Chiara - 26 sierpnia

 

reżyseria: Jonas Carpignano
scenariusz: Jonas Carpignano
gatunek: Dramat
produkcja: Włochy / Francja
premiera: 27 maja 2022 (Polska)
Film zdobył 2 nagrody i 8 nominacji.

 

Kolejne spotkanie w ramach Dyskusyjnego Klubu Filmowego Wiesława Kota - i kolejne z produkcją włoską. Na ekranach zeszłoroczny film "Chiara", zdobywca nagrody Cannes. Zapraszamy na seans, na prelekcję i dyskusję po projekcji. Tekst krytyka dostępny poniżej.

 

 

Mamy dziś, Szanowni Państwo, na ekranie dramat produkcji włosko-francuskiej, osadzony w realiach włoskich. Wyreżyserowany przez Jonasa Carpignano, reżysera zasadniczo amerykańskiego, o rodowodzie przynajmniej częściowo włoskim. Co podkreślam nieprzypadkiem. Ten włoski rodowód i włoskie realia będą miały zasadnicze znaczenie dla rozpoznania fabuły filmu „Chiara”, który na świecie i w Polsce miał premierę wiosną tego roku. Ta włoskość manifestuje się – co znamy z licznych filmów i innych przekazów - we włoskiej, rozbudowanej, zżytej z sobą rodzinie. Tu chciałoby się użyć słowa la famiglia, bo rzecz startuje w momencie dla tej rodziny szczytowym - otóż sama familia i jej przyjaciele zbierają się, aby świętować osiemnaste urodziny najstarszej córki rodziców Claudia i Carmeli, starszej siostry owej tytułowej Chiary, czyli Klary. Ona sama i jej siostra brylują na parkiecie, rywalizując o względy rodziców, ale też powoli i chłopców zafascynowanych ich tańcem. I jest to jeden z tych kulminacyjnych momentów, kiedy szczęście rodziny daje się sięgać szczytu.

I przy tej rodzinnej kulminacji pozostańmy na chwilę, by wspomnieć autora całego przedsięwzięcia – scenarzystę i reżysera w jednej osobie, Jonasa Carpignano. Jonas to rocznik 1984, urodził się właśnie wtedy na Bronksie w Nowym Jorku. Tam też dorastał, ale ojciec, profesor jednej z uczelni w Rzymie, często zabierał go do Wiecznego Miasta, gdzie chłopiec spędzał mnóstwo czasu u rodziny. Rodziny, dodajmy, filmowców, muzyków, generalnie artystów. Wielu z nich miało do czynienia z filmem i tę pasję zaszczepili chłopcu w Rzymie, a on przeniósł ją do Nowego Jorku. Tam kontynuował wykształcenie filmowe i kręcił pierwsze obrazy krótkometrażowe. Raz po raz zdobywały one wyróżnienia i nagrody na festiwalach w Cannes, w Wenecji czy w Nowym Jorku. Szybko przyszła próba zmierzenia się z długim metrażem i wśród dotychczasowych dokonań Jonasa Carpignano najczęściej wymienia się obraz po tytułem „A Ciambra” z roku 2017.

 


Jonas Carpignano

 

Film pomógł wyprodukować inny wybitny amerykański reżyser włoskiego pochodzenia Martin Scorsese. Obraz miał światową premierę na festiwalu w Cannes w 2017 roku i zdobył tam liczącą się nagrodę najlepszego filmu europejskiego. Szybko też wybrano go do reprezentowania kraju w kategoriach oscarowych. Statuetki wprawdzie nie zdobył, ale posypały się inne premie, w tym nagroda dla najlepszego reżysera w ramach włoskiej narodowej premii filmowej, która nazywa się tam David di Donatello i jest odpowiednikiem brytyjskiej BAFTY, hiszpańskiej Goi czy francuskich Cezarów, o naszych Orłach nie wspominając.

Bohaterem jego „Ciambry” był cygański chłopiec, który próbuje dać sobie radę na podmiejskim osiedlu gdzieś na włoskiej prowincji. Tam, żeby przeżyć, trzeba kraść samochody, rozbierać je na części i próbować sprzedać; wypuszczać się na drobne kradzieże turystów na dworcach kolejowych i przede wszystkim trzymać się zasad lojalności wobec swojej cygańskiej familii. A ta rodzina wzajemną lojalność ceni bardziej niż jakiekolwiek normy społeczne. Z tym, że życie w takiej rodzinie jest egzystencją bez przyszłości, bo prędzej czy później drobny złodziej, a gdy podrośnie, to paser, musi wpaść, pójść za kratki. A za kolejnym razem to już recydywa i odsiadki będą coraz dłuższe. I ta lojalność rodzinna zaczyna chłopca coraz bardziej nużyć. Widzi, że to jest zaułek, z którego nie ma wyjścia, a ta legendarna rodzinna lojalność sprowadza się do tego, by minimalizować straty w najbardziej przykrych sytuacjach życiowych. No i dorastający chłopiec musi wybrać, czy będzie trzymał z rodziną, czy postara się jednak wypłynąć na szersze wody, by nie powtórzyć smutnego cygańskiego losu swoich przodków.

 

 

O filmie „A Ciambra” wspominamy dlatego, że nasz dzisiejszy obraz pod tytułem „Chiara” również podnosi kwestię włoskiej rodziny. Innej rodziny, ale jednak włoskiej, co oznacza, iż staje się ona swego rodzaju klanem, enklawą, chciałoby się powiedzieć, mafią i nie będzie to słowo rzucone tutaj przypadkowo. Rzecz rozgrywa się w miasteczku Gioia Tauro w Calabrii, a są to, przypominam, południowe Włochy; chciałoby się powiedzieć, podeszwa włoskiego buta, granicząca przez Cieśninę Mesyńską z Sycylią.

Metoda pracy reżysera także wiązała się z rodziną, ponieważ postanowił on zaangażować do filmu autentyczną rodzinę nazwiskiem Rotolo, mieszkającą w mieście Gioia Tauro, której to rodzinie reżyser powiedział, że mają zostać zbiorowymi bohaterami filmu o włoskiej familii, ale zdradzał im jak najmniej szczegółów z fabuły i z profilu postaci, które mieli odgrywać. To miało tym nieprofesjonalnym aktorom, a zwłaszcza Klarze (w tej roli Swamy Rotolo), pozwolić pozostawać zupełnie naturalnymi; granica między życiem a sztuką miała być zawieszona, zatarta. Sam scenariusz zresztą też był częściowo improwizowany i reżyser raczej gromadził sytuacje niż prowadził od jednego zakrętu fabularnego do następnego. W rezultacie więcej tu jest zaznaczone niż ujawnione.

Życie rodziny przebiega niby według przyjętych w okolicy wzorców, ale oto pojawia się gang bliżej nie nazwanych panów, z którymi trzeba się koniecznie spotkać i przerwać uroczystość rodzinną; nieoczekiwanie też wybucha bomba samochodowa. Ale prawdziwa bomba wybucha dopiero wtedy, kiedy Chiara dowiaduje się z wiadomości telewizyjnych, że jej ojciec nie jest zwykłym sobie mieszczaninem, lecz poszukiwanym przestępcą i krok po kroku dociera do niej, że całe ich wcześniejsze wspólne życie, zwłaszcza relacje z ojcem, były skłamane, ponieważ ten życiorys był formułowany na pokaz, na zewnątrz. I teraz dziewczyna próbuje dojść do prawdy o swojej rodzinie, a także uzyskać przystęp do własnej tożsamości.

 

 

I tutaj natyka się, głównie w obrębie własnej rodziny, na zmowę milczenia, na swego rodzaju tabu, które wszyscy uważają za rzecz naturalną. Po prostu, o pewnych sprawach ojca rodziny się wie, innych się domyśla, ale o tych sprawach, których się rodzina domyśla, ta sama rodzina nie mówi głośno. Tak jest i już, nie ma sensu drążyć. Ta sytuacja niepewności wykłada się na ekranie przez filmowanie kamerą z ręki, w sposób niedokładny, obrazy bywają celowo poruszone, niedoświetlone, sceny są filmowane często bez cięć montażowych, przekazywane w czasie rzeczywistym, czego się w filmie zazwyczaj nie robi. A wszystko to razem komunikuje nam, że świat Klary jest w najwyższym stopniu niepewny. I tak już zostanie, za wiele się nie dowiemy, sami jesteśmy, podobnie jak Chiara, schwytani w pułapkę niewiedzy i ślepych emocji.

Obserwujemy w ciągu dwóch godzin, jak dziewczyna dorasta, dojrzewa i z beztroskiej piętnastolatki staje się pełną, dojrzałą kobietą, rozumiejącą nie tylko jasną, ale również mroczną stronę świata. Istotą tej drogi jest właśnie mozolne, często brutalnie wspomagane przez los, obserwowanie, uczenie się i wyciąganie wniosków. A ta kulminacja, jaką są osiemnaste urodziny jej siostry, potem wybuch bomby w samochodzie, to jest ta cezura – bodaj najistotniejsza w życiu.

 

 

Czas przed i czas po. Chiara po wybuchu nie będzie już tą samą Chiarą, co przed wybuchem samochodu-pułapki, nie wróci do siebie wcześniejszej. Zresztą kamera jest tak prowadzona, aby nie wychodzić poza horyzont doświadczeń dziewczyny, której wydawało się, że o swoim otoczeniu wie wszystko, a potem nagle przekonuje się, że właściwie nie wiedziała nic, a na pewno już nic istotnego. Teraz jej oczy prześlizgują się po twarzach najbliższych, z których wcześniej wydawała się tyle czytać, a teraz te twarze wydają się obłe, bez wyrazu, nie mówią nic. Dookoła zapada omerta, zmowa milczenia, która ją osacza. A przecież ona chce wiedzieć, tak jak chce poznać kierunek każdy, kto się nagle zagubił w obcym mieście. Rozpytuje gorączkowo i jest coraz bardziej podenerwowany, gdy okazuje się, że nikt z przechodniów nie umie lub nie chce dać pomocnej odpowiedzi. Tę dręczącą koszmarną sytuację obserwujemy na przykład wówczas, kiedy natrętnie brzęczące melodyjki, a to na urodzinach, a to w radiu, a to na siłowni, a to w samochodzie, nagle się urywają i dziewczyna zostaje w ciszy, która dzwoni w uszach; nie tylko w ciszy, ale w pewnej pustce dźwiękowej, wizualnej i emocjonalnej.

Cóż, ta chwila ciszy, ta pauza, ta fuga to moment który miewa w życiorysie wielu z nas. Może nawet każdy wskazałby taki próg w swej biografii. Wydarzenie, od którego nasze życie ruszyło do przodu, nie zawsze w pożądanym kierunku. Ale, kto wie, może jeszcze uda się naprostować azymut. Często przecież nic innego nie robimy przez całe życie...

 

 

 

piątek, 26.08, godz. 18:00
sala kinowa KOK

WSTĘP WOLNY

 

Rezerwacja miejsc pod numerem tel.: (65) 512 05 75

 

DKF 26.08 „Chiara”
Podsumowanie dyskusji

W rozmowie przewijała się konstatacja (niby oczywista, ale warta przypomnienia), iż rodzina nie jest kwestią wyboru. Jest kwestią dziedziczenia. A więc często długą, upartą i bolesną próbą poradzenia sobie z tą konstelacją ludzi najbliższych, środowiska i geografii, w którą rzucił nas los. Bywa, że zajmuje nam to resztę życia.

Na przykładzie rodziny włoskiej, uzależnionej po linii „mafijnej”, postawiliśmy kwestię, na ile jesteśmy w życiu samodzielni, a na ile dziedziczymy. A dziedzictwem jest zarówno kod genetyczny jak i pewne rytuały, w które obrastamy od dzieciństwa. I które stapiają się z nami tak dalece, że nie jesteśmy już w stanie rozsądzić, co w naszym życiu robimy „sami z siebie”, a co jest tylko bezrefleksyjną kontynuacją, powielaniem tego, w co wyposażyła nas rodzina. I kiedy trzeba – a nawet należy – się odciąć, zacząć żyć na własną odpowiedzialność i na własny rachunek. Płacić za siebie.

Bo rodziny bywają – jak wywodzi włoski film – różne. Delikatnie mówiąc...

 

 

 

 

Patronat medialny: