycznych: usuwając się z tego świata przysłużą się młodszym pokoleniom, zmniejszą ich obciążenia ekonomiczne i odświeżą starzejącą się populację. Na naszych ekranach kinowych film miał premierę 26 maja. Przypominamy, że wersję odejścia na własne życzenie oglądaliśmy już w ramach naszego DKF-u w filmie Françoisa Ozona pod tytułem „Wszystko poszło dobrze”, w którym to wiekowy francuski przedsiębiorca przy pomocy własnych córek musiał się udać do Szwajcarii, by tam mogła na nim zostać wykonana upragniona przez niego eutanazja.

Przedstawiamy autorkę dzieła. Za scenariusz i reżyserię odpowiada Chie Hayakawa. Urodziła się w Tokio, a w Nowym Jorku studiowała w School of Visual Arts na kierunku fotografia. W ślad za tym zaczęła produkować filmy krótkometrażowe, które zyskały spory rozgłos na festiwalach, od Los Angeles po Władywostok i Seul. „Plan 75” jest pierwszym filmowym dziełem pełnowymiarowym i na festiwalu w Cannes w ramach przeglądu Un Certain Regard zdobył specjalne wyróżnienie Camera d’Or. Film także reprezentował Japonię w tegorocznym rozdaniu oscarowym w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Krytyka zwracała uwagę, że dzieło japońskiej reżyserki opowiada o kulturze, która zaczyna zabijać samą siebie. Po raz pierwszy pokazano próbę wymazania z życia narodu całego pokolenia. Akcentowano, że film wprawdzie opowiada o kwestii starości, ale w gruncie rzeczy mówi o autodestrukcji społeczeństwa.

 

 

Starszą panią, za którą podąża kamera, jest Chieko Baisho. To rocznik 1941. Celowo zamieszczamy zdjęcia aktorki z czasów młodości. Aktorka na ekranie pojawiła się po raz pierwszy już w roku 1965. Na początku kariery także śpiewała, potem pokazywała się głównie w telewizji; podkładała głos w filmach animowanych, a w kinie stała się ulubioną aktorką reżysera nazwiskiem Yōji Yamada. To twórca, który specjalizuje się w tematyce współczesnej Japonii, z szerokimi nawiązaniami do tradycji samurajskiej. Japońska Akademia Filmowa cztery razy przyznawała jego dziełom nagrodę dla najlepszego filmu roku. 

I teraz ta odgórna, zaplanowana eutanazja… Perswazja ze strony władz odbywa się dwutorowo. Górą biegną apele do uczuć patriotycznych. Japonia stała się bowiem krajem o najstarszej na świecie populacji i będzie musiała się zmagać z bezprecedensowym impasem społecznym i gospodarczym. Miejsca pracy i infrastruktura kraju są na wyczerpaniu. Dołem wyłuszcza się korzyści ekonomiczne, bo taka eutanazja byłaby hojnie rekompensowana przez państwo. Za sto tysięcy jenów seniorzy mogliby spełnić swe nieosiągalne dotąd marzenia - wprawdzie krótko, ale intensywnie.

Tak rzecz wygląda z perspektywy statystyki, planów i programów. Kamera schodzi jednak znacznie niżej, na poziom zwykłych seniorów. A ich coraz bardziej osacza uliczna szeptanka, że stanowią po prostu materiał odpadowy procesów demograficznych, nadający się tylko do szybkiej i humanitarnej utylizacji. Jeżeli jednak władze liczyły na to, że zdemenciali staruszkowie pod wpływem dobrodusznej perswazji wyrzekną się własnego życia, to się mylili. Dla osób starszych ta resztka życia, jaka im pozostała, okazuje się jedyną, a przez to bezcenną wartością, której chcą bronić z całą determinacją. I bronią tego życia tak, jak się go broni w sytuacji ostatecznej.

 

 

Film jest wiarygodny w tym zakresie, w jakim odtwarza biurokratyczną i propagandową maszynerię, która ma zachęcić i zmobilizować osoby starsze do podjęcia decyzji o eutanazji. Reklamy tego procederu lecą w głównych stacjach telewizyjnych w godzinach największej oglądalności i opowiadają o śmierci, jak by to był wyjątkowo interesujący produkt na sprzedaż. Równolegle starsze osoby bywają osaczane; jest miękki, ale skuteczny społeczny ostracyzm. Główna bohaterka Michi, 78-latka, nie bardzo jest w stanie prowadzić przyzwoite spokojne życie. Właściciele niechętnie wynajmują jej mieszkania, pracodawcy szukają osoby młodszej, bardziej zwinnej i wydajnej. Jeżeli kończy na posadzie regulatorki ruchu pracującej nocą w deszczu, i tak powinna się cieszyć, że ma jakąkolwiek pracę. Warto też zauważyć, iż „Plan 75” dotyczy osób jako tako sprawnych, jak na swój wiek oczywiście. Nie oglądamy tu starców dotkniętych ciężką chorobą, która przywiązała ich do łóżka. Dla nich przystąpienie do „Planu 75” mogłoby być czymś w rodzaju miłosiernego uwolnienia. Konsultant mówi wprawdzie o zbiorowym pochówku prochów po kremacji, ale nie dopowiada na przykład, że te ludzkie szczątki wyrzuci się na składowisko odpadów.

No tak, bo cóż począć z tą kłopotliwą i kosztowną starością? Im dłużej żyjemy dzięki postępowi cywilizacji, a zwłaszcza medycyny czy dietetyki, tym więcej protetyki potrzebujemy. Zaczyna się zwykle od okularów, od sztucznej szczęki; potem przechodzimy do aparatów słuchowych, kul do poruszania się, balkoników, wózków inwalidzkich i coraz bardziej wyrafinowanych protez elektronicznych, dzięki którym nasz organizm jest kontrolowany i dzięki którym porozumiewamy się jeszcze ze światem. Starsi ludzie są kłopotliwi, bo marudni, bo nie wiadomo, co do nich dociera, bo zwapnienie zwojów mózgowych poczyniło już postępy. Doskonale pamiętają, co robili pół wieku temu, a zapominają, co zdarzyło się przed kwadransem. Nie wiadomo, jak z nimi rozmawiać - jak z dorosłymi czy jak z dziećmi? Dlatego w obsłudze osób starszych się chętnie wyręczamy, choćby imigrantami. Kilka miesięcy temu oglądaliśmy tutaj historię o Polce imieniem Wanda, która obsługiwała starszego przedsiębiorcę w Szwajcarii. Te dziewczyny, które w naszym filmie pielęgnują starców, to też nie Japonki, lecz imigrantki zarobkowe.

 

 

Samotni starzy ludzie mówią często, że czują się przezroczyści, że nikt ich nie zauważa, nie tylko na ulicy, ale też w pracy, w poczekalni u lekarza, w jakimś kręgu towarzyskim, środowiskowym, w miejscu zamieszkania. Czują się nieważni, pomijani, zbędni, należący do zupełnie innej epoki i nie wiadomo dlaczego pętają się jeszcze po tym świecie. Ludzie starsi są skrępowani swoją niedołężnością, niedosłuchem, niedowidzeniem; zdają się przepraszać, że tak bardzo absorbują otoczenie. W dodatku ci starzy ludzie często mają uzasadnione poczucie, że wielu najbliższych po prostu czeka na ich zejście, ponieważ w najbardziej dosłownym sensie robią miejsce dla następców; zwalniają pokój, pozwalają odziedziczyć dom, posesję, spadek, może rentę. Więc w uszach słyszą to niewypowiedziane pytanie – czy już? Nie, tym razem jeszcze nie, tym razem jeszcze zwolnili ją ze szpitala; zresztą na pewno w przekonaniu, że nic już się nie da zrobić, więc niech nie blokuje miejsca dla tych chorych i starych, którzy jeszcze jakoś rokują. A tymczasem na tym ostatnim etapie niech się nią zajmie rodzina czy opieka paliatywna.

W Polsce mamy także własne i także bardzo barbarzyńskie sposoby realizowania podobnych planów, że przypomnę niesławną aferę łódzkich łowców skór. A przecież osoby w podeszłym wieku doskonale wiedzą, że limitacja ich życia odbywa się drogą mało wydajnej i zatłoczonej służby zdrowia czy niskich emerytur, w ramach których trzeba niejednokrotnie wybierać między żywnością a lekami. W bardzo wielu przypadkach życie limituje także przyzwyczajenie do biernego i siedzącego trybu życia; spędzania czasu przed telewizorem. Również naturalne na senioralnym etapie życia osamotnienie, ponieważ większość znajomych przebywa już po drugiej stronie, powoduje, że ludzie gasną szybciej niżby na to wskazywała metryka czy stan zdrowia organizmu. Mamy w tej Japonii przykłady znane doskonale z polskiej łączki, kiedy kwantum dóbr do podziału jest dość szczupłe, a zwłaszcza wtedy, kiedy te dobra się kurczą, władza japońska i nasza próbuje wskazać grupę społeczną, która jest temu winna, która zagarnia za dużo, która jest bezproduktywna, które odbiera to, co się należy innym. No i w konsekwencji tę grupę należałoby ukarać; odgrodzić od zdrowego społeczeństwa, przesiedlić czy unicestwić. Wiek XX zna całą antologie takich dyskryminowanych grup. W Rosji były to tak zwane biełaruczki, czyli właściciele rąk nie skażonych pracą, w domyśle pracą fizyczną, kułacy, kapitaliści. W Niemczech hitlerowskich Żydzi, chorzy psychicznie, niepełnosprawni czy inteligencja mająca własne zdanie.

Mnie Plan 75 obejmie za 10 lat. Kiedy mi wypłacą obiecaną sumę, a biorąc pod uwagę tempo naszej inflacji, będą zapewne wypłacać w milionach, zafunduję Państwu z przyjemnością fiestę na dziedzińcu naszego ośrodka kultury. Powiedzą Państwo wtedy – o, naszemu prelegentowi urwał się film.

I jeszcze jedno. Widz, który ogląda wdrażanie „Planu 75”, pyta, czy w opracowaniu nie jest już aby „Plan 70”, a może „60”, albo i niżej…? Zagląda w dowód, sprawdza w metrykę i pyta z niepokojem – może czas się  już zbierać? 

 

 

 

piątek, 21.07, godz. 18:00

sala kinowa KOK

WSTĘP WOLNY

 

Możliwość rezerwacji miejsc pod numerem tel.: (65) 512 05 75

 

DKF 21.07 „Plan 75”
Podsumowanie dyskusji

Zaczęliśmy od otuchy, że jednak w tym całym nihilistycznym przedsięwzięciu znalazły się osoby empatyczne, do których dociera cała groza „Planu”, w jaki zostali włączeni ich starsi rodacy. Wprawdzie takich osób jest niewiele, ale to są ci współcześni „sprawiedliwi z Sodomy”. Film budził też skojarzenia z diagnozą: „Najbardziej zagraża nam cywilizacja, w której na początku życia zagraża człowiekowi aborcja, u końca – eutanazja, a pośrodku tych dwóch zagrożeń i tak czuje się nikomu niepotrzebny”.

Inna sprawa, że „na starość trzeba sobie zapracować”. Jeżeli przez wiele wcześniejszych lat nie pielęgnowało się więzi rodzinnych, przyjacielskich  czy towarzyskich, trudno się dziwić, że w podeszłym wieku skazani jesteśmy na samotność.

I najważniejsze – człowiek nie rodzi się z terminem przydatności. Jeżeli więc czuje się stosunkowo młodo i zdrowo, powinno się go wspierać tak długo, jak to tylko możliwe, zamiast wyznaczać mu limit życia, bo inni czekają na jego miejsce.

 

 

 

 

Patronat medialny: