Berlin Alexanderplatz - 23 lipca

Dyskusyjny Klub Filmowy
Piątek, 23 lipca, godzina 18:00
Prowadzenie dr Wiesław Kot, krytyk filmowy

"Berlin Alexanderplatz"
Nagroda Europejskiej Akademii Filmowej - „Najlepszy europejski film roku” - oraz 6 nominacji.

reżyseria
Burhan Qurbani

scenariusz
Martin Behnke/Burhan Qurbani
gatunek
dramat

produkcja
Francja/Holandia/Kanada/Niemcy
premiera
16 lipca 2021 (Polska)


U nas, dla Was - tydzień po premierze w polskich kinach (jesteśmy ósmym kinem w Polsce grającym "Berlin Alexanderplatz").

Nowoczesna adaptacja jednej z największych powieści XX wieku – Alfred Doblin "Berlin Alexanderplatz: dzieje Franciszka Biberkopfa".

Francis ma za sobą mroczną przeszłość i dotarłszy do Niemiec, pragnie rozpocząć uczciwe życie. Ale na przybysza bez papierów czeka tylko łóżko w nędznym hostelu, kiepsko płatna robota na czarno i kolejne upokorzenia. Chyba że ulegnie wszetecznemu urokowi Reinholda i wraz z nim zanurzy się w cekinowo-neonowy, spływający kokainą i szampanem berliński półświatek.

To niezaprzeczalnie film o epickim rozmachu. O poszukiwaniu swojego miejsca na nowej ziemi i obietnicach składanych samemu sobie.

Co do samego filmu, "Berlin Alexanderplatz" formą stoi. Zdjęcia, kolory, muzyka - ogląda się to znakomicie, można się w pełni zanurzyć w fabule nie czując w ogóle upływu czasu.

 

Berlin Alexanderplatz – wstęp przed projekcją

Dzień dobry Państwu,

otwieramy powieść Alfreda Doblina „Berlin Aleksanderplatz” z roku 1929 i na pierwszej stronie czytamy:

 

„Książka ta jest opowieścią o Franciszku Biberkopfie, byłym robotniku przemysłu cementowego i transportu w Berlinie. Właśnie zwolniono go z więzienia, gdzie siedział z powodu dawniejszych wydarzeń, i oto znowu stoi na berlińskim bruku i chce być porządny. Z początku mu się to nawet udaje. Potem jednak, mimo że materialnie wiedzie mu się nie najgorzej, wikła się w prawdziwą walkę z czymś, co przychodzi z zewnątrz, z czymś nieobliczalnym, z czymś, co ma wszelkie pozory ślepego losu. pokonany. W końcu „coś” torpeduje go z potworną, ostateczną brutalnością. Tym samym poczciwiec nasz, który trzymał się dzielnie do końca, leży na obu łopatkach. Uważa rundę za przegraną, nie wie, co dalej począć, i jest już właściwie załatwiony”.

 

     Z początkiem lat dwudziestych Alfred Doblin, niemiecki Żyd, który urodził się w Szczecinie, także lekarz, staje się gwiazdą niemieckiej literatury proletariackiej. Jego powieść „Berlin Alexanderplatz” szokuj publiczność drastycznymi opisami okolic tytułowego placu, nowoczesnej Sodomy i Gomory, siedliska łajdaków i prostytutek. To, co miał do powiedzenia o ówczesnych Niemczech, wydawało się mu się o wiele bardziej istotne niż długie i zawiłe wywody Tomasza Manna, ówczesnego bożyszcza literatury niemieckojęzycznej. Gdy w 1925 Alfred Doblin, a więc na cztery lata przed ukazaniem się powieści „Berlin Alexanderplatz”, udzielał wywiadu warszawskim „Wiadomościom Literackim”, „Czarodziejską górę” Tomasza Manna podsumował krótko i sarkastycznie: „Rozgrywa się w Davos, wiele dyskusji, dużo ogólnego światopoglądu, filozofii i pedagogiki”.

     A przecież on, Doblin” miał najmniej złudzeń co do tego, że w takim środowisku kryminalistów, sutenerów i złodziei, jak to, które opisał w powieści „Berlin Alexanderplatz”, wystarczy tylko iskra, wystarczy wódz, by cały ten motłoch i hołotę ubrać w mundury i wtedy można już z nimi zrobić, co się tylko chce. Niewiele się pomylił; z początkiem lat trzydziestych emigruje do Szwajcarii, tam wystara się o obywatelstwo francuskie i francuski paszport będzie trzymała w biurku do końca, także wtedy, gdy po wojnie wróci do zachodnich Niemiec.

Historia Frantza Biberkopfa, była od tamtego czasu przenoszona na ekran cztery razy w raz jeszcze w kinie niemym, a raz jako serial telewizyjny. Przed nami wersja najnowsza, film czterdziestoletniego niemieckiego reżysera Burhana Qurbani. To reżyser pochodzenia afgańskiego, więc sprawy migrantów są mu znane z pierwszej ręki. Jego film został uhonoweany Europejską Nagrodą filmową za rok 2020, nagrodą zwaną europejskim Oscarem. Tu przypominam - Europejska Nagroda Filmowa (ENF) (The European Film Awards) – najbardziej prestiżowa nagroda przyznawana europejskim filmom, przyznawana przez członków Europejskiej Akademii Filmowej, której pierwszym laureatem był Krzysztof Kieślowski za „Krótki film o zabijaniu”. A w roku 2018 tę nadgroe zdobyła "Zimna wojna" Pawła Pawlikowskiego.

Najnowsza ekranizacja powieści Doblina to film europejski, a nie hollywoodzki, to znaczy nie taki, w którym ostro zmotywowany bohater wytrwale dąży do celu, gdy na drodze stają liczne perypetie, po to by w finale odebrać nagrodę i rękę ukochanej kobiety. No i trwa dwie godziny i 50 minut, hollywoodzcy producenci skróciliby go zapewne o połowę.

Tutaj raczej oglądamy palimpsest, czyli rodzaj rękopisu zarejestrowanego na używanym już wcześniej do tego celu materiale, z którego wymazano tekst poprzedni, ale on się przebija ciągle przez kolejne naniesione warstwy pisma.

Ale pojęcie palimpsestu zna też psychologia i wtedy oznacza on przebijanie się do świadomości usuniętych wcześniej pokładów pamięci, które wyrugowaliśmy, zepchnęliśmy w niższe rejony, bo lubimy mieć w głowie porządek i na śmietnisko umysłu wywozimy rzeczy, które nas zawstydzają i dręczą. Palimpsest uruchamia się także wtedy, gdy zerujemy sobie pamięć przy pomocy alkoholu, a ona jednak ciągle powraca.

     Dzieło jest niespieszne, malarskie. Drobne notatki czynione kamerą na jakichś zapleczach i w pomieszczeniach socjalnych są przebijane panoramami z szerokim oddechem. Postacie oglądane z góry; kto na to patrzy? Może Pan Bóg, może los, może historia? To spojrzenie z wysoka, z zewnątrz jest konieczne, ponieważ wszystko tutaj dzieje się o zmroku, w ciasnych mieszkaniach, w zatłoczonych klubach, ciemnych piwnicach tego wielkiego i, w domyśle, wspaniałego kraju, jakim są Niemcy. Ale Niemcy są na powierzchni, a my znajdujemy się w kanałach. Ale ci wszyscy skrachowani ludzie gdzieś tam na obrzeżach normalnego, chciałoby się powiedzieć, oficjalnego świata, ale też na obrzeżach własnej świadomości, w tych cienkich granicach systemów prawnych, filozoficznych i moralnych, w sytuacji ostatecznej, są jednak zdolni do podstawowych ludzkich odruchów. Może to jest ta jedyna nic, która wiąże ich ze światem cywilizacji, kultury i religii Zachodu. Zwłaszcza cywilizacji, jakiejkolwiek zresztą cywilizacji.

         Takiemu filmowi jak ten należy się uważna lektura, zaangażowane studium, wejście z dziełem w dialog, w  zwarcie, wgryzienie się, że tak powiem, w żywe mięso dzieła, żebyśmy nie tracili własnego cennego czasu, żeby ni przewijał się przed nami jak ruchoma fototapeta, jak serial telewizyjny kręcony przez reżysera, który jeszcze wczoraj zajmował się montowaniem idiotycznych teledysków disco polo, a dzisiaj w gronie trzeciorzędnych aktorów, którzy mają do spłacenia kredyt bankowy i bardzo się starają, żeby ich postaci nie usunęli z serialu telewizyjnego.

     Francis, centralna postać filmu, dostał się do Europy z falą, w przenośni i całkiem dosłownie. Z jakiegoś afrykańskiego brzegu wyrzuciła go fala niosąca uchodźców. Tacy jak Francis znaleźli się na cywilizacyjnej huśtawce. Do wysokiej i zaawansowanej cywilizacyjnie Europy przyjeżdżają znikąd, z jakiegoś Bissau gdzie nie ma nawet kolei. Trzeba to nadgonić, wyrównać lata stracone przez ich ojczyznę, przez cały kontynent, przez Afrykę. I bardzo im się spieszy, chcą tego dokonać w jednym własnym krótkim życiu. Sami wyjeżdżając do pracy na Zachód też przechodziliśmy tę drogę. Ostateczni stykamy się z takimi także u nas, w Polsce. Nasi goście, na przykład z Ukrainy, też bywają niecierpliwi, też trawi ich gorączka, też chcą nadgonić zapóźniona ojczyznę i własny los.

     Tacy jak Francis, imigranci z samego społecznego dołu, trafiają na nielicznych tubylców, z którymi są w stanie wejść w kontakt, choć tubylcy też są z samego dołu. Oglądaliśmy takie sceny, na przykład z życia pewnego  blondasa, który z Florydy, gdzieś z głębi interioru, przyjechał do Nowego Jorku, aby tu zrobić karierę jako, powiedzmy, bawidamek z pieniądze. I też los zetknął go tylko z miejscowym gruźlikiem pucybutem, mieszkającym w pustostanach. Wszystko w filmie ”Nocny kowboj” z roku 1969 w reżyserii Johna Schlesingera z pamiętnym udziałem Johna Voigta i Austina Hoffmana.

     Francis uczy się mozolnie języka nowego kraju, języka  każdym sensie – języka obyczaju, kompromisu, handlu z tą nową cywilizacją. Przeżywa upadek pierwszy, przeżywa upadek drugi i upadek trzeci. Co znamy sprzed dwóch tysięcy lat, kiedy upadał pod krzyżem człowiek, który także był nikim w daleko wysuniętej kolonii rzymskiej i też nie umiał dostosować się do reguł.

     Program minimum Francisa w nowym miejscu to być dobrym. Pytanie tylko, co to znaczy; czy taka postawa czystości, klarowności moralnej nie jest dla niego równie nieosiągalnym luksusem co własne mieszkanie, domek z ogródkiem, samochód i przyzwoita dziewczyna. Jak słyszymy od białego śmiecia, jak on sam się nazywa – chcesz zostać kimś, kim być nie możesz. Właśnie ten przewód w tobie nie styka. Chcesz być dobry w złym świecie.

      Niemcy potrzebowali ludzi do pracy i zapraszali ich z Turcji i z Europy Środkowej na jeden sezon, ale ci wpakowali im się na całe życie, ze swoją rodziną, z dziećmi i z własną kulturą i językiem. Francuzi i Anglicy przeżywali najazd byłych  poddanych z  kolonii. My otworzyliśmy granice dla Ukraińców, którzy mieli przyjechać na jeden sezon, a zostają na stałe i sprowadzają rodziny. Musimy się jakoś ustawić do tej sytuacji, bo od tych przepływów i napływów nie ma już odwrotu.

     Ale dla Francisa z tego  podziemnego świata nie ma wyjścia. To nie jest piwnica, z której można wychynąć na powierzchnię. To jest niekończący się labirynt, a Franz, który początkowo chciał bardzo wyjść z podziemia, z upływem czasu coraz bardziej w tym podziemiu zasmakował, zaczyna się tu dobrze czuć. Kiedy krzyczy głośno: Niemcy to ja, ma na myśli niemiecką ojczyznę, ale nieco poniżej gruntu.

     Wracamy do powieści Alfreda Doblina. „Niejednemu przyda się ta opowieść: tym mianowicie, którzy tak jak Franciszek Biberkopf tkwią w ludzkiej skórze i którzy jak on żądają od życia czegoś więcej niż kromki chleba z masłem.”

 

Proszę wziąć głęboki oddech, zanurzamy się.

 

 

------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Dyskusja po projekcji. Sugestie tematyczne

- W filmie w pewnym momencie pada stwierdzenie ze strony wysoce problematycznego przyjaciela Francisa, że dla innych jest on przezroczysty, a on go po prostu dostrzega. Pytanie – kto dzisiaj jest w Polsce przezroczysty? Kogo się nie widzi, od kogo się odwraca wzrok, kto nie istnieje?

- Jakie jest samopoczucie kogoś, kto jest under class, kogoś kto jest prekariatem, kto pracuje na umowę śmieciową. Czy nasze kino, literatura, seriale zajmują się kimś takim. A jeżeli tak, czy mają cokolwiek sensownego do powiedzenia.

- Samopoczucie Europejczyka w emigracyjnym przeciągu. Mój sąsiad imigrant.

 

Wstęp wolny
DKF odbędzie się z zachowaniem zasad bezpieczeństwa sanitarnego, liczba miejsc ograniczona. Prosimy o rezerwowanie miejsc telefonicznie pod numerem: (65) 512-05-75.

23 lipca, godz. 18:00, sala kameralna KOK - wejście C

 

 Zwiastun:

 

 

 

   

 

Patronat medialny: