Ballada o białej krowie - 13 maja
reżyseria: Maryam Moghadam / Behtash Sanaeeha
scenariusz: Mehrdad Kouroshniya / Maryam Moghadam / Behtash Sanaeeha
gatunek: Dramat
produkcja: Francja / Iran
premiera: 17 czerwca 2021 (świat)
nagrody: Film dostał 2 nagrody i 3 nominacje
Dyskusyjny Klub Filmowy Wiesława Kota porusza się po filmach i tematach zupełnie różnych - na dowód - przed nami seans irańskiej produkcji "Ballada o białej krowie". Zapraszamy wszystkich na wspólny seans i dyskusję po filmie. Przed projekcją prelekcja krytyka, a jej tekst dostępny już teraz, poniżej.
Mamy dziś, drodzy Państwo, do obejrzenia film irański, ale nie jest to kino egzotyczne. Wręcz przeciwnie – przed nami półtoragodzinny film utrzymany w tonacji ascetycznej, w kolorach zgaszonych, nieledwie czarno-biały. „Ballada o białej krowie”, w reżyserii i z udziałem dwóch tamtejszych artystek: Maryam Moghadam i Behtash Sanaeeha. Film streszcza w skondensowanej fabule historie wielu Irańczyków. Ten motyw opresywnego państwa, z którym nie sposób wygrać, powraca w tamtej kinematografii, w literaturze, w reportażach, raz po raz. Scenariusz filmu powstał w oparciu o liczne rozmowy twórców z rodakami, z Irańczykami, którzy zetknęli się z aparatem tamtejszej sprawiedliwości, opowiadali swoje historie, wylewali swoje krzywdy, a twórcy zsyntetyzowali je w jedną spójną dobitną opowieść. Film miał u nas premierę w czerwcu ubiegłego roku.
Na festiwalu Berlinale w Niemczech zdobył nagrodę publiczności. Startował też w konkursie głównym o nagrodę Złotego Niedźwiedzia. Ciepło był przyjęty także na wielu innych festiwalach, między innymi na naszym festiwalu toruńskim o nazwie Tofifest. Ta tytułowa krowa wywodzi się z jednej z sur Koranu i odnosi się do ofiary, której zażądał Mojżesz za śmierć człowieka. Wedle ustanowionego przez siebie prawa, które wówczas może było surowe i jakoś tam wytłumaczalne, ale zastosowane dzisiaj - jako wypłacenie ekwiwalentu pieniężnego za życie najbliższej osoby - wydaje się drakońskim nieporozumieniem. Z punktu widzenia widza Zachodu albo kogoś, jak główna bohaterka, kto ma pojęcie albo nawet przeczucie innego rodzaju sprawiedliwości niż ta odgórna, która obowiązuje w Iranie, z punktu widzenia więc dorobku moralnego i intelektualnego Zachodu metoda oko za oko jest nie do utrzymania, a właściwie nie powinna być.
Za filmem stoi - jako pani reżyser i odtwórczyni głównej roli w jednej osobie - Maryam Moghadam. To irańska aktorka. Jej najbardziej znanym filmem jest „Zamknięta kurtyna” z 2013 roku, której premiera odbyła się na 63. Festiwalu Filmowym w Berlinie. Ona sama mediuje, jak wielu jej kolegów, między kulturą własnego kraju i światem Zachodu. Ukończyła International School of The Performing Arts w Szwecji.
Przybliżmy filmową sytuację. W centrum wydarzeń stoi zwykła mieszkanka Teheranu w średnim wieku. Mina, która po śmierci męża, skazanego przez prawo na śmierć niesłusznie, jak się po niewczasie okazuje, próbuje dociec sprawiedliwości przed omnipotentną władzą państwową. A w oczach władzy ta uparta, natrętna kobieta zasługuje najwyżej na współczucie, ewentualnie finansową rekompensatę; o dochodzeniu czegoś tak abstrakcyjnego, jak słuszność, prawda czy sprawiedliwość, władza nie chce słyszeć, bo to kwestie, których nie rozpatruje, a poza tym doskonale rozumie, że w tej sprawie zawiniła wyjątkowo drastycznie i podle. Tyle że w tej procedurze tuszowania własnych win nie musi się specjalnie wysilać. Ostatecznie, cały ogromny aparat ma przed sobą tylko biedną, zahukaną kobietę, która naprawdę niewiele może. Jest jeszcze jedna furtka dla systemu. Wola boża, jak to w autokracji, a w dodatku w teokracji. Zresztą te metody schodzą w dół. Władza patrzy na pokrzywdzonego człowieka jako na błąd statystyczny, a rodzina traktuje zmarłego jako pewien kłopot, ale też okazję do zarobku. No i oglądamy tu pokaz systemu wyjątkowo opresywnego wobec kobiet, ponieważ ścieżka Miny usiłującej dowieść sprawiedliwości to niepoliczalna ilość zakrętów i przeszkód, które musi pokonać. I na końcu tej drogi wcale nie widać światła.
Więc co wolno kobiecie? Otóż kobiecie wolno opłakiwać stratę męża, niesprawiedliwość i niedolę – i na tym jej rola powinna się wyczerpać. Poza tym w Iranie daje się stwierdzać taką odruchową społeczną mizoginię. Kobieta w Iranie musi nosić chustę, dzisiaj mężczyźni nie są do tego zobligowani, nie może przebywać z obcym mężczyzną w zamkniętym pomieszczeniu, bo to skutkuje ostracyzmem, jak w tym filmie. No i przez rok od śmierci męża musi się nosić na czarno, co tutaj oglądamy w trakcie całej projekcji. Kobietę, która jest sama, bo na przykład owdowiała albo została porzucona, a także kobietę w jakiś sposób zdegradowaną społecznie, w tym wypadku napiętnowaną kalectwem córki, albo taką kobietę, która wykonuje gorszą pracę, albo taką, która zostaje w tej pracy zdegradowana – taką kobietę otacza odruchowa niechęć i z lekka tylko tłumiona pogarda. Dominuje przekonanie, że widocznie sobie zasłużyła, że taka jest wola boża i generalnie dobrze jej tak, a już zwłaszcza nie wolno się z nią zadawać i oczywiście nie ma najmniejszego nawyku, by podać pomocną dłoń.
Film jest duszny, gęsty, klaustrofobiczny, kamera wydaje się nieruchoma, jakby nieobecna, bezduszna, niemal jak protokolant sądowy. Obraz jest powściągliwy, oszczędny, pokazuje tylko to, co absolutnie konieczne, nie stara się być kokieteryjny wobec widza, nie dociska pedału emocji. Pomieszczenia, jakie tu oglądamy, są zawsze obramowane, ciasne, niezależnie od tego, czy jest to urząd, więzienie czy blok mieszkalny, przypominają one raczej klatki niż miejsce do życia. Ale właśnie tak to powinno wyglądać, tak to powinno być filmowane, bo tak wygląda życie w systemach autokratycznych i totalitarnych, a nie jest ich na świecie mało. Poza tym bywają systemy półdemokratyczne i tutaj też ludzie nie czują się najlepiej. Znamy? Znamy. Zresztą te ciasne kadry, pomieszczenia z niskimi sufitami, wąskie korytarze, ale nie tylko, bo i sam Teheran, stolica kraju, otoczona wysokimi górami, nasuwają myśl, że całe tamtejsze społeczeństwo tkwi w jakiejś bliżej niesprecyzowanej pułapce. Tu trzeba pamiętać, że karę śmierci utrzymało w systemie prawnym czternaście krajów, większość z nich w Azji i Afryce. Głównym argumentem przeciwko niej jest to, że potencjalnych zabójców czy sprawców równie odrażających czynów kara śmierci nie odstręcza, ale pozostaje radykalna, nieodwracalna, choć może być przecież zasądzona w wyniku ludzkiego błędu.
Z tym wszystkim, „Ballada o białej krowie” to jest jeszcze jeden film irański, który oskarża, no, na tyle, na ile pozwalają lokalne władze, represyjną strukturę tamtejszego państwa i społeczeństwa. Ono pozostaje głuche na indywidualne potrzeby, a narzucane odgórnie wartości religijne krępują osobowość i negują elementarne rozróżnienia na poziomie dobra i zła. Tak się dzieje w filmach szeroko znanych na świecie Irańczyków jak Mohammad Rasoulof, a zwłaszcza Asghar Farhadi. Kino irańskie jest jedną z tych światowych kinematografii, które budzą od kilku dziesięcioleci dość silne zainteresowanie na całym świecie. Warto pamiętać, że Iran ciągle próbuje wyjść, otrząsnąć się, otrzepać się po islamskiej rewolucji roku 1975, kiedy to kina w Iranie często podpalano, płonęły wraz z widzami, których uważano za religijnych odszczepieńców i krzewicieli zachodnich miazmatów.
Niestety, odnotowano wiele ofiar śmiertelnych takich seansów. Od tego czasu kino irańskie mocno okrzepło i próbuje sobie dawać radę w kraju, w którym panuje nieustannie wszechobecna cenzura. Filmowcy z nią walczą, próbują kooperatyw z producentami zachodnimi. Jedną wersję tego samego filmu, bardziej ugłaskaną, przedstawiają w Iranie, a inną na Zachodzie. "Mamy tendencję, aby widzieć reżimy autorytarne jako monolityczne, a one takie nie są" - mówi Piers Handling, dyrektor wykonawczy Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Toronto. Handling w 1992 r. przygotował przegląd filmów irańskich, który okazał się przełomowy dla pozycji tamtejszej kinematografii w świecie. "Nie ma sposobu, żeby te filmy wydostały się z Iranu bez pomocy wysoko postawionych urzędników, którzy chronią pewnych artystów. Zawsze są jacyś oświeceni ludzie wewnątrz systemu" - mówił wówczas. Te zatargi z cenzurą czasami kończą się aresztowaniem reżysera, czego doświadczył najbardziej znany obecnie na świecie irański reżyser Asghar Farhadi, którego kolejne dzieła, jak na przykład „Rozstanie”, opatruje się często przymiotnikiem arcydzieło. „Rozstanie” otrzymało główną nagrodę, Złotego Niedźwiedzia, w Berlinie, a także Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego w roku 2012, co samemu Agharowi Farhadiemu się w ojczyźnie specjalnie nie przysłużyło, ponieważ między Stanami a Iranem istnieje bardzo silne polityczne napięcie.
I kino irańskie, jak kinematografie innych krajów w podobnej sytuacji, robi to, co może. W tym wąskim zakresie, jaki mu wyznaczono, próbuje przynajmniej opowiedzieć o krzywdzie pojedynczego człowieka. Nie może sobie pozwalać na frontalny atak na państwo, na ostrą krytykę. Ale taka pojedyncza opowieść krok za krokiem poszerza margines wolności. Niewiele więcej można zrobić. Ale czasem to bardzo dużo. Czasem – wszystko.
Piątek, 13.05, godz. 18:00
sala kameralna KOK
WSTĘP WOLNY
Prosimy o telefoniczne rezerwowanie miejsc pod numerem: (65) 512-05-75
DKF 14.05 „Ballada o białej krowie”
Podsumowanie dyskusji
Film „Ballada o białej krowie” studiowaliśmy w skupieniu, wychwytując analogie między irańskim i polskim syndromem społecznej i narodowej autoagresji. A potem to już się rozdyskutowaliśmy, że hej!
Bo film pokazywał tę „sztafetę krzywdy”: tego samego człowieka krzywdzi i kultura, i wymiar sprawiedliwości, i rodzina. A ten Iran – tak geograficznie odległy – tak znów bardzo od naszej ojczyzny się w tym zakresie nie różni.
No i wystąpiła kwestia „honoru”, rytualnej zemsty ze strony kobiety, która powinna uregulować rachunek za życie własnego męża. I teraz – czy kobieta powinna raczej wywrzeć pomstę na tym mężczyźnie, który pojawił się w jej życiu jako rzekomy opiekun (a właściwie sprawca śmierci jej męża), czy raczej powinna docenić to, że próbuje on swoje winy odkupić. Tak, jak umie, niezręcznie. Ale jednak!
I w którą stronę popychają nas narodowe, kulturowe, społeczne schematy, kalki, nawyki? W stronę rytualnej zemsty, czy w stronę „budowania na pozytywnej stronie życia”?
A w którą popycha naszych rodaków film „Sami swoi”, uznawany za „arcypolski”?
I czy Iran naprawdę leży tak daleko od Polski?
Patronat medialny: