kRAJ - 25 marca

 

reżyseria: Maciej Ślesicki / Veronica Andersson / Filip Hillesland
scenariusz: Maciej Ślesicki / Mateusz Motyka / Veronica Andersson
gatunek: Czarna komedia
produkcja: Polska
premiera: 4 sierpnia 2021 (świat)

 

W piątek, jak co tydzień, zapraszamy na Dyskusyjny Klub Filmowy Wiesława Kota. Obejrzymy wspólnie zbiór sześciu komediodramatów ukazujących współczesną Polskę. Po filmie dyskusja, a prelekcja, którą krytyk wygłosi przed seansem dostępna już teraz.

 

Szanowni Państwo,

mamy dziś do obejrzenia film polski, nieco lżejszy od pokazywanych do niedawna, co jest próbą odpowiedzi na wyrażane oddolnie zapotrzebowanie na filmy, które by nas tak bardzo nie przeczołgiwały. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy rzeczywistość dookolna także nas nie rozpieszcza, a jakby wręcz przeciwnie. Zobaczymy więc dzisiaj polską tak zwaną czarną komedię, wyreżyserowaną przez grono debiutantów kierowane przez Macieja Ślesickiego, film pod tytułem „kRAJ” z ubiegłego roku, w którego tytule powiększono trzy litery, mianowicie RAJ, z czego wyszedł kraj-raj. A dlaczego jest to posunięcie ironiczne, dowiemy się z samej treści dzieła. Na całość składa się tutaj sześć nowel, które nie zahaczają o siebie w sensie fabuły, a wiąże je we względnie spójną całość analiza takiej oto sytuacji, w której ludzie doprowadzeni skutkiem długotrwałego stresu do sytuacji kulminacyjnej i eksplozywnej, po prostu wybuchają, nerwy odmawiają im posłuszeństwa i zaczyna się awantura, nad którą nikt już nie panuje. Jedne z tych nowelek mogą się podobać bardziej, inne mniej, a jeszcze inne wcale, ale tak to bywa, kiedy w jedno dzieło klei się prace studentów uczelni filmowej, w tym wypadku Warszawskiej Szkoły Filmowej, której wykładowcą jest reżyser główny w osobie Macieja Ślesickiego.

 

 

O Macieju Ślesickim ostatnio jest trochę ciszej, więc przypomnijmy, że to reżyser, scenarzysta i producent. Rocznik 1966. Artysta wywodzący się z rodziny filmowej, jego mama Barbara Pec-Ślesicka była zawodową kierowniczką produkcji, współpracowała wiele razy z Andrzejem Wajdą, który bardzo cenił jej umiejętności, a później była kierowniczką produkcji w filmach syna. O Ślesickim stało się głośno w roku 1995, kiedy wyreżyserował film „Tato” z Bogusławem Lindą i Renatą Dancewicz, który to film podejmował problem ojcostwa, praw rodzicielskich, pułapek feminizmu i dał impuls do szerszej dyskusji na ten temat.

W dwa lata później, w 1997 roku Ślesicki pokusił się o pastisz gangsterskich historii w stylu Leona Zawodowca. Nakręcił film pod tytułem „Sara”, w którym główną rolę grał również Bogusław Linda. Pokazał się tam także Cezary Pazura i Marek Perepeczko oraz zadebiutowała młodziutka Agnieszka Włodarczyk, za którą wszystkie papiery podpisywała jeszcze mama, ponieważ dziewczyna była niepełnoletnia.

No i wyciągnął z planu Cezarego Pazurę i obsadził go w wiodącej roli w bardzo popularnym z końcem lat dziewięćdziesiątych sitcomie pod tytułem „Trzynasty posterunek”, w którym grał również Perepeczko. Historia cieszyła się ogromnym wzięciem, ponieważ nasz polski rynek był w tym momencie jeszcze nierozbudzony. Niedługo potem pojawi się w Polsacie „Świat według Kiepskich”. Ostatnimi laty Maciej Ślesicki oddaje się nauczaniu zawodu młodszych kolegów w Warszawskiej Szkole Filmowej i plon takich prac oglądamy w zbiorówce, która zatytułowana jest właśnie „kRAJ”.

 

 

Mamy tu obrazki z tak zwanej Polski elementarnej, Polski parterowej, Polski powszedniej, trzymającej się blisko gruntu. To jest Polska z ostatnich materiałów w wieczornych wiadomościach i ostatnich stronic gazet, tam gdzie mieszczą się informacje o incydentach, kryminałki, bilanse wypadków drogowych. A - przykładowo - drogi, od których startuje ta odcinkowa opowieść, to często bywa w naszym kraju rzeźnia, ponieważ na drogi ludzie wyjeżdżają z bardzo wielu powodów, niekoniecznie po to, żeby przemieścić się szybko, sprawnie i bezpiecznie z punktu A do punktu B. Wyjeżdżają, żeby pokazać swoje ego, żeby się pościgać, zaimponować innym swoją sprawnością, przebiegłością i osiągami własnego samochodu, by wykazać wszystkim przygodnym świadkom, że przepisy drogowe są dla frajerów, „a mnie one generalnie nie dotyczą”.

No i mamy z jednej strony Polskę bezmózgów, nieuków, kretynów i tutaj następuje cały szereg pokrewnych określeń, ale mamy także Polskę nauczycieli i okazicieli. Nauczyciel to taki, którego ulubionym zwrotem jest „ja pana nauczę”, a okaziciel to taki rodak, którego ulubionym zwrotem jest „ja panu pokażę”.

 

 

Co jeszcze z filmu wynika? Co da się na jego podstawie o rodakach powiedzieć? Ano, że są to ogólnie, jak mawia młodzież, „nieogary”, czyli osoby nieogarnięte, a więc takie, którym z najwyższą trudnością przychodzą elementarne rzeczy. Mianowicie to, że trzeba się stawić o danej godzinie, w danym miejscu, że trzeba uważać na to, co się dzieje w promieniu metra od nas, żeby nikogo nie potrącić, nie blokować przejścia, nie zastawiać samochodu na parkingu, nie spóźniać się i w ten sposób okazać szacunek dla drugiej osoby i jej czasu. Starać się zapamiętać nazwisko albo imię współpracownika, żeby nie rzucać tekstów w powietrze, nie bać się słów „proszę, dziękuję, przepraszam”, nie bać się uśmiechać. Skończyć z tą arcypolską manią narzekania i krytykowania wszystkiego, wszędzie i zawsze, w przekonaniu, że jak się będzie narzekać, to człowiek w towarzystwie zawsze dobrze wypadnie.

No i mamy urzędy. Z jednej strony przysłowiowo opresyjna izba skarbowa, z jej tępą biurokratyczną nieruchawością, a z drugiej strony skłonność rodaków do odraczania, do odsuwania w przyszłość, do wykręcania się, tak zwany „dojutryzm”, czyli że nawet jeśli ma się zdarzyć coś przykrego, to byle nie dzisiaj. W krajach latynoskich taka postawa nosi nazwę „maniana, maniana”, czyli byle nie dziś, a jutro to się zobaczy.

 

 

U nas w Polsce z kolei karierę robi słówko „a nuż”, które oznacza mniej więcej tyle, że zasadniczo sprawy toczą się swoim trybem, a skoro tak, to przykrości czekają nas nieuchronnie, jeżeli coś zawalimy. Ale zawalamy, bo a nuż ktoś nas nie przyłapie, a nuż wszystko pójdzie dobrze, a nuż jakiś przypadek zdecyduje, że się wywiniemy. I na tym „a nuż” często opiera się cała nasza narodowa i osobista tradycja i prosperity. A że to tradycja, więc również na zdjęciach Polska nie z dnia dzisiejszego, bo ten mamy w filmie, lecz Polska nieco starsza. Bo na to, co obejrzymy w filmie z dziś, pracowały pokolenia rodaków wczoraj.

Mamy też skłonność do radykalnych rozwiązań. Spalić, zabić, utopić, unicestwić przeszkodę, a właściwie przeciwnika, który stanął na naszej drodze, zarąbać go. Oczywiście, na dłuższą metę niczego to nie rozwiąże, ale da tak pożądaną tymczasową ulgę duchową.

 

 

No i pojawiają się stałe elementy gry, intryga biurowa, niesnaski rodzinne i małżeńskie, których nie umie się rozsupłać, wreszcie donos. I jeszcze jedno. Ilość wulgaryzmów, jakie tutaj zostają użyte do opisania świata, a zwłaszcza ludzi, zbliża się do średniej krajowej, chociaż nie jest to polska średnia filmowa, na szczęście. Film jest pod tym względem znacznie bardziej ostrożny, o telewizji nie wspominając. To też jeszcze jedna cecha rodaków, że nie potrafią kogoś dosadnie nazwać, nie używając trzech czy czterech rzeczowników w funkcji epitetu, zresztą zawsze tych samych. Za tym kryje się też przekonanie, że na nic te pięknoduchowskie gadki, bo faceta, który jest winny, kobietę, która jest winna czegoś tam, należy od razu zmieszać z błotem i wyzwać od ostatnich, bo stany pośrednie nie mają tutaj zastosowania. W rezultacie okazuje się, że nie mamy zbyt bogatego języka do opisania świata, a tym samym niewiele widzimy, niewiele rozumiemy, niewiele o tym świecie wiemy. Jak nie posługujemy się szerszym arsenałem słów, to wydaje się nam, że świat jest bardzo prosty, bo przecież można go opisać dwoma rzeczownikami, pięcioma przymiotnikami i czterema czasownikami. I z tym przekonaniem zawsze będziemy w ogonie cywilizowanej Europy.

I jeszcze jedno – emocje, emocje, kult emocji; przekonanie, że ktoś, kto daje upust emocjom, jest szczery, prawdziwy, niezakłamany, autentyczny. W przeciwieństwie do różnych szuj, które kalkulują, knują na zimno przeciwko tym, którzy są szczerzy, otwarci i właśnie emocjonalni. Z tym że oczywiście włączamy emocje, niestety, są to z reguły emocje najgorszego gatunku. Nie oglądamy w tej składance zasadniczo emocji pozytywnych. Jako rodacy też nie koncentrujemy się na pozytywnych aspektach życia, a hodujemy w sobie raczej odruchy obronne, emocje przydatne w walce, i to w walce wyniszczającej, a nie te, które mogły by się przydać w normalnym pokojowym współistnieniu. A wobec bliźnich aktualne pozostają odniesienia typu nienawiść, zawiść, a zwłaszcza zazdrość, chęć wywyższenia się i poniżenia innych, nieustanne porównywanie się. Nikt się nie skupia na tym, żeby się podciągać wzwyż, ale wszyscy bardzo chętnie na tym, żeby innych ściągać w dół i dzięki temu automatycznie znaleźć się o jeden szczebel wyżej i móc na innych patrzeć z góry. Wyjątkowa przyjemność.

 

 

Poza tym - wszechobecny nihilizm. Jak przedsiębiorca, to musi kraść; jak ktoś jest urzędnikiem, to musi być szują; jak kierowca, to urodzony morderca; jak sztuka współczesna, to wielkie g…. A to, że przeciętny rodak jest większą czy mniejszą świnią, która się lepiej czy gorzej kamufluje, to już jest aksjomat, dogmat i w zasadzie sprawa nie warta dyskusji. I jak tu się dziwić, że każdy na każdego jest najeżony.

Film pozostawia nas więc z zupełnie fundamentalnym pytaniem – jak my ze sobą jeszcze wytrzymujemy?

 

 

Piątek, 25.03, godz. 18:00, sala kameralna KOK. WSTĘP WOLNY.


Spotkanie odbędzie się z zachowaniem zasad bezpieczeństwa sanitarnego.
Prosimy o telefoniczne rezerwowanie miejsc pod numerem: (65) 512-05-75

 

DKF 25.03. "Kraj"
Podsumowanie dyskusji

Zestaw nowelek filmowych pod tytułem „Kraj” nie pogłaskał nas, Polaków, po główkach. I takie też było jego zadanie. „Dramat i horror, do którego nie powinno było dojść” – padały opinie. I więcej – niektórzy widzowie byli wręcz zdania, że to „antysztuka i antykultura”, a w sumie strata państwowych pieniędzy, które powinny były zostać wykorzystane na bardziej godne cele. No, i powracało pytanie, czy ten film to lustro oddające Polaków portret własny w miarę wiernie, czy też jest to „krzywe zwierciadło”. Więc – jesteśmy tacy, jak w filmie, czy przeciwnie – obejrzeliśmy podły paszkwil? „Może trochę to przerysowane, ale często też tak bywa” – dało się słyszeć. A poza tym, czy ten ładunek złych emocji to wyłącznie polska specyfika, jak głosi plakat („Czarna komedia o biało-czerwonych”)? Oczywiście, że nie. Ostatecznie film był wzorowany na „Dzikich historiach”, filmie hiszpańsko-argentyńskim z 2014 roku. Tam też się działo! W każdym razie – nawet jeżeli była to pigułka gorzka, to słodziła ją obecność weteranów: Mariana Dziędziela, Jadwigi Jankowskiej-Cieślak, Krzysztofa Stroińskiego. Może więc to, co obejrzeliśmy rozegrało się „daleko od szosy”, a może nie...

 

 

 

Patronat medialny: