W gorsecie - 9 czerwca

reżyseria: Marie Kreutzer
scenariusz: Marie Kreutzer
gatunek: Biograficzny, Kostiumowy, Dramat historyczny
produkcja: Austria, Francja, Niemcy, Luksemburg
premiera: 20 maja 2022 (świat)
Film zdobył 3 nagrody i 9 nominacji.

 

Cesarzowa Sisi zagości na naszym ekranie podczas piątkowego spotkania Dyskusyjnego Klubu Filmowego Wiesława Kota. Zachwycający film kostiumowy o pięknej, zbuntowanej cesarzowej Elżbiecie Bawarskiej - "W gorsecie". Przed seansem autorska prelekcja wygłoszona przez krytyka, a po filmie dyskusja. Tekst prelekcji dostępny poniżej. Zapraszamy na spotkanie!

 

 

 

Dziś przed nami, drodzy Państwo, żona cesarza monarchii austro-węgierskiej, Franciszka Józefa, w filmie „W gorsecie”. To biografia europejska, jak również Europejska Nagroda Filmowa za rok 2022. Biografia wyjątkowa, bo też Elżbieta Bawarska, cesarzowa Austrii i królowa Węgier, jak wówczas powszechnie uważano, „najpiękniejsza kobieta świata”, była ulubienicą Europy pod pieszczotliwą ksywką „Sisi” w drugiej połowie XIX wieku. Przedstawiamy rzecz krótko: ta miss urody i stylu przekroczyła właśnie czterdziestkę i powinna przejść do kategorii matron. Gdyby próbowała udawać, że o tym nie pamięta, dwór oraz opinia publiczną usłużnie przypomną swej cesarzowej zawartość metryki oraz wagę i doradzą, by jeszcze ciaśniej sznurowała gorset. Już została oznaczona jako „kobieta doświadczona”, a to znaczy, że nie powinna się podobać, wszystkim powinna „mieć za złe” i po pałacowych korytarzach toczyć się jak beczka octu. A na to właśnie Sisi szczególnie nie ma ochoty. Pali, kładzie się na szpitalnym łóżku obok rannego żołnierza i wyczynia liczne inne niesłychane rzeczy. Bo nie zamierza być figurantką, ozdóbką i trofeum - jak długo się da. A w tej kwestii Sisi idzie na rekord.

Zanim o filmie nieco gruntowniej, przedstawmy twórców, zwłaszcza panią reżyser i scenarzystkę obrazu Marie Kreutzer. Urodziła się w roku 1977 w Grazu w południowej Austrii. Studiowała scenopisarstwo i dramaturgię w Wiedeńskiej Akademii Filmowej. Po studiach kręciła najpierw filmy krótkometrażowe, które zostały zauważone, potem dopuszczono ją do długiego metrażu i tutaj bywała również nagradzana najpierw w Austrii, a potem na Berlinale, czyli jednym z najbardziej liczących się festiwali filmowych na świecie. Szerzej był oglądany jej film z roku 2019 pod tytułem „Grunt pod moimi stopami”, który opowiadał o kobiecie odnoszącej sukcesy zawodowe, a jednocześnie zobowiązanej do opiekowania się swoją siostrą chorą na schizofrenię i ze skłonnościami samobójczymi. A w kontekście naszego filmu przywołam tylko jedno zdanie z wywiadu, jakiego udzieliła pani reżyser. Powiedziała: „bardzo interesuje mnie konkretne pytanie – co takiego mrocznego i bolesnego kryje się za szczęśliwym lub udanym życiem?”

I centralna postać filmu, cesarzowa Sisi, w tej roli Vicky Krieps. To aktorka niemieckojęzyczna pochodząca z Luksemburga. Wielojęzyczność pomagała jej udzielać się w produkcjach zarówno miejscowych, jak i francuskich, niemieckich czy amerykańskich. Szerzej została zauważona w roku 2017 w nagrodzonym Oscarem filmie „Nić widmo”. Jej ojciec pełnił w Luksemburgu funkcję dyrektora generalnego ministerstwa kultury. W aktorstwie kształciła się na Uniwersytecie Artystycznym w Zurichu, na tamtejszych też scenach zbierała pierwsze doświadczenia zawodowe. A kreacja w naszym filmie wydaje się wynosić ją na szczyt możliwości zawodowych.

 

 

 

W biografii Elżbiety, która ukazała się także u nas, w książce „Cesarzowa. Pierwsze lata Sisi na dworze wiedeńskim” Martiny Winkelhofer, czytamy: „Żadna księżniczka w tamtych czasach nie była bardziej wstydliwa i lękliwa niż młoda Elżbieta. Bez ostrzeżenia została wrzucona w nowe życie. Zupełnie nieoczekiwanie dla samej siebie i swojego otoczenia z krótkiej wizyty u krewnych powróciła do rodzinnego Monachium jako przyszła cesarzowa Austrii. Trafiła nagle do wielkiego świata, wystrzelona na szczyt najbardziej prestiżowego dworu Europy. Elżbieta dosłownie została wrzucona na głęboką wodę, gdzie walczyła o emocjonalne przetrwanie w obcym świecie”. Z czasem to się zmieniało, bo czytamy dalej: „Cesarzowa była przekonana o posiadaniu prawa do decydowania o własnym życiu i po prostu wymagała tego od męża. Te zbliżone do nowoczesnych autentyczność i bezkompromisowość – cechy, które przyniosły jej na dworze opinię „trudnej” – przyczyniły się do dzisiejszej fascynacji tą jedyną w swoim rodzaju osobowością historyczną”.

A w filmie oglądamy ten proces na przykładach. Elżbieta podejmuje zmagania z sobą samą, nawet w kwestii tak absurdalnej, jak próba tamowania oddechu pod wodą, w której dochodzi do coraz lepszych rezultatów, choć nie bardzo wiadomo czemu miałoby to służyć.

Bo poza tym bywa sterowana przez sztywny ceremoniał, w którym zmuszona jest uczestniczyć na prawach aktora, który wchodzi na scenę w określonym momencie, wykonuje napisaną dla niego rolę i zobowiązany jest pilnować się do ostatniego wyliczonego gestu, do jednego słowa. Przy czym sam w sobie jest on mało ważny, wykonuje tylko przypisany sytuacją rytuał. Zresztą wszystko w tym operowym ceremoniale wyliczone jest co do centymetra, co do jednego paragrafu. Stroje słowa, aluzje w oficjalnych wystąpieniach, cylindry, muszki, munsztuki, guziki i ordery, teksty wystąpień i uroczystych pieśni hymnicznych. Nawet te dumne i obfite bokobrody, pamiętane doskonale z twarzy Franciszka Józefa, którego portret wisiał we wszystkich urzędach, od Bałkanów po Kraków są doklejane ma czas uroczystości, a potem chowane z pietyzmem do specjalnej szkatułki. Sam ostatnio widziałem portret Franciszka Józefa z tymi słynnymi bokobrodami w zajeździe w miejscowości Krzywaczka pod Krakowem. Z tym że jeśli przypomina to rozmach, to raczej nie operowy, lecz operetkowy, z napuszonością i tandetnością dekoracji. Zwłaszcza jeżeli pamiętamy, jak przy tej całej dworskiej nadymanej pustocie wyglądało życie w monarchii rządzonej przez Franciszka Józefa. Cesarzowa ciągle pali, damy dworu podają jej ogień przy pomocy zapalniczki, co jest oczywistym anachronizmem, jednym z wielu w filmie. Tymczasem w naszej Galicji, na obszarach dzisiejszej Małopolski i Podkarpacia, chłopi dzielili wtedy zapałkę na cztery części, bo bieda aż piszczała; o ile takiego chłopa stać było w ogóle na zapałki kupione u Żyda, równie biednego, jak on sam.

 

 

 

Poza tym cesarzowa Elżbieta czuje się marionetką, zarówno wtedy, kiedy występuje publicznie, przebrana za osobę, którą nie jest, jak i wtedy, kiedy każą jej firmować posunięcia cesarstwa. Ona sama nie ma o nich pojęcia, nie ma na nie najmniejszego wpływu, bo wszystkie znaczące decyzje wydają mężczyźni, a ona firmuje je tylko swą dekoracyjną obecnością. I cesarzowa na tym dworze, zachowuje się nawykowo, występuje z przyzwyczajenia, z rozpędu, zamiast żyć, wypełnia protokół. Jej życie wcale tak bardzo nie odbiega od kuracji tej biednej chorej psychicznie w szpitalu, który odwiedza. Chora przywiązana jest do łóżka pasami, które daremnie próbuje poluzować czy rozerwać. Cesarzowa – przy wszystkich różnicach – podobnie. Od pewnego etapu zaczyna się poruszać jak manekin, jak marionetka. Jest wiecznie nieobecna, niezależnie od tego, czy ćwiczy szermierkę, czy jeździ na koniu, czy pozuje do portretu. Wiecznie obok sytuacji, ciągle obok siebie.

Zauważmy: kamera ustawiana bywa tak i plany zdjęciowe bywają w ten sposób konfigurowane, aby pokazać, że cesarzowa jest ciągle obserwowana. Że zawsze ktoś w jej obecności zwraca uwagę na jej słowa i gesty, które potem powtórzy stugębna plotka, a może i prasa bulwarowa. A życie na widoku, ze świadomością bycia nieustannie obserwowaną, jest wyjątkowo dokuczliwe. Ale też ta kamera jest bezlitosna, zdziera pozłotkę z tej dworskiej makiety. W zbliżeniach widać, że cera tych pań nie jest taka olśniewająca jak na portretach, które zdobią ściany. A przeciwnie - widać zmarszczki. Rysy, zaniedbania, chorobliwą czerwień. A jeszcze gorzej wypada to u permanentnie niedogolonych panów. W ślad za tym, nie błyszczą również rezydencje. Fasadę pokrywają liszaje, tynk odpada, cegła się kruszy. W rezultacie do podziwiania zostaje tylko fasada, a i ona jest dość wątpliwa.

 

 

 

Bycie cesarzową to jednak bardzo surowy reżim. Staje się nałogowo smutna, zgryźliwa, zwadliwa. Buntuje się, choć często jest to bunt bezkierunkowy, niezadowolenie ze status quo, z tym że nie wiadomo w jaką stronę ma to prowadzić, ponieważ Sisi odkrywa swoją ścieżkę po raz pierwszy. W Austrii o sufrażystkach jeszcze nikt nie słyszał, o feministkach tym bardziej. No i ta anhedonia, czyli chroniczna niemożliwość odczuwania przyjemności, cieszenia się. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że to wstęp do depresji, a wówczas anhedonia była  nierozpoznana, uważana za dziwactwo, manierę i chimerę tych wysokich państwa. Radość nie odgrywa żadnej roli w tym, co robimy – powie jej mąż cesarz Monarchii. A przecież jej syn, jej córka, mimo że młodzi, a powinni być w tym wieku pełni wigoru, niespokojni, nieusłuchani, są efektem tej dworskiej hodowli, który w pewnym sensie udał się nad podziw. Od początku obrachowani, zorganizowani, wpasowani w tę dworską mozaikę jak brakujący element puzzla. Dla nich własna matka wydaje się dziwolągiem.

Trochę tu elementów współczesnych. Piosenka, którą na skrzypcach przygrywa do tańca cesarzowej, jest znana z wykonania amerykańskiego muzyka country Williego Nelsona. Oglądamy też w pewnym momencie, współczesny rolniczy traktor, druty telegraficzne, a wynalazek taśmy filmowej jest antydatowany o kilka dziesięcioleci. No i ten nieprzyzwoity gest, którym cesarzowa żegna towarzystwo, to też raczej nie jest z tamtej epoki, a nawet przeciwnie. Ani z tamtej epoki, ani z tamtych sfer. Jest to o tyle zrozumiałe, że to, co oglądamy, to raczej wariant kobiecego losu, a nie ścisła biografia. A sam film to jakby próba uwolnienia cesarzowej od nacisku historii. Pewna symulacja, która każe przekraczać jej czas.

Zresztą, jeżeli my wszyscy, każdy z nas z osobna, nie przekraczamy swego czasu, to czymże jest nasze życie? Strata czasu.

 

 

 

piątek, 09.06, godz. 18:00

sala kinowa KOK

WSTĘP WOLNY

 

Możliwość rezerwacji miejsc pod numerem tel.: (65) 512 05 75

 

DKF 09.06 "W gorsecie"
Podsumowanie dyskusji

„Cysorz to ma klawe życie” – podawał swego czasu Tadeusz Chyła. Cesarzowa – gorsze, jak wynikało z filmu. Właściwie – najgorsze, jak wynikało z zakończenia. Choć, co jedna z pań wychwyciła i zaraz po seansie skomentowała - historyczna Sisi wcale nie skróciła sobie życia. I w tym „gorsecie” wytrwała dzielnie do późnej starości.

Nas jednak – rykoszetem – zainteresował fakt, że wszyscy sznurujemy się w jakiś gorset. Bo tego wymaga praca, pozycja społeczna, środowisko, rodzina. Może uprawiamy ascezę na mniejszą skalę niż kandydaci do Konkursu Szopenowskiego czy sportowcy przez Olimpiadą, ale i niejeden nasz gorset byłby materiałem na film. Zapewne na tragikomedię...

 

 

 

Patronat medialny: