Kolacja pożegnalna - 25 kwietnia

 

reżyseria: Lukas Nathrath
scenariusz: Sebastian Jakob Doppelbauer, Lukas Nathrath
produkcja: Niemcy
czas trwania: 90 min 
Film otrzymał 6 nagród i 7 nominacji. 

 

"Kolacja pożegnalna" to "inteligentna komedia, która gładko przechodzi do diagnostycznie trafnej tragedii" - jak podsumowuje ją dr Wiesław Kot. My tę niemiecką produkcję zobaczymy w najbliższy piątek podczas spotkania Dobrego Kina z Kotem. Przed seansem krytyk wygłosi prelekcję na temat filmu, a na koniec spotkania, jak zawsze - dyskusja z widzami. Zapraszamy!

 

   

Mili Państwo,

dzisiejszego wieczoru półtorej godziny zarezerwowaliśmy dla filmu produkcji niemieckiej, dokładniej hanowerskiej, a więc z landu Dolna Saksonia, filmu pod tytułem „Kolacja pożegnalna” z roku 2023. Jego losy były takie, iż w czasie lockdownu, czyli w trakcie przymusowej przerwy w pracy w zawodzie aktora teatralnego, skrzyknęła się grupa przyjaciół aktorów plus reżyser. I w tydzień nakręciła film po kosztach. Koszty wyniosły 40 tys. euro, czyli tyle, co nic, zważywszy, iż trzecią część tej sumy pochłonęła postprodukcja, czyli nagrywanie dialogów w studiu i montaż. Pustych mieszkań na tani wynajem było w dobie pandemii w Hanowerze sporo.

Na początku sierpnia 2022 r. film został zaprezentowany profesjonalnej publiczności na Festiwalu Filmowym w Locarno. Tam zdobył główną nagrodę w sekcji first-look, czyli pierwsze spojrzenie, jako że film jest pierwszym dziełem pełnometrażowym reżysera Lukasa Nadhratha. Regularna premiera filmu odbyła się na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Rotterdamie w styczniu 2023. W tym też roku film trafił do kin niemieckich, okrzyknięto go niemieckim debiutem filmowym roku. Tamtejsza prasa pisała także, iż jest portretem całego pokolenia milenialsów, obecnie w wieku średnim. Był także pokazywany w kinach w Holandii, na Łotwie, w Szwajcarii i w Polsce. I zaczął wędrówkę po festiwalach.

 

 

Główny sprawca tego wydarzenia filmowego to Lukas Nathrath, rocznik 1990, niemiecki reżyser i aktor. Z telewizją miał do czynienia już jako nastolatek. Po prostu wypożyczano go do epizodycznych ujęć w telewizji i w kinie. Szkołę średnio skończył wprawdzie w Monachium, ale potem kształcił się w londyńskiej Academy of Music and Dramatic Art. Przy czym studiował także amerykanistykę ze specjalnością „film” w Monachium i tam uzyskał tytuł licencjata sztuk pięknych.

Film „Kolacja pożegnalna” w ogólnym zarysie biegnie tak, iż główni bohaterowie Lisa i Clemens (odpowiednio: Jakob Doppelbauer i Pauline Werner) zdecydowali, że wynoszą się z Hanoweru – z miasta, w którym rozkwita raczej biznes niż inne sztuki, do Berlina, który jest miastem bez porównania bardziej światowym. Ona jest ambitną lekarką, a on startuje w branży muzycznej jako piosenkarz i autor tekstów. Przeprowadzka jest w toku, mieszkanie prawie puste, ale wystarczy miejsca i sprzętów, aby zaprosić przyjaciół na pożegnalną kolację. Ci jednak z różnych powodów odwołują, swoje przybycie. Najbliżsi przyjaciele rejterują, nie mogą się stawić albo najwyraźniej nie mają na to ochoty, bo czekają ich inne bardziej obiecujące eventy. A tych dwojga, u których mieli być gośćmi, już tu prawie nie ma, więc można ich sobie odpuścić. Zamiast nich zjawiają się goście nieoczekiwani.

Wówczas sytuacja się zagęszcza. Są tutaj eksplozje namiętności, nieoczekiwane zakręty akcji, bulwersujące wyznania i konflikty z prawdziwego życia pokolenia milenialsów. Dialogi były częściowo improwizowane, ale ich energia i dynamika przenosi się z ekranu na widownię. Ma w tym udział naturalność gry aktorskiej. Wszystko oscyluje pomiędzy inteligentną komedią dialogów i prawdziwą tragedią. W tym kotle mieści się zarówno antagonizm płci, gender, rolnictwa ekologiczne, toksyczna męskość, płynność seksualna, jak też niechęć między Niemcami i Austriakami. Lista jest długa. A poczucie frustracji i niezadowolenia wije się przez narrację jak coraz bardziej napięta sprężyna.

 

 

O tej sytuacji reżyser mówił w wywiadzie: „Wielką inspiracją są dla mnie sztuki Antoniego Czechowa. W jego dramatach ludzie często siedzą obok siebie i rozmawiają, nie zwracając na siebie nawzajem uwagi. Spotkałem się z każdym z aktorów indywidualnie, aby porozmawiać o ich rolach. Rozwój postaci był efektem wspólnej pracy. Aktorzy zadawali wiele pytań, które były ważne dla rozwoju postaci. Dlatego kontynuowałem pisanie scenariusza i stopniowo go dostosowywałem. Ważne było, aby wszystkie postacie miały coś wspólnego. Wszyscy doświadczyli samotności, bólu i straty. Są jednak uwięzieni w swoim świecie i nie mogą się komunikować. Interesuje mnie obserwowanie, jak ludzie często rozmawiają, nie słuchają i nie potrafią się porozumieć”.

Przyjrzyjmy się bohaterom. Oboje są  wciągnięci w codzienność, tak jak maszynka do mięsa wciąga produkt przeznaczony do zmielenia. Nie umieją się z tego wywikłać. Ta siatka oplata ich oboje coraz mocniej. Niewiele planują, organizują się słabo albo wcale. Kolacja pożegnalna rozłazi się zresztą w szwach, zanim jeszcze gospodarze zdążyli do niej cokolwiek przygotować. Wszyscy w tym kręgu towarzyskim hasają trochę jak słonie w wiadomym sklepie, na zasadzie „grunt by jakoś szło”. Ulubionym sportem Lisy i Clemensa jest robienie dwóch rzeczy naraz, a najlepiej prowadzenie dwóch rozmów naraz, w tym często jednej przez telefon. Bytują oboje w rozproszeniu w ciągłej nieuwadze, w nadganianiu straconego czasu. Zresztą ich znajomi postępują tak samo, to po prostu styl bycia w tym środowisku. Wokół pary gospodarzy wiruje towarzystwo ludzi odklejonych, szalonych, nieprzewidywalnych. Sami też stanowią część tego wiru. Ich przyjaciele i okoliczne towarzystwo wprawdzie mają – tak jak gospodarze wieczoru - dość podstawowe głębinowe problemy, ale sami nie wiedzą, jak do nich podejść, nie mówiąc już o tym, by racjonalnie próbowali je rozwiązać. Raczej próbują je zagadać jakimiś głupimi, trzpiotowatymi historiami, które powtarzają na modłę bohaterów najtańszych telenowel. Właściwie żadna rozmowa nie jest tutaj dokończona porozumienia są przelotne i nietrwałe, na zasadzie „hello and goodbye”. Tym światkiem rządzi improwizacja. Czasem chaos. Wbrew zasadom dobrego wychowania, wbrew zwyczajowi, biesiadnicy nachalnie dopytują jeden o sprawy drugiego, wchodzą w cudze życie, zamiast prowadzić neutralny small talk. Kolacja aż gęstnieje od niezręczności.

W filmie dużo się mówi, znacznie mniej słucha, ale widz nie ma wrażenia, że film jest przegadany. Istnieje poczucie, że nikt tak naprawdę nie jest zaangażowany w to, co mówią inni. Bliska rozmowa przeradza się w poważne obelgi, a goście tego tak naprawdę nie zauważają.

 

 

No i ta nieustająca podwójność - wszyscy tu kogoś grają. Z przyzwyczajenia, z poczucia powinności.  Każdy w łazience, więc na osobności, tłamsi w sobie własne klęski, a na zewnątrz, wobec często obcych sobie ludzi, prezentuje się jako osoba spełniona - człowiek sukcesu. Ponieważ odczuwa  przymus, aby właśnie w takiej wersji pokazać się na zewnątrz. Reżyser mówi: „Chciałem pokazać ludzi zmagających się z samymi sobą, pokazać, co może kryć się za fasadą. Spotykamy się i zazwyczaj wyrabiamy sobie opinię o innych, tak naprawdę ich nie znając”. To średnie pokolenie jest dziwnie okaleczone psychicznie, labilne emocjonalnie. Trudno sterowalne. Kolacja przypomina trochę terapię grupową, która odbywa się spontanicznie i intuicyjnie, bez moderatora. Dochodzi do tego, iż uczestnicy kolacji zdecydują się powiedzieć to, czego inni z ich pokolenia boją się wyrazić. Reżyser tak długo dociskał wymyślone przez siebie postacie, aż wreszcie powiedziały, co naprawdę myślą.

Kamera filmuje to grono na sposób rzeczowy. Sprawozdanie stara się nadążać za dynamiczną sytuacją. Film gęstnieje zwłaszcza wtedy, gdy sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli. Wydarzenia toczą się taką kaskadą, że kamera czasami przyspiesza bieg. Sprawia ona wrażenie zaufanej powiernicy, a czasami intruza. Ale co zrobić, gdy łazienka staje się czymś w rodzaju konfesjonału, bezpiecznej przestrzeni, w której różne postacie poddają się swoim najgłębszym, najbardziej bolesnym słabościom. Reżyser dodaje: „Kamera ręczna jest niezbędna, aby przekazać wrażenie bezpośredniości. Wieczór, w którym rozgrywa się akcja opowieści, miał być dynamiczny, zależało nam również na zobrazowaniu niestabilności i chwiejności głównego bohatera. Aparat przenośny miał również względy praktyczne. Mieliśmy tylko jednego kamerzystę i musieliśmy działać szybko”.

Tak więc film gładko przechodzi od inteligentnej komedii do diagnostycznie trafnej tragedii. Taka jest ta kondensacja wielu różnych emocji w trakcie jednej kolacji. Uczestnicy piją jednak wino, szampana, nieco dżinu. A teraz wyobraźmy sobie w podobnej sytuacji naszych rodaków, którzy rozmawiają na tematy polityczne, o imigrantach, osobach transpłciowych itp. Z tym, że oczywiście nie piją wina z wysmukłych lampek, kto by się bawił w półśrodki. Jak Pan Bóg przykazał – leje się czysta ojczysta. Rezultat? Strat w ludziach nie liczę, a ze sprzętów to nie byłoby co zbierać. Ale, jak inaczej, kiedy każdy ma rację i musi tych głąbów do swej racji przekonać?

 

 

piątek, 25.04, godz. 18:00

sala kinowa KOK

wstęp wolny 

 

25.04. „Kolacja pożegnalna”
Podsumowanie dyskusji

Film podsumowywał niemieckich milenialsów (pokolenie Y) z zachodnich Niemiec. Nam, z reguły starszych o pokolenia, a nawet dwa, trudno rozczytać ich świat mentalny. I zastanawiamy się, jak taka kolacja wyglądałby w byłym NRD, a jak w Polsce. Padło słowo „wypłosze”, ale zaraz nastąpiła korekta, bo przecież główna bohaterka myśli o życiu trzeźwo i konsekwentnie. Skończyła medycynę, teraz stara się o pracę w bardziej prestiżowym szpitalu. Ale – znowu – związała się z „totalnym przegrywem” w stanie depresji i ze skłonnościami samobójczymi. I ma go już dość. Ciekawe, z kim ta „obliczona” kobieta zwiąże się teraz. Nikogo rozsądnego był nie obstawiał. Ale – co my, ludzie z poważną metryką - wiemy o tych dzieciakach..?