Pętla - 6 maja

 

reżyseria: Sun-ho Cho
scenariusz: Sun-ho Cho
gatunek: Thriller
produkcja: Korea Południowa
premiera: 15 czerwca 2017 (świat)

 

W najbliższy piątek obejrzymy wspólnie historię, która się zapętli, zatoczy koło. Zapraszamy na spotkanie Dyskusyjnego Klubu Filmowego Wiesława Kota o stałej, wieczornej porze. Prelekcja krytyka, seans koreańskiej produkcji "Pętla" i dyskusja po filmie. Tekst prelekcji dostępny poniżej.

 

Dzień dobry Państwu,

mamy dzisiaj do obejrzenia interesującą symulację filmową, pochodzącą sprzed czterech lat i z Korei Południowej. Dziełko jest więc nienowe, ale u nas przemknęło bokiem przez ekrany prawie niezauważalnie. Dostępne jest obecnie na płytach, ale kto by się bawił w takie remanenty. A przecież nie chodzi nam o to, aby tutaj epatować świeżynkami jak, nie przymierzając, na liście przebojów muzyki pop, lecz żeby wyłuskać ze współczesnego repertuaru rzeczy filmowe warte oglądu i zastanowienia.

 

 

Mamy więc przed sobą półtoragodzinny film reżysera Sun-ho Cho, którego tytuł przełożono na język polski jako „Pętla”, choć sami mamy w polskiej domenie filmowej obraz pod takim tytułem. Jest to „Pętla” Wojciecha Jerzego Hasa, arcydzieło z Gustawem Holoubkiem i z Aleksandrą Śląską z lat pięćdziesiątych. A w obiegu międzynarodowym film zatytułowany jest po angielsku „A Day”, dzień, ponieważ za przedmiot ma dzień, który to dzień nie może się skończyć. Jeżeli taka historia z zapętlonym czasem nam coś przypomina, to nie jest to przypadek.

W pamięci chowamy komedię amerykańską pod tytułem „Dzień Świstaka”, która była oparta na takim właśnie pomyśle. Tutaj zasada wyjściowa jest podobna, ale tonacja zgoła odmienna. „Dzień Świstaka” to, przypominam, pogodna komedyjka z początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. A ów tytułowy „dzień świstaka” przydarzył się Philowi, który z zawodu jest prezenterem pogody w telewizji, ale bardzo tej pracy nie lubi, do tego stopnia, iż popadł w notoryczną zrzędliwość. Codzienne wystawanie przed kamerą jeszcze by jakoś przebolał, a tutaj redakcja wysyła go na kompletną prowincję do miasteczka Punxsutawney w Pensylwanii, skąd ma relacjonować doroczny Dzień Świstaka. Czyli tamtejszy pierwszy objaw wiosny. Phila nic to nie obchodzi, chce tylko mieć tę wyprawę na prowincję jak najszybciej za sobą. Zamierza już jutro radykalnie zapomnieć o dzisiejszym Dniu Świstaka, z tym że to się kompletnie nie udaje, bowiem następnego dnia budzi się znowu w tym samym Dniu Świstaka. I tak dzieje się drugiego, trzeciego, czwartego i dziesiątego dnia. Przeżywa w kółko te same wydarzenia, spotyka ciągle tych samych ludzi w podobnych okolicznościach, ale tylko on ma świadomość, że wszyscy wpadli w pętlę czasową. To przynosi same fatalne konsekwencje prócz jednej, że mianowicie marudny i zrzędliwy Phil ma teraz okazję do przeprowadzenia metodą codziennych prób i błędów całej kampanii, której celem jest zdobycie serca pięknej Rity, która do tej pory uważała go za nudziarza, a teraz on ma szansę metodycznie, dzień po dniu, tę opinię radykalnie zmienić. Co też Phil konsekwentnie przeprowadza.

 

 

Ale my obejrzymy tragiczny rewers podobnej opowieści. Rzecz startuje od schematu dość klasycznego. Oto tata, autorytet w dziedzinie medycyny, znany lekarz, który buduje swą karierę na wszelkie możliwe sposoby, a choćby i zdjęciem ze stewardesą. Wiecznie w kłopotach finansowych, na szczęście ma pod ręką sierżanta od spraw aprowizacji, wydatków i planowania finansowego. Koszt tej zabawy jest jak zwykle wysoki, to znaczy córeczka, która się wychowuje bez ojcowskiej opieki.

Ale kariera lekarska w świecie medycznym to jedno, a kariera wsparta intensywnym, agresywnym public relations to drugie. Trzeba się poszastać po śmieciowej prasie, podstawić się pod aparaty fotograficzne dziennikarzy, wcisnąć się na Facebooka i pozwolić się tam rozpropagować. Dlaczego? Ano dlatego że karierę mrówy naukowej robi się dzięki publikacjom w wysoce fachowym piśmie „Lancet” na przykład, karierę medycznego maga, swego rodzaju guru, robi się przez prasę bulwarową i witryny internetowe dla konsumentów, którzy zjawiska typu super star poszukują w każdej dziedzinie życia, od ekranu, przez estradę, murawę stadionu po sfery prawnicze czy lekarskie właśnie. Oglądamy Koreę, oczywiście Południową, w wersji luksusowej. Nie takiej, jak ostatnio przebiła się na świecie, w wersji zubożałej, wyjętej ze slumsów, w słynnym filmie „Parasite”, oglądanym i nagradzanym na całym świecie. Tu jest dostatnio, bezpiecznie, marmur, asfalt, chrom i metal. Dlatego tragedia, która wydarza się nagle, w pogodny dzień, na, wydawałoby się, bezpiecznej szosie, tnie bezlitośnie jak skalpel. Oddziela wcześniejsze, wydawałoby się, uładzone, pogodne, wypełnione sukcesami, pełne nadziei życie od tego, co nastąpi potem. Z tym że tak byłoby w wypadku fabuły konwencjonalnej, gdzie występują prawa następczości wydarzeń. Tutaj reżyser zasugerował, że mogą być one zachwiane. Tutaj, za wskazaniem scenarzysty i reżysera filmu w jednej osobie, dochodzi do zapętlenia sytuacji wyjściowej. Z tym że jest to zapętlenie częściowe, pozorne, ponieważ nie obejmuje ono pana doktora, który jest świadomy tego zapętlenia. A niebawem kolejnego mężczyzny, towarzysza jego niedoli.

 

 

Rzecz nie jest tak dalece odległa od ludzkiej psychiki, jak by się mogło wydawać, ponieważ często wracamy do dawnych wydarzeń z przeszłości, obracamy je na wszystkie strony, nicujemy je po raz kolejny, zastanawiamy się nad możliwymi wariantami tego, co mogłoby się zdarzyć, a się nie zdarzyło; analizujemy własne zachowania, przymierzamy różne drogi postępowania, najróżniejsze teksty, które mogliśmy wygłosić, a swego czasu nie wygłosiliśmy, bo nie przyszły nam do głowy albo nie rozumieliśmy całej sytuacji, bo ponosiły nas nerwy albo najzwyczajniej w świecie nie byliśmy wystarczająco dojrzali, żeby się zachować tak, jak byśmy się zachowali mając wiedzę dzisiejszą. Ostatecznie przez całe życie spotykamy na różnych parkowych ławeczkach wiekowe panie i wiekowych panów, którzy powtarzają sobie: ach, gdybym ja wtedy, na tej pierwszej randce… albo: ach, gdybym ja wówczas na tej naradzie się postawił i powiedział tak i tak, tak i tak… albo: gdybym ja na tej egzekutywie komitetu powiatowego czy wojewódzkiego wyrąbał im wtedy prawdę… albo bodaj gdybym przypomniał dziecku: uważaj, gdy będziesz szła do szkoły, jak przechodzisz przez ulicę… Powtarzamy to z pewnym żalem, czasami jako urągowisko wobec siebie samych i własnej przeszłości, która potoczyła się nie tak, jak mogła się potoczyć, najczęściej potoczyła się gorzej. Bo przecież chwil szczęśliwych nie prostujemy w naszych wspomnieniach. Ale tak się dzieje w sytuacji, kiedy jesteśmy jedynymi panami i gospodarzami tego materiału wspomnieniowego, który mamy do dyspozycji w naszym umyśle. Tutaj sytuacja jest inna. Nie mamy wpływu albo mamy wpływ bardzo ograniczony na rzeczy, które biegną tak, jak biegną.

No i kwestia deja vu. Raz po raz przyłapujemy się na tym, że już kiedyś odgrywaliśmy tę scenę w świecie realnym, to się kiedyś już wydarzyło, że wiemy, co za chwilę nastąpi. Może to podświadoma symulacja naszego umysłu, może taka jego właściwość, której jeszcze nie znamy. Może to kwestia intuicji, o której ciągle zbyt mało wiemy. Może kwestie światów równoległych, o których na razie nie wiemy nic, mimo dość rozbudowanej teorii strun, która robi karierę w fizyce współczesnej. Zdarza się, że ktoś przenika z jednego świata do drugiego albo pewna matryca sytuacji powtarza się tu i tam.

 

 

No i pytanie, czy naprawdę jesteśmy w stanie odwrócić bieg wydarzeń, nawet gdybyśmy się znaleźli w tym samym miejscu w analogicznym czasie. Czy przypadkiem nie jest tak, że poruszenie jednej kostki domina czy jednej bierki w grze pamiętanej z dzieciństwa powoduje poruszenie następnych kostek, a de facto zaburzenie całej delikatnej struktury rzeczywistości. Tutaj rzeczywiście może być tak jak w samej teorii meteorologicznej, że trzepot skrzydeł motyla w Ameryce Południowej może wywołać orkan na Jamajce.

Takie życie przypomina koszmar senny. Wiemy, że śnimy, zdajemy sobie z tego sprawę, ale nie możemy ani niczego zmienić, zwłaszcza gdy na przykład uciekamy przed czymś potwornym, ani też nie jesteśmy w stanie się obudzić. Sytuacja tej powtarzalności ma coś z piekła, z niemożności wyrwania się z pętli. Bo czy może być coś gorszego niż nieustanne przyzywanie tragicznej śmierci własnego dziecka, do której ojciec się jakimś sensie przyczynił? Tu scenarzysta i reżyser w jednej osobie idzie o krok dalej. A co by było, gdyby takie Dni Świstaka zdarzały się nie tylko nam, ale i innym osobom, z którymi mamy do czynienia. Gdyby oni też chcieli przeżywać na nowo, w rozmaitych wariantach, wydarzenia z naszym udziałem. Kto wówczas zapanowałby nad tym chaosem? Czy takie pojęcia jak sytuacja, wydarzenie czy los miałyby jeszcze jakikolwiek sens?

 

 

Więc może, jak to nazywał czeski pisarz Milan Kundera, ta nieznośna lekkość bytu jest błogosławieństwem. Fakt, że wszystko w naszym życiu zdarza się jeden jedyny raz, że tak naprawdę nie sposób niczego powtórzyć, nawet gdyby się bardzo chciało, że życie jest przerażająco nieodwołalne, że w sumie może to jednak lepiej. Że może czas płynący w jednym kierunku, bez możliwości powrotu, jest bardziej litościwy, skrojony na miarę człowieka. I może niech już lepiej tak zostanie. A te inne warianty to my sobie obejrzymy bezpiecznie z daleka w koreańskim filmie...

 

 

Piątek, 6.05, godz. 18:00

sala kameralna KOK

WSTĘP WOLNY


Prosimy o telefoniczne rezerwowanie miejsc pod numerem: (65) 512-05-75

 

DKF 6.05.2022 „Pętla”

Podsumowanie dyskusji

Wychodzimy od tego, co oczywiste. Na tym świecie mamy do dyspozycji – oczywiście tylko wydzielonej – przestrzeń i czas. O ile w przestrzeni możemy się poruszać w dowolnych kierunkach, o tyle w kwestii czasu możliwy jest tylko jeden kierunek – do przodu. A przecież naturalną potrzebą ludzkiej psychiki jest próba powrotu do zdarzeń już minionych, przeżycia chwil, które upłynęły, po raz kolejny. Żeby się nimi nasycić albo żeby naprawić to, co poszło nie tak. W życiu realnym jest to niemożliwe, więc zaspokajamy tę potrzebę zastępczo: przez odwracanie biegu czasu we wspomnieniu, we śnie, ale też w literaturze czy w filmie. Czego obejrzana właśnie koreańska „Pętla” była przykładem.

Zgoda, film był miejscami drastyczny, krwawy i głośny. Ale takie też jest tamtejsze kino, nastawione na młodego widza spędzającego czas przy konsolecie na grach, w których trup ściele się gęsto. Ale też film wskazywał, co  Państwo podkreślali, że za tą chęcią powtórnego przeżywania zdarzeń minionych kryje się poczucie winy, wyrzut sumienia. I jeżeli nie da się życia powtórzyć literalnie, to można mieć w tym procesie udział wspomagając inne życie choćby drogą udziału w transplantacji.

Więc – jeżeli nie jesteśmy w stanie zawrócić czasu, możemy przynajmniej starać się przeżywać go intensywnie i pogodnie. I być wdzięcznymi za każdy nowy dzień…

 

 

 

Patronat medialny: