Osobliwości sycylijskie - 19 stycznia

 

 

reżyseria: Roberto Andò
scenariusz: Roberto Andò, Ugo Chiti
gatunek: Komedia
produkcja: Włochy
premiera: 27 października 2022 (światowa) 
Film zdobył 4 nagrody oraz 10 nominacji.

 

 

W najbliższy piątek zapraszamy Państwa na spotkanie Dyskusyjnego Klubu Filmowego Wiesława Kota. Przed nami włoska komedia pt. "Osobliwości sycylijskie" w reżyserii Roberto Andò. Zeszłoroczna premiera osadzona w roku 1920. Prelekcja, którą krytyk wygłosi przed seansem dostępna poniżej. Po projekcji dyskusja.

 

 

Przed nami dziś, drodzy Państwo, włoska opowieść o jednym z tych wyjątkowych momentów, kiedy to sztuka światowa bierze ostry zakręt. Sztuka jako taka i jej zawirowania mogłyby nas mało obchodzić, gdyby nie to, iż artysta – dzięki talentowi i intuicji – w jednym ujęciu streszcza to, o czym później pisać będą podręczniki historii, socjologii i psychologii. Obejrzymy film włoski „Osobliwości sycylijskie” z 2022 w reżyserii Roberto Andò, u nas pokazywany w kinach jesienią zeszłego roku.

Tym razem film przechwytuje moment, w którym w gruzy obraca się gmach tradycyjnego teatru. Jest bowiem rok 1920, gdy Luigi Pirandello, utalentowany, sławny i sprawdzony dostawca tekstów do wykonania na scenę, popada w impas twórczy. A tu jeszcze trzeba jechać na rodzinną Sycylię, by oddać należne hołdy swemu wiekowemu mentorowi. Czystym przypadkiem mistrz natyka się na uliczne przedstawienie amatorskiej trupy prowadzonej przez dwóch miejscowych grabarzy. „Aktorzy” robią, co mogą, ale przedstawienie co chwila rozłazi się w szwach. Czysta amatorszczyzna i partactwo! Ale to właśnie na ich widok mistrz doznaje olśnienia. Właśnie tak powinno wyglądać przestawienie! Dlaczego? Ponieważ nasz świat też nie trzyma się kupy, też wychodzi z formy. Więc - precz z pudełkiem sceny, precz z podziałem na autora, reżysera i aktorów! Pirandello pisze sztukę pod wszystko mówiącym tytułem „Sześć postaci w poszukiwaniu autora”.

 

 

Odtwórcę roli głównej znamy już dość dobrze. Przypomnijmy. Toni Servillo włoski aktor, urodzony w 1959 roku, w tej chwili lat 64. To wybitna postać teatru neapolitańskiego i kina włoskiego. Toni Servillo i jego zespół teatralny w latach 80. i 90. prowadzili niezwykłą działalność w zakresie studiów, badań i odkrywania na nowo włoskiej i neapolitańskiej kultury teatralnej. W 2014 r. otrzymał honorowe obywatelstwo Neapolu. W 2008 roku zagrał główną rolę w uznanych filmach „Gomorra” i w „Il divo” Paola Sorrentino, za oba filmy zdobywając Europejską Nagrodę Filmową dla najlepszego aktora. Za interpretację Giulio Andreottiego w „Il divo” zdobył także nagrody Davida di Donatello. To włoska narodowa nagroda filmowa. W 2020 roku pismo „The New York Times” umieściło go na liście najlepszych aktorów stulecia. 

„Osobliwości sycylijskie” to jeden z tych filmów, które zatrzymują w czasie, nicują i obracają na wszystkie strony dokonanie artystyczne, które - jak się z czasem okaże - przestawi na nowe tory sztukę, a z nią sposób myślenia tej części ludzkości, dla której sztuka pozostaje istotna. Film „Osobliwości sycylijskie” kładzie nam przed oczy ten moment, w którym Luigi Pirandello przekłada zwrotnicę w światowej historii dramatu. A pośrednio przestawia na nowe tory także myślenie ludzkości o sobie samej. 

Zatrzymajmy się nad dwoma wcześniejszymi okazami takiego kina - aby zyskać perspektywę. Brytyjski reżyser Peter Greenaway w filmie „Straż nocna” (2007) dotknął momentu z roku 1642, w którym Rembrandt van Rijn przyjmuje zlecenia na sporządzenie grupowego portretu amsterdamskiej kompanii strzeleckiej. To rutynowe zamówienie: kompania zapozuje w stylu, w jakim po wiekach będzie się pozować do fotografii grupowej. Taki portret mistrz mógłby „machnąć” od niechcenia. To tuzinkowa robota, nie musiałby jej nawet podpisywać. Jeżeli jednak zamierzał sygnować ją swoim imieniem, to niech jego indywidualne spojrzenie będzie widoczne także na płótnie. Więc to on ustawi strzelców w blasku pochodni - każdego obróci wedle swego uznania. Jednych oświetli, innych ukryje w cieniu, poprzestawia hierarchie w kompanii. On, artysta świadomy swej władzy, w pewnym sensie stworzy świat na nowo. Wybuchnie skandal, bo postacie miały być widoczne jak na zdjęciu grupowym, pełne powagi, uroczyste, równomiernie oświetlone, a tu jakaś niepoważna scenka rodzajowa. Po prostu kpina. Z tym, że echo tamtego skandalu  słyszymy do dziś.

 

 

Przykład kolejny Agnieszka Holland w filmie „Kopia mistrza” (2006) zatrzymała się nad punktem zwrotnym w dziejach muzyki z roku 1824, w którym niemal kompletnie głuchy Ludwig van Beethoven komponuje „IX Symfonię”. „Bóg krzyczy mi do ucha” - tłumaczy kuriozalną sytuację, w której nie słyszy tego, co sam gra na fortepianie. Historia zapamięta go jako pierwszego kompozytora, który pisał nie na zamówienie, oczekiwanie społeczne czy w ślad za modą, lecz zgodnie z tym, co dyktował mu własny geniusz. I tylko ten głos poważał, temu głosowi pozostał wierny do końca. I znowu - echa jego wyboru rozbrzmiewają dziś potężnym głosem w filharmoniach całego świata. 

Na takiej samej zasadzie w światowym teatrze – i nie tylko w teatrze - nic już nie będzie takie samo, od kiedy Luigi Pirandello opublikował w roku 1921 dramat pod tytułem „Sześć postaci w poszukiwaniu autora”. Film „Osobliwości sycylijskie” zastaje pisarza rok wcześniej na rodzimej Sycylii. Pojechał tam w gruncie rzeczy po to, by ukryć przed światem teatru, by nie stało się dla wszystkich oczywiste, że  od dłuższego czasu miele stare pomysły i odsuwa moment, w którym będzie musiał przyznać, że nie ma już nic do powiedzenia. I właśnie wtedy - nagle i bez uprzedzenia - spada na niego coś, co można by nazwać dotknięciem Łaski. Pozornie ma ono charakter pospolity, by nie powiedzieć prostacki. Oto przechodząc ulicą miasteczka wybitny dramaturg rzucił okiem na widowisko żałosne, wręcz żenujące. Aktorzy zapominają roli, reżyserzy z Bożej łaski popychają akcję do przodu komendami, przestawiają aktorów na scenie, łają ich i każą powtarzać kwestie. Nic, ale to dosłownie nic, nie przebiega jak w profesjonalnym teatrze. Tylko wzruszyć ramionami i pójść dalej. A tymczasem Pirandello nagle zafascynowany nie odrywa wzroku. Oto w jednym przeszywającym momencie zrozumiał, że właśnie tak powinien wyglądać teatr rozpoczynającego się XX wieku.

Klasyczne pudełko sceny, podział na dramaturga, reżysera, aktorów i personel teatralny - to wszystko nie wytrzymuje naporu nowych czasów. Albert Einstein podważył niewzruszalne dotąd pojęcia: czasu i przestrzeni. Materia - jak się okazuje - jest w stanie całkowitej przypadkowości, od poziomu cząstek elementarnych wzwyż. Z Wikipedii cytuję drobny fragment rozbudowanej definicji materii, jak ją ujmuje współczesna fizyka. Zgodnie z Modelem Standardowym istnieje dwanaście rodzajów fermionów fundamentalnych – elementów podstawowych, z których składa się materia, podzielonych na trzy grupy zwane generacjami, po cztery cząstki w każdej grupie. Sześć z tych cząstek to kwarki, mające ładunek koloru i ładunek elektryczny, pozostałe sześć to leptony, bez ładunku koloru. Trzy z leptonów są neutrinami, bez ładunku elektrycznego, a trzy mają ładunek elektryczny równy –1 e: elektron, mion i taon.

 

 

W każdej generacji są dwa leptony i dwa kwarki. Materię trwałą, która nas otacza, tworzą: elektron, kwark górny oraz kwark dolny, wraz z neutrino elektronowym tworzące pierwszą generację. W następnych generacjach występują po cztery cząstki odpowiadające cząstkom z pierwszej generacji (lecz o innej masie). Drugą generację tworzą: mion, neutrino mionowe, kwark dziwny i kwark powabny, zaś trzecią: taon, neutrino taonowe, kwark denny i kwark szczytowy. Wymienione cząstki tworzą zwykłą materię, zwaną też koinomaterią. Każdy fermion ma swój odpowiednik w antymaterii zwany antycząstką. Łącznie zatem jest ich 24. I teraz pomyślcie Państwo, że z takich kombinacji składa się krzesło, na którym siedzicie. Kto by pomyślał, prawda? I dalej – z początkiem XX wieku wiedeński lekarz, doktor Zygmunt Freud przekonuje, że ludzkie zachowania to najczęściej sublimacja tłumionego popędu płciowego. A nasza osobowość to pole starcia żywiołów o nazwach ID, ego i superego.

Tak oto świat nieuchronnie wychodzi z ram. A tymczasem klasyczny dramat sceniczny opisuje rzeczywistość sprzed stu lat. Dawno przestał nadążać. Co zrozumiawszy, Luigi Pirandello stara się zapomnieć wszystko, co wiedział dotąd o sztuce dramaturgicznej i pisze na scenę tekst pod tytułem „Sześć postaci w poszukiwaniu autora”. Bardzo przypomina on inscenizację grabarzy na sycylijskiej ulicy. Publiczność teatralna jest zaszokowana i zniesmaczona. Uważa, że mistrz z niej zakpił. Krytyka także nie rozumie, o co autorowi chodzi. Uznaje dzieło za wybitne, choć nie wie dlaczego. Za to my już wiemy. A w rezultacie tylko u nas mamy dzięki temu: Witkacego, Gombrowicza, Różewicza, Mrożka czy Kantora...

Oryginalny, włoski tytuł filmu brzmi „La stranezza”, czyli raczej dziwność, niesamowitość, nadzwyczajność niż „osobliwość”. „My, autorzy, mamy ambicję uczynić wiarygodnym to, co nie jest prawdopodobne” – powie w filmie Pirandello. Bo właśnie na to na razie nieprawdopodobne, na świat, który wcale nie jest tak oczywisty, jak mu się wydało, natknął się na Sycylii. Spróbuje to przekazać w dramacie, za który dostanie w 1934 roku nagrodę Nobla. Z tym, że okaże się, iż mocno wybiegł przed szereg. Że publiczność teatralna go nie rozumie, że go odrzuca, a jego przesłanie odbija się jak groch od ściany.

Trzeba będzie dopiero dramatów Jeana-Paula Sartre'a, Samuela Becketta, Eugene’a Ionesco i Jeana Geneta, Harolda Pintera czy Friedricha Durrenmatta, byśmy mogli sobie nareszcie powiedzieć, iż – przykładowo, banalna sytuacja - w piątkowy wieczór spotkaliśmy się, by obejrzeć film, jest całkiem inna niż się wydaje. W gruncie rzeczy jest to czterdziestu widzów w poszukiwaniu prelegenta. Ot, co!

 

 

 

 

piątek, 19.01, godz. 18:00

sala kinowa KOK

WSTĘP WOLNY

 

DKF 19.01. "Osobliwości sycylijskie"
Podsumowanie dyskusji

Jeżeli artysta ma do przekazania swoim współczesnym tylko to, co oni wiedzą bez niego – co to za artysta? Najwyżej sprawny rzemieślnik, dostawca zamówionego towaru: na scenę, na ekran, do biblioteki. Jeżeli jednak artysta ma do powiedzenia publiczności coś naprawdę odkrywczego, musi się liczyć z odrzuceniem. Bo publiczność nie myśli tak szybko jak on, publiczność nie nadąża. Publiczność czuje się dobrze (i bezpiecznie!) przyswajając treści, które już zna. Stąd bardzo smutne losy wizjonerów – van Gogh, Strawiński, Joyce. Publiczność doceni ich dopiero, kiedy dostaną Nobla, ich dzieła osiągną zawrotne ceny na aukcjach albo, gdy trafią do podręczników szkolnych. Ale czy naprawdę warto zabiegać o względy takiej publiczności?

  

 

Patronat medialny: