Opadające liście - 13 września
reżyseria: Aki Kaurismäki
scenariusz: Aki Kaurismäki
gatunek: Dramat, Komedia
produkcja: Finlandia, Niemcy
Film otrzymał 2 nagrody oraz 24 nominacje
We wrześniu spotkamy się z kinem finlandzkim. Film "Opadające liście" to laureat prestiżowej nagrody Cannes na najlepszy film. Zobaczymy go podczas spotkania Dyskusyjnego Klubu Filmowego Wiesława Kota w piątek, 13 września. Przed seansem zapraszamy do wysłuchania autorskiej prelekcji krytyka, a po filmie wspólna dyskusja z widzami. Tekst prelekcji dostępny poniżej.
Mili Państwo,
na otwarcie jesieni proponujemy film z nutką melancholii. Z dozą niegroźnego smuteczku przegradzanego akcentem zabawnym. Rzecz nazywa się „Opadające liście”, jest produkcji fińskiej i wyszła spod ręki tamtejszego mistrza Akiego Kaurismäkiego. Film miał premierę na 76. Festiwalu Filmowym w Cannes i zdobył tam Nagrodę Jury, reprezentował też Finlandię na 96. rozdaniu Oscarowym. Wylądował także na listach osobistych wielu znaczących krytyków, którzy umieścili go w zestawieniu best-of-year, najlepszych filmów roku. Aki Kaurismäki to mocno liczące się nazwisko w palecie filmowej współczesnego kina. Jest rozpoznawalną szeroko w świecie fińską marką jak, nie przymierzając, telefony firmy Nokia czy tamtejszy pejzaż, który miejscowi określają formułą: forest-lake-forest-lake. Czyli: las, jezioro i niewiele poza tym.
Więc tylko dla przypomnienia. Kaurismäki to rocznik 1957 i niewiele krócej niż jego życie trwa miłość do wielkiego ekranu. Z filmem chłopiec zetknął się na początku lat 60. I wspominał: „Nie pamiętam zbyt wiele z filmu, poza tym, że arabsko wyglądający faceci gonili Tarzana”. Prawdopodobnie zresztą było odwrotnie, ale dziecko niewiele rozumie z montażu filmowego. Aki kręcił się przy filmie kilka lat u boku swojego starszego brata reżysera, a pierwszą produkcją, którą firmował własnym nazwiskiem była „Zbrodnia i kara” z 1983 roku według powieści Dostojewskiego. Za najbardziej udany – jak dotąd – film Kaurismäkiego uchodzi obraz „Człowiek bez przeszłości” z 2002 roku; rzecz o osobie tkniętej amnezją. Film otrzymał grand prix na festiwalu w Cannes w tymże roku i wiele innych wyróżnień. Zresztą w Cannes reżyser podziękował za niego jednym zdaniem, mówiąc: „Po pierwsze, chciałbym podziękować sobie, a po drugie – jury”. Jego kolejny film „Światła o zmierzchu” został zgłoszony jako fiński kandydat do Oscara w kategorii film nieanglojęzyczny, ale sam reżyser wycofał go z konkursu. Kiedy w trakcie publicznego wywiadu jeden z uczniów w szkole podstawowej zapytał go o sens życia, Aki odpowiedział: „Sens życia polega na nabywaniu osobistych zasad moralnych, które szanują naturę i innych ludzi, a następnie na przestrzeganiu ich”. Zresztą sam twierdzi, iż jego filmy są właśnie o tym. Sam przypomina, że sposobił się raczej na pisarza niż filmowca, ale w filmie się zasiedział i tak już zostało. Na szczęście dla sztuki filmowej.
W świecie kina Kaurismäki obiera pozycję wiecznego fatalisty, co przewija się w licznych wywiadach. Powtarza w nich, że jego filmy są błahe, każdy z nich to osobna porażka, ale to i tak bez znaczenia, gdyż świat nieuchronnie zmierza ku katastrofie. Chętnie przyznaje się do zażyłej przyjaźni z alkoholem, który wzbudza u niego odruch marudy, który siedzi na kanapie w trakcie rodzinnego spotkania i wszystko wszystkim ma za złe.
To artysta, a teraz dzieło. Oto dwoje bohaterów. Ansa to cicha i wycofana pracowniczka supermarketu, gdzie zajmuje się pracą najmniej wymagająca, tzw. pracą z towarem; polega to na metkowaniu produktów i oddzielaniu zdatnych do sprzedaży od przeterminowanych. A jako że ma dobre serce, próbuje te rzekomo już niezdatne sztuki rozdawać potrzebującym, zresztą z opłakanym dla siebie skutkiem. Ansa relaksuje się w klubie karaoke, gdzie zdarza się jej spotykać podobnego sobie outsidera imieniem Holappa, robotnika budowlanego, życiowego przegrywa, w dodatku alkoholika, który wódką, być może wódką „Finlandia”, próbuje się z tej depresji leczyć; ale to tak, jakby leczyć ogień benzyną. Uczucie między tym dwojgiem jest możliwe, ale od początku przypuszczamy, że nie będzie to efektowna love story. Na to oboje są zbyt zwyczajni, wręcz pospolici. Oni sami jednak o tym wiedzą i nic sobie z tego nie robią – po prostu budują miłość na swoją własną miarę. I nic nikomu do tego, jaka ona jest.
Filmy Kaurismäkiego rozgrywają się w jego własnym, wykreowanym od zera światku. Krytyka pisze w związku z tym często o „Akilandzie”, o swoistym rezerwacie, do którego widz ma od czasu do czasu po drodze. Jest to kraj - jak na Skandynawię przystało - wychłodzony. Postacie z filmów poruszają się oszczędnie, wydaje się, iż do wykonania każdej czynności decydują się tylko na najbardziej niezbędne ruchy, nie ma tu mowy nie tylko o spontaniczności czy objawach radości, że oto zaczyna się nowy dzień i to jest bardzo w porządku, że słońce wzeszło, a my je oglądamy po raz kolejny. Ot, takie humanoidy, takie manekiny, które noszą w plecach bateryjkę, ale prąd jest już na wyczerpaniu. Uśmiech byłby w tym świecie nadmiarowy, niepotrzebny i nie na miejscu. Więc, jeżeli się pojawia – a w naszym filmie doczekamy go w finale - wystarcza on za całą orkiestrę, kotły i fajerwerki. Krytyka pisze od lat, iż filmografia Akiego Kaurismäkiego to absurdalny minimalizm. Jego historie swoją banalnością przypominają obrazy amerykańskiego malarza Edwarda Hoppera, mistrza nastroju i nostalgii, które mają za tło pokoiki tanich hoteli, wagony kolejowe drugiej klasy, parkingi, nocne knajpy, prowincjonalne stacje benzynowe.
Tak jest i w tym filmie. Oboje bohaterowie wyglądają na czterdziestolatków, ale równie dobrze mogliby być o dekadę młodsi lub o dekadę starsi. Noszą się przeciętnie, z dala od zmieniającej się mody. Tak wyglądać mogliby właściwie na prowincji każdego europejskiego kraju. Warto zwrócić uwagę, iż Ansa, kiedy po raz pierwszy podaje nowo spotkanemu mężczyźnie swój numer telefonu, odbywa się to bez wyjęcia smartfona i przestukania kilku cyfr, jakby to zrobiła większość z nas. W arcystaromodny sposób zapisuje numer na świstku, który jej mężczyzna zresztą szybko gubi. Zresztą i sam film „Opadające liście” został nakręcony w sposób tradycyjny, co też na ekranie widać. jest to po prostu rejestracja na taśmie 35 mm firmy Kodak. Taka rejestracja mogła się obyć pięćdziesiąt, trzydzieści, dwadzieścia i dziesięć lat temu.
W ich romansie nie ma mowy o poufałości czy fizycznej bliskości, najczęściej zresztą tkwią naprzeciwko siebie w ciszy; na trzeciego ustawiono tam kamerę filmową. I wydaje się, że i oni, i kamera stoją w miejscu, bo po prostu nie mają dokąd pójść. Oboje żyją także w świecie nieobcym współczesnej europejskiej underclass, czyli tej części społeczeństwa, która sunie dołem naszej prosperity. Wegetują na granicy ubóstwa, przyzwyczajeni do stanu niepewności. Życie jest ponure, całkowicie pozbawione wzlotów czy blasku, ale takie było zawsze, więc do niego przywykli.
Autor umieścił w treści filmu rozliczne znaki kulturowe, być może one są właśnie tymi tytułowymi opadającymi liśćmi. Publiczność może je podnieść albo nie. Gdy bohaterowie żegnają się po wspólnym seansie filmowym, widzimy plakat filmu „Brief Encounter”, co oznacza krótkie spotkanie, jednorazową randkę. W kinie oglądają zresztą film Jima Jarmuscha, reżysera amerykańskiego, pt. „Dead Don’t Die”, czyli „Truposze nie umierają”, film o zombies, co odsyła nas do zomboidalnego środowiska, w którym nasi bohaterowie na co dzień przebywają.
Kaurismäki wybiera na bohaterów swoich filmów osoby wzięte z kategorii, wydawałoby się, dawno już przebrzmiałej, czyli tzw. klasy robotniczej. Z tym że są to bohaterowie w pewnym sensie przedmarksistowscy, to znaczy z zupełnych obrzeży rynku pracy, niechronieni przez żadne związki, pracujący dorywczo na stanowiskach, na które można z dnia na dzień kogoś przyjąć i równie nagle zwolnić bez podawania przyczyny. Dziś o takiej warstwie społecznej mówimy prekariat. Rynek oferuje im pozorną wolność, bo mogą zatrudnić się, kiedy chcą i przestać pracować wtedy, kiedy mają na to ochotę. Z tym że jest to swoboda typu: wolna rączka, ale w trybach. Bo przecież rachunki płacić trzeba. Poza tym, o czym na naszych spotkaniach już wspominaliśmy, ta klasa społeczna przesuwa się w kierunku zbędnej. Ci zatrudnieni wykonują swoją pracę tylko dlatego, że jeszcze nie wynaleziono jakiejś sprytniejszej maszyny albo nie napisano kierunkowego programu komputerowego, który by ich zastąpił. Mamy wrażenie, że zatrudnia się ich tylko dlatego, żeby nie umarli z głodu albo nie poszli na garnuszek opieki społecznej.
I bohaterowie naszego filmu silnie to wyczuwają, nawet jeżeli jest to odczucie tylko podskórne. Proszę zwrócić uwagę, iż długie ujęcia, filmowane ze stabilnej kamery, w ciszy przerywanej tylko doniesieniami dzienników radiowych, układają się w długotrwałą męczącą ciszę i pustkę, jaka wypełnia ich życie. To życie jest nudą, luką i jedną wielką stratą czasu.
Film emanuje więc melancholią i cichym smutkiem, rodzajem pogodzenia z własnym losem. A przecież sytuacja nie jest beznadziejna, ponieważ w życiu już tak bywa, że kiedy znajdziemy się w szczególnie trudnym momencie, kiedy świat dookoła zaczyna nam doskwierać, kiedy czujemy przymus głębszej zmiany, wtedy najchętniej otwieramy się na kogoś lub coś nowego. Chętnie wpuścimy zmiany do naszego życia w przekonaniu, że w tym, co jest, nie sposób już wytrzymać, i warto podjąć ryzyko.
Kaurismäki przypomina, że nasze życie ma ledwie ciężar jesiennego liścia. I jeżeli na tym liściu huśta się para związana zażyłością, to porusza się on w stronę ziemi z o wiele większym wdziękiem.
piątek, 13.09, godz. 18:00
sala kinowa KOK
wstęp wolny
DKF 13.09 „Opadające liście”
Podsumowanie dyskusji
O ściszonym i nienachalnym romansie powiedzieliśmy, że wprawdzie „różnie bywa”, ale potrzeba znalezienia kogoś, kto byłby towarzyszem życia, jest niezbywalna. Ponadczasowa, ponadustrojowa i w ogóle – ponad. I wcale nie szkodzi, że romans obywa się bez wzlotów i porywów. Jak – nie przymierzając – w tomikach Harlequina. Tam jest przynajmniej dużo blichtru. A tu przeciwnie: ciemno, pusto, szaro… Ot, spotkało się dwoje biednych ludzi i „co zrobić, co zrobić z tą miłością”?
W każdym razie - jeżeli ta fińska prowincja przypomina wszystkie inne prowincje (włącznie z naszą) i wszelkie epoki, to tak właśnie ma być.
Patronat medialny: