Chłopiec z niebios - 8 grudnia

 

reżyseria: Tarik Saleh
scenariusz: Tarik Saleh
gatunek: Thriller
produkcja: Szwecja, Finlandia, Francja, Dania
premiera: 20 maja 2022 (świat)

"Chłopiec z niebios" to nasza kolejna propozycja filmowa na spotkanie Dyskusyjnego Klubu Filmowego Wiesława Kota. Tarik Saleh i jego opowieść o Adamie, o Kairze i o Bractwie Muzułmańskim. Przed filmem prelekcja krytyka, po seansie dyskusja. Prelekcja dostępna już teraz, poniżej.

 

 

 

Mamy dziś do obejrzenia, Szanowni Państwo, filmową pocztówkę ze świata odległego od nas w każdym sensie - geograficznym, politycznym czy religijnym. Oto film zatytułowany „Chłopiec z niebios”, który w świecie anglosaskim chodzi pod tytułem „Cairo Conspiracy”, co też nieco mówi o jego charakterze.

Najpierw zarys fabuły: Adam, syn ubogiego rybaka z egipskiej prowincji, otrzymuje najwyższy przywilej studiowania na uniwersytecie Al-Azhar w Kairze, epicentrum potęgi islamu sunnickiego, najważniejszego nurtu w Islamie, grupującego 80% wyznawców tej religii. Wkrótce po jego przybyciu do Kairu najwyższy rangą przywódca religijny uniwersytetu, Wielki Imam, nagle umiera. W konsekwencji Adam staje się pionkiem w bezwzględnej walce o władzę pomiędzy religijną i polityczną elitą Egiptu.

Film jest produkcją składkową, międzynarodową. Na niwie producenckiej współpracowały tu Szwecja, Finlandia, Francja i Dania. Na świecie pokazano go w maju zeszłego roku, u nas w czerwcu tego roku. Wówczas już jako laureata Złotej Palmy za scenariusz zdobytej na Festiwalu w Cannes. Pod względem gatunkowym opisywany jest jako thriller, choć kryminalna intryga i zwroty akcji są tym elementem dzieła, na który najmniej zwracamy uwagę.

 


 

Scenarzystą i reżyserem filmu jest Tarik Saleh, rocznik 1972. To szwedzki producent telewizyjny, animator, wydawca, dziennikarz i reżyser filmowy. Urodził się w Sztokholmie, jego matka jest Szwedką, a ojciec Egipcjaninem, który wyemigrował z Egiptu z początkiem lat 60. ubiegłego wieku. Na przełomie lat 80. i 90. był jednym z najwybitniejszych szwedzkich artystów graffiti. Tarik Salek objaśnia: „Graffiti nauczyło mnie jednego: nie pytać o zgodę na zrobienie czegoś, na co mam ochotę. Więc jeżeli widzę ścianę, pytam od razu - czy nie byłoby fajnie, aby figurował tam wielki błękitny kameleon. I po jakimś tygodniu ten kameleon figuruje na ścianie. W odniesieniu do filmu podobnie. Nie pytam, czy wolno mi nakręcić film o tak niedostępnej instytucji jak Al-Azhar. A może o korupcji w egipskiej policji? Nie pytam. Po prostu to robię”. Tarik Saleh pracował także jako gospodarz programu telewizyjnego w tamtejszej telewizji. Jest jednym z założycieli firmy produkcyjnej Atmo, której logo, wpięte w dumnie powiewającą chorągiew, zobaczą Państwo w czołówce filmu.

Fabuła jest czystą fikcją, choć wzorowaną na postaciach z życia wziętych, takich jak Safwat el-Sherif, nieżyjący już szef egipskiego Urzędu Bezpieczeństwa Państwa, na którym wzorowana jest postać pułkownika (w tej roli szwedzko-libański aktor Fares Fares), który werbuje Adama do akcji szpiegowskiej. Scen z islamskiej uczelni nie kręcono w Egipcie, to nie autentyczna Al-Azhar. Kiedy reżyser jeszcze w 2015 roku próbował kręcić w Egipcie film na pokrewny temat, dotyczący tak zwanej wiosny islamskiej, pod tytułem „Incydent w Nile Hilton”, został po prostu z tego państwa wydalony i do dziś pozostaje tam persona non grata. A sceny z islamskiej uczelni nakręcił w Turcji. Ta prestiżowa akademia jest zresztą przedstawiana jako pełna hipokryzji, korupcji, gier o władzę i intryg politycznych – tak jak każdy inny uniwersytet. Innowacją Saliha było umieszczenie historii na najwyższych szczeblach islamskiej nauki, co było niewyobrażalnym wyczynem dla reżyserów mieszkających w większości krajów Bliskiego Wschodu.

Tarik Saleh uważa, że to bardzo ważne, iż film o wewnętrznym życiu wspólnoty islamskiej kręci reżyser o takich właśnie korzeniach. Przypomina na przykład, że w tamtym świecie i w świecie Zachodu inaczej rozumie się i ocenia korupcję. W wywiadzie dla pisma "The Guardian" tłumaczy: "W tamtym świecie ludzie po prostu znajdują sposoby na przetrwanie, na dobre życie. Jednym ze sposobów są negocjacje w kwestiach takich jak zasady i religia. I tak korupcja w Egipcie nie jest słowem negatywnym. „Wasta” oznacza przysługę, to rzecz pozytywna”. Może dzięki temu łatwiej zrozumiemy, dlaczego Adam z filmu tak łatwo daje się namówić na zostanie wtyczką.

 


 

Adam (w tej roli Tawfeek Barhom) to swego rodzaju puste naczynie. Wiecznie jakby nieobecny, unikający kontaktu wzrokowego. Z odległej prowincji pamięta jedynie, rygorystycznego ojca, połów ryb i modlitwy w lokalnym meczecie. Przy tym z usposobienia jest uległy, skłonny do depresji, obnoszący minę zbitego psa. I nawykły do wykonywania poleceń, zwłaszcza, że wydają mu je ludzie z wielkiego miasta, którym ciągle jest oszołomiony. To człowiek-plastelina. Powiedzielibyśmy za pisarzem Robertem Musilem - "człowiek bez właściwości". Taki idealnie nadaje się, by się nim posłużyć jak pionkiem w politycznej i religijnej rozgrywce.

Ten świat, który go wchłonął jest skrajnie odległy od prostego życia na prowincji. Wielkie miasto gęstnieje od spisków, od infiltracji, od inwigilacji. Tu działają służby mundurowe i tajne. Kapusie na każdym kroku, zupełnie nie wiadomo, kto szpieguje, kto werbuje i dla kogo. I to zarówno w polityce jak i w szkole islamistycznej. Zdarzają się, zapewne wcale nierzadkie, przypadki szantażu. Oficer prowadzący Adama stawia sprawę jasno: ty pomożesz nam, my pomożemy twojemu ojcu wydobyć się z choroby. Ale bywa i odwrotnie. Jeżeli nam nie pomożesz, nie zdziw się, gdy pewnego dnia ktoś twemu ojcu spali łódkę, jedyne źródło utrzymania rodziny. W świecie, w którym nie ma niezależnej opinii, gdzie wszyscy działają pod jakąś presją, gdzie brak jasnych norm, gdzie wszystko tonie w półgestach, w półsłowach, łatwo kogoś wrobić, łatwo puścić w obieg najbardziej fantastyczną wersję wypadków. No i Adam idealnie nadaje się na kozła ofiarnego.

Z ramienia władz państwowych podstawieniem w miejsce zmarłego nagle Imama namiestnika powolnego władzy zajmuje się pułkownik Ibrahim (libański aktor Fares Fares). Aparatczyk, który bynajmniej nie wygląda na szefa komórki wywiadowczej, przypomina raczej naukowca albo byłego hipisa, któremu trudno się odnaleźć w społeczeństwie. Niepozbawiony resztek wrażliwości, ale z przetrąconym kręgosłupem moralnym, wprawiony także w łamanie cudzych kręgosłupów. Niby zrozumiał, że wpadła mu w ręce sprawa, która może popchnąć jego karierę, bo ta stanęła w miejscu, ale to nie ambicjoner. Nie widać w nim żadnej pasji. Wygląda na kogoś, kogo przełożeni, los, a może historia, która postawiła w tym, a nie w innym miejscu i czasie. A on się po prostu musi wywiązać. Także dlatego, że w swojej karierze sporo już rzeczy spaskudził, a i nieco haków się na niego nazbierało. Cały zrezygnowany, zniechęcony, depresyjny.

 


 

Sęk w tym, że i Bractwo Muzułmańskie ma swojego kandydata na imama i wszelkimi sposobami będzie dążyć do osadzenia go na urzędzie. Zaczyna się więc zagrywka, która nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek konkurencją, a już na pewno z dyplomacją w rozumieniu zachodnim. Adam, który z ramienia władzy infiltruje Bractwo szybko orientuje się, że ono również działa jak tajna policja, że również węszy wszędzie spiski, że rekrutuje współpracowników na zasadach dopuszczania - bardzo ostrożnego! - do kolejnych kręgów wtajemniczenia. Poza tym to organizacja ściśle autorytarna domagająca się od adeptów ślepej wiary i takiegoż posłuszeństwa.

Bractwo Muzułmańskie zapewnia, że jest rodziną, ale to sekta. Posługują się spłaszczoną ideologią, przytaczają kłamliwe fakty, byle tylko zyskać nowego zwolennika. To organizacja, która ma tę właściwość, znaną z innych systemów - jak choćby z rosyjskiej partii komunistycznej i frakcji bolszewików - że racją jej bytu jest stała radykalizacja, stałe odsuwanie się od centrum, stały samonapędzający się radykalizm. Dla nich nawet uczelnia Al-Azhar, "światło świata islamskiego", jest zbyt mało radykalna, ba zdradziecka. Tylko oni reprezentują prawdziwego ducha islamu. Chodzi o to, by ustanowić boskie państwo na ziemi i zniszczyć wszelką władzę świecką ustanowioną przez szatana. Choć i tu istnieją podziały: Wielki Szatan to Stany Zjednoczone, a Mały Szatan to Europa Zachodnia. A skoro tak, to nie cofną się przed żadną metodą z dżihadem włącznie, by swoją wersję islamu wdrożyć tu i teraz. Wszelkimi metodami, ze zbrojnymi włącznie. Oczywiście w zbożnym i świętym celu. Tu nikt nikomu nie ufa, każdy posługuje się każdym dla własnym celów. Każdy może się okazać prowokatorem. Zaczyna się więc wyszukiwania wroga we własnych szeregach, oskarżenia o zdradę, skrytobójstwa, wewnętrzny terror. Fruwają epitety: zdrajca, wróg publiczny, szpieg. Znamy takie rzeczy aż za dobrze w naszej części Europy, choć oczywiście nie z islamu. Intryga zagęszcza się i rzeczywiście biegnie w stronę thrillera.

Adam rozumie, że dostał się niejako między żarna, między dwie organizacje o profilu - powiedzmy - mafijnym czy totalitarnym. I że - wbrew deklaracjom - nie chodzi tu o bezpieczeństwo narodowe, o pomyślność obywateli, o dobro islamu czy wyznaniowej uczelni, lecz zagarnięcie stanowisk, możliwość rządzenia, wywierania wpływu, o szeroko zakrojoną inżynierię społeczną. Którą można by firmować wolą Allaha.

W tym świecie to nie przypadek, że szejk Negm, jedyny duchowny godny stanowiska Wielkiego Imama, patrzy najdalej, choć w sensie fizycznym pozostaje ślepy i pozbawiony wpływu na wypadki, które potoczą się swoim torem. Nietrudno przewidzieć, że ten tor też jest ślepy.

 

 

piątek, 08.12, godz. 18:00

sala kinowa KOK

WSTĘP WOLNY

 

DKF 8.12. "Chłopiec z niebios"
Podsumowanie dyskusji

Wprawdzie film poruszał – w bezpośredniej warstwie zdarzeniowej – kwestie wewnątrzislamskie, ale przecież dobiegł nas i jego bardziej uniwersalny wymiar. Oto młody człowiek, naiwny, ale pełen dobrej woli,  zostaje wciągnięty w świat intryg, które go przerastają. A tu już rozwijają się analogie bardzo różne i odległe. Najpierw te, które wynikają z naszych polskich doświadczeń. A więc przykłady młodych ludzi „zmielonych” przez niegdysiejsze niesławne struktury partyjne, ubeckie, militarne. Ładny procent naszych rodaków po takim stażu nigdy już nie doszedł do siebie. Ujawniły się też analogie związane z tym, że oto młody człowiek z prowincji jedzie do dużego miasta po nauki, a jedyne, czego może się tam nauczyć to krętactwo, obłuda, cynizm czy donosicielstwo. To takie „Stracone złudzenia” Balzaka pomnożone przez znacznie liczniejszą literaturę i film.

Tak więc obejrzeliśmy wycinek świata islamskiego, ale wrażenie takie, że oglądamy obrazki we współczesnej korporacji warszawskiej. Albo i z urzędu gminy w Kieleckiem. Czyż nie?

 

 

 

Patronat medialny: